Go to content

Nie znasz – nie oceniaj, bo możesz się bardzo mocno pomylić

fot. iStock/ MilosStankovic

Niedawno na Facebooku kilka znanych osób rozpowszechniło historię pewnej mamy, która w Empiku zamiast książki kupiła dziecku cukierki – stwierdziła, że na lekturę syn sam sobie naskłada. I zaraz posypały się komentarze, że dramat, że jak tak można, że książka od cukierków ważniejsza, matka wyrodna, głupia i dzieciaka tylko szkoda. Puszyło się wiele osób, że oni słodkości nigdy (a fuj, wstrętny cukier, najgorsze zło!), za to dobrej lektury to dziecku nie odmówią i zawsze kupują – sami idealni rodzice. Niewielu zechciało pójść nieco dalej niż opisany obrazek i zastanowić się, jaki był powód tej odmowy i dlaczego owa mama książki kupić nie chciała – a raczej, czy na pewno chciała, czy może po prostu nie mogła. Bo może było tak…

Oglądali wspólnie książeczki, a jej serce się krajało – dobrze wiedziała, że na żadną jej nie stać, bo w portfelu ma marne 5,20, na koncie niewiele więcej, a do wypłaty jeszcze kilka dni. Syn z wielkimi oczami przewracał kartki podziwiając książkowego bohatera na kolejnych stronach kolorowej historii. „Patrz mamo tutaj, to jego kostium”, „Zobacz, tutaj jest jego samochód. Fajny, prawda?” pytał co chwila przyciągając jej uwagę i powodując kolejne szczeliny w jej sercu. Tak bardzo chciałaby mu sprawić radość, ale te marne grosze, które ma… Może chociaż cukierki mu kupi z tym bohaterem, obok leżą takie w promocji. Na książkę jeszcze nazbierają, babcia się dorzuci, jakoś to będzie…

Ktoś zapyta – to po co w ogóle do sklepu z dzieckiem wchodzi? Przecież wiadomo, że na nic ją nie stać, a mały będzie chciał

Wcale nie chciała wchodzić, nie taki był plan. Po prostu szli przez galerię handlową na przystanek, gdy nagle jej syn zawołał „Zobacz, to ta książka, którą miał ostatnio w przedszkolu Stefan” i jego mała rączka z niezwykłą siłą pociągnęła ją w stronę wyciągniętego palca jego drugiej dłoni. Za progiem sklepu syn z uśmiechem na ustach dopadł do półki i w emocjach zaczął przeglądać kolejne strony książki. Patrzyła na jego radość i nie miała sumienia odmówić mu tej chwili przyjemności, choć dobrze wiedziała, że będzie musiała złamać jego małe serduszko, gdy zapyta, czy mogą kupić tę książkę i poczytać ją w domu. Kupiłaby mu bez wahania tę i ze sto innych, gdyby nie te marne 5,20 w portfelu, gdyby nie ta okropna sytuacja, w jakiej się znaleźli… Więc chociaż na chwilę szczęścia mu pozwoli i może coś mniejszego w zamian znajdzie, tak na pocieszenie  – niechby nawet te cukierki, choć zazwyczaj słodycze mu ogranicza.

Ktoś powie – po co się pchać do centrum handlowego, skoro w portfelu pustki? Po co robić dziecku nadzieję i fundować mu rozczarowanie?

Nie poszła tam na zakupy, nie pojechała do galerii w ramach niedzielnego spaceru – to zupełnie nie w jej stylu, zna lepsze sposoby na spędzenie czasu z dzieckiem. Od znajomych dostała kupon na darmową godzinę zabawy na nowo otwartym placu zabaw – takim, o którym od dawna mówił jej synek, który znał z opowiadań swoich kolegów. No więc pojechała, skorzystała z tego podarunku, dała swojemu dziecku choć namiastkę tego, co zna z codziennego życia innych. A teraz patrząc na uśmiechniętą buzię chłopca – aktualnie wymalowaną przez miłą panią w czarno – pomarańczowe, tygrysie paski – na jego wesołe oczy, które ostatnio były jakby nieco bardziej smutne, wie, że było warto i że drugi raz postąpiłaby dokładnie tak samo. I choć boli ją, że nie mogą po zabawie wejść gdzieś na ciastko z kremem albo dobry obiad, że szybko trzeba przemknąć przez galeryjny korytarz, bez oglądania się na boki, to było warto, bo jej dziecko jest szczęśliwe.

A teraz, kiedy już byli niemal przy wyjściu, ta historia z książką, a ona ma tylko 5,20, wyrzuty sumienia i złamane serce matki. To może chociaż te cukierki, na cukierki jeszcze jej wystarczy. „To chcesz?” – pyta wskazując na paczkę słodkości. „Tak, ale sam sobie uskładam” – mówi jej syn, który pomimo niewielu lat dobrze wie, że w domu się nie przelewa. Ta jego dojrzałość i dobro jeszcze bardziej ją wzruszają i potęgują wyrzuty sumienia. „Cukierki ci kupię. Na książkę sobie uskładasz” – odpowiada w nadziei, że to prawda i że choć trochę osłodzi mu to małe rozczarowanie. Porozmawiają na spokojnie w domu, wyjaśnią sobie, jak zawsze – teraz nie ma siły, bo coś ją ściska w gardle, ludzie dookoła słyszą, wstydzi się, tak normalnie po ludzku jej wstyd. Bo gdyby nie to 5,20…

Nie znasz – nie oceniaj!

Całkiem możliwe, że mama, która była inspiracją dla tej historii, mogła kupić dziecku książkę, że było ją na to stać, że po prostu nie doceniła wartości lektury. A może przedwczoraj wrócili z księgarni z nowymi książeczkami, które jeszcze nieprzeczytane leżą w pokoju dziecka i czekają na swoją kolej? Ale tego nie wiemy, więc nie oceniajmy nikogo po dwóch zdaniach zasłyszanych gdzieś przy sklepowej półce. Nie mamy do tego prawa i być może jest zupełnie inaczej, niż nam się wydaje, a naszą zbyt pochopną i niesprawiedliwą oceną kogoś bardzo skrzywdzimy. Nie doszukujmy się głupoty, nieżyczliwości i ignorancji w przypadkowo spotkanych osobach, nie węszmy podstępu i zła – o wiele lepiej dla nas i dla świata będzie, jeśli postaramy się o życzliwość, sympatię i wzajemne zrozumienie.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz