Go to content

Do kobiety, która w tramwaju nazwała mnie złą matką: nic o mnie nie wiesz, nie masz pojęcia, jak daleko prawdy jesteś

fot. iStock/ Guasor

Do kobiety, która w tramwaju nazwała mnie złą matką:

zabolały mnie Pani słowa i chciałabym, żeby wiedziała Pani, jak daleko od prawdy była oceniając mnie zbyt szybko. Jestem matką od pięciu lat, przez 365 dni w roku, siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, a Pani na podstawie jeden sytuacji, jednego zdania usłyszanego przypadkiem, wydała na mnie chyba jeden z najgorszych wyroków – bo przecież żadna z nas nie chce być uznana za złą matkę.

Nic Pani o mnie nie wie, a jednak z satysfakcją i na tyle głośno, bym słyszała, powiedziała Pani do siedzącej obok znajomej „patrz, jak to teraz wszędzie pełno złych matek, co to dziećmi się zajmować nie chcą, po co to w ogóle rodzi i matką zostaje? Biedne dziecko”. Oceniła mnie Pani po tym, jak poprosiłam swojego pięcioletniego syna o to, by w czasie jazdy nie zadawał mi żadnych pytań i był cicho. Nie chodziło o to, że nie chcę się zajmować własnym dzieckiem, że go nie kocham i nie lubię spędzać z nim czasu. Nie zostałam matką z przypadku, to było moje największe marzenie. Nie zrobiłam tego dlatego, że jestem zła matką – zrobiłam to, by właśnie taką się nie stać.

Miałam za sobą naprawdę ciężki dzień w pracy, pełen obowiązków, zadań do wykonania „na wczoraj” i niezbyt miłej rozmowy z przełożonym, która zakończyła się moim płaczem w łazience. Miałam za sobą też ledwo przespaną noc, bo młodszy syn znowu zaczął kaszleć, a starszy obudził się z powodu złego snu i wołał wystraszonym głosem mamę – przysięgam, że serce na kilka chwil przestało mi bić. Rano jak zwykle gimnastykowałam się, by oderwać od siebie dwulatka, który choć uwielbia nianię, wciąż ma problemy z porannym rozstaniem. Jednocześnie walczyłam z własnymi emocjami i łzami cisnącymi się do oczu i czułam, jak po plecach spływają mi kropelki potu spowodowane upałem, zdenerwowaniem i wyrzutami sumienia matki. Te dziesięć minut ciszy w tramwaju było mi potrzebne na złapanie oddechu, poukładanie myśli i uspokojenie się. Na to, by nie wyładować swoich frustracji na kimś niewinnym, by móc być najlepszą mamą na jaką zasługują moje dzieciaki.

fot. iStock/ AleksandarNakic

fot. iStock/ AleksandarNakic

Nie wie Pani, że gdy wysiadamy z synem z tramwaju i idziemy do domu (bez nadeptywania na linie na chodnikach), opowiadamy sobie o swoim dniu i wtedy odpowiadam na setki jego pytań, a on odpowiada na moje – nie ma mowy o ciszy i braku komunikacji, za to jest mnóstwo opowieści, śmiechu i wygłupów. Nadkładam też drogi, żeby synek nie musiał przechodzić obok miejsca, w którym zawsze szczeka wielki pies (panicznie się ich boi) i żeby mógł zaliczyć swoje dziesięć zjazdów na zjeżdżalni i pięć minut huśtania na pobliskim placu zabaw. To czasem nasze jedyne chwile w ciągu dnia, gdy mamy czas tylko dla siebie, zanim w naszą codzienność wkroczą inni domownicy. Chwile, które i dla niego i dla mnie znaczą naprawdę wiele.

Nie wie Pani, że gdy przekraczam próg domu czeka na mnie roześmiany dwulatek, który wtula się we mnie na powitanie tak mocno, że aż dziwię się, skąd w takim maluchu tyle siły.  Nie pamiętam już wtedy o pracy, o pretensjach szefa, obowiązkach, które czekają i naglą, zamykam się w swoim rodzinnym świecie i odcinam od wszystkiego, nie odbieram telefonów i nie sprawdzam maili – długo uczyłam się wyznaczania tych granic. Bawimy się chwilę, a ja udaję, że transformersy, samochody i potwory, to coś, co uwielbiam, choć wciąż gubię się trochę w tym chłopięcym świecie. Potem przygotowuję kolację, w której staram się przemycić warzywa – coś, do czego starszy syn nagle zapałał wielką niechęcią – uwzględniam indywidualne preferencje i prośby dzieci, układam kolorowe kompozycje i robię z kanapek misie. Słowo daję, naleśniki smażę chyba trzy razy w tygodniu, a makaron kupować mogłabym kilogramami, ale nie zamierzam na to narzekać, najważniejsze, że dzieciaki rosną zdrowo i są szczęśliwe – czy tak robi zła matka?

Nie ma Pani pojęcia, że gdy wieczorem kładę się z moimi synkami i czytam im bajkę na dobranoc, choć jestem zmęczona i padam na twarz, to i tak nie oddałabym tych chwil za nic w świecie. Uwielbiam słuchać ich regularnego oddechu po zaśnięciu, patrzeć na ich spokojne twarze i czuć zapach ich włosów, płynu do kąpieli i tej swoistej dziecięcości – dla mnie to najpiękniejszy zapach świata. Patrzę na ich małe dłonie (małe, choć z dnia na dzień coraz większe), głaszczę ich głowy i wiem, że właśnie to się liczy w życiu, że warte jest każdego poświecenia i wysiłku. I wiem też jedno – że nie jestem złą matką. Daleko mi do ideału, popełniam błędy, ale nigdy świadomie nie skrzywdziłabym moich chłopców, a myśl o nich towarzyszy mi w każdej chwili dnia Bez wahania oddałabym za nich życie, skoczyła za nimi w ogień i wydrapała oczy każdemu, kto chciałby zrobić im krzywdę.

Nie widzę nic złego w tym, że czasem proszę syna o chwilę ciszy i spokoju – jestem matką, ale nadal tylko człowiekiem. Chcę, by moje dzieci było tego świadome, by potrafiły wyczuć i zrozumieć potrzeby innych ludzi, by miały w sobie życzliwość, empatię i sympatię do drugiego człowieka. Mam też nadzieje, że nigdy nie będą oceniać nikogo pochopnie i zanim wydadzą o kimś opinię i powiedzą głośno coś, co może go dotknąć, dobrze przemyślą swoje słowa. Pani swoich wyraźnie nie przemyślała.

Zapisz

Zapisz