Go to content

Niewyleczone kompleksy i poczucie winy. Dwie rzeczy, które niszczą ludzi

wzorce negatywnego myślenia
fot. Jernej Graj/Unsplash

Hemingway powiedział, że człowieka można zniszczyć, ale nie można go pokonać. Coś w tym jest, ale jednak przydałaby się mała poprawka tego stwierdzenia. Człowieka można zniszczyć, ale to zupełnie niepotrzebny wysiłek – on sam świetnie da sobie z tym radę. Wystarczą do tego dwie rzeczy – niewyleczone kompleksy i poczucie winy.

Kompleksy niczym demony

Każdy z nas ma w sobie coś, czego nie lubi – a to nos za duży, biust zdecydowanie za mały, zmarszczek coraz więcej, a sukcesów na koncie ciągle niewystarczająco i mniej niż u sąsiada. Obok są sami lepsi, ładniejsi, bogatsi, bardziej utalentowani, nie to, co my – tacy szarzy, zwykli i przeciętni. Wstydzimy się naszych braków, odczuwamy lęk przed ich okryciem, nasze poczucie wartości w pewnych sferach jest mniejsze niż zero. Innymi słowy – dręczą nas kompleksy. I mamy dwie drogi wyjścia – albo je pokonamy i skutecznie się z nich wyleczymy, albo będziemy wlekli je ze sobą przez całe życie i powoli, po kawałeczku niszczyli je za ich pomocą.

Każdy z nas żyje w swoistej bańce, w której gromadzi doświadczenia, przeżycia, emocje. Wszystko, czego doświadczamy, przechodzi przez jej ściany niczym przez filtr, odbija od tego, co w nich zawarte. Niewyleczone kompleksy, z których nie zawsze zdajemy sobie sprawę, są niczym czarna magia, która siedzi w nas i czeka na odpowiednią chwilę by się ujawnić. Gdy to następuje, wychodzą z nas demony siejące spustoszenie w relacjach, zaciemniające obraz świata i powodujące, że stajemy się jeszcze bardziej nieszczęśliwi.  Wszystko, co nas spotyka przepuszczamy przez te kompleksy, a skoro o sobie mamy złe zdanie, to i otoczenie wydaje nam się bardziej negatywne i straszne.

Skąd się biorą kompleksy?

Te kompleksy mają swoje źródło najczęściej jeszcze w dzieciństwie i okresie dorastania. Brak pełnej i bezwarunkowej akceptacji ze strony rodziców, wygórowane oczekiwania i ambicje, którym nie było się w stanie sprostać, wykluczenie ze środowiska rówieśników, wyśmiewanie przez inne dzieci – oto fundamenty, na których kompleksy uwielbiają wzrastać. Czasami w dorosłym życiu, gdy zwiększa się nasza samoświadomość, przekłuwamy bolączki w motywację i determinację do działania – to, co nas „dołowało” staje się naszą siłą i motorem do zmian. Częściej jednak pozwalamy, by kompleksy utrudniały nam życie, powstrzymywały od pełnego jego przeżywania i nakłaniały do stania z boku i nie wychodzenia przed szereg. Lepiej zostać w cieniu, bo jeszcze ktoś zauważy ten wielki nos, ten brak wiedzy, tę urojoną nieumiejętność.

Kompleksów nie warto nieść ze sobą przez życie, bo to balast, który z biegiem czasu coraz bardziej nam ciąży i zwiększa swój zasięg oddziaływania. Zaczynamy czuć niechęć do dzieci siostry, której zawsze zazdrościłyśmy większej urody, puszczamy w świat złośliwe plotki na temat znajomego, któremu poszczęściło się w życiu zawodowym, złorzeczymy każdemu, kto w naszej ocenie ma lepiej, bardziej, więcej.  Obsesja na punkcie jednej cechy powoduje, że stajemy się swoim największym wrogiem i sędzią, który bez wahania wydaje wyrok skazujący i wymierza najsurowszy wymiar kary – bolesność duszy, brak samozadowolenia, permanentny niedostatek satysfakcji i poczucia szczęścia.

fot. iStock/ Marjan_Apostolovic

fot. iStock/ Marjan_Apostolovic

Samoudręczanie

Drugim potworem, który zjada nas od środka i skutecznie powstrzymuje przed szczęściem jest poczucie winy. Według Wikipedii to „stan emocjonalny powstający w sytuacji uświadomienia sobie popełnienia czynu prawnie albo moralnie niedozwolonego”. Dla nas stanowczo zbyt wiele rzeczy kwalifikuje się po te niedozwolone i zakazane. Bo obiad znowu nie dwudaniowy, a jedynie pomidorowa z wczorajszego rosołu. Bo pierogi kupione w barze mlecznym na rogu, a nie zagniecione własnoręcznie na domowej stolnicy. Bo dzieci oglądają już drugą bajkę, a ty zamiast rozwijać ich kreatywność i inteligencję cieszysz się z chwili spokoju. Bo syn na spacerze nie miał czapeczki, a jak to tak, bez czapki, skoro wieje nieco i niebo zachmurzone! Bo znowu opuściłaś trening z Chodakowską albo zjadłaś dokładkę, choć wiesz, że nie powinnaś. Bo sterta czekająca na wyprasowanie coraz większa, zapału u ciebie brak, więc jedynie wyciągasz to, co niezbędne, a na resztę stajesz się ślepa. Bo nie jesteś idealna, perfekcyjna, choć mówią, że da się, że można, że wystarczy chcieć.

Czasami mam wrażenie, że uwielbiamy dokładać sobie udręki i pławimy się w tym naszym poczuciu winy, choć wyniszcza nas i gniecie. Święcie wierzymy, że samokajanie się i złe samopoczucie jest metodą na odkupienie i poprawę sytuacji, że dzięki temu oczyścimy się ze złego i będziemy wolni, ale to tylko złudzenie – im bardziej wpędzamy siebie w poczucie winy, tym bardziej jesteśmy do niego zależni, stajemy się jego więźniami. Dobrze wiedzą to manipulatorzy, dla których wywoływanie u kogoś poczucia winy jest jedną z podstawowych technik – nic tak nie działa, jak wmówienie innym, że postępują źle, zasługują na karę i powinni zadośćuczynić za swoje przewinienia.

Wewnętrzne dokręcanie śruby

Nawet, jeśli powtarzamy oficjalnie, że trzeba odpuścić, że czas wyluzować, że nie można mieć wszystkiego, to i tak często wewnętrznie dokręcamy sobie śrubę i podnosimy poprzeczkę jeszcze wyżej. A potem z wywieszonym jęzorem próbujemy ją przeskoczyć i obwiniamy siebie za to, że wciąż jest to dla nas niewykonalne lub stoimy niczym sparaliżowane i tępo wpatrujemy się w zawieszoną nad nami przeszkodę, niezdolne do wykonaniu ruchu i ogarnięte wyrzutami sumienia. Jesteśmy niezadowolone z siebie, przestajemy się lubić (o ile wcześniej była w nas choć odrobina sympatii), zaczynamy wątpić we wszystkie nasze działania (bo skoro tutaj się nie udało, to gdzie indziej pójdzie pewnie równie źle).

Dopóki jednak nie przestaniemy być swoimi własnymi wrogami i nie zrewidujemy poglądów na nasz temat, nic się nie zmieni. Jedynie samoświadomość w połączeniu z tolerancją dla niedoskonałości i akceptacją naszych wad oraz gotowością do zmian i rozwoju może pomóc nam w przezwyciężeniu tych patologicznych uczuć i zrobieniu kroku ku zadowoleniu i satysfakcji. Bo racją jest, że potrafimy siebie niszczyć, ale na szczęście potrafimy się też odbudowywać i podnosić z gruzów.

Zapisz