Go to content

Znudzenie seksem w małżeństwie? Oboje to czuliśmy. Podpisaliśmy umowę: zero zbliżeń przez pół roku

Fot. iStock/kieferpix

Uczyłam syna matematyki, z córką bawiłam się w dinozaury, sprzątałam, oglądałam z mężem film, a potem szłam do łazienki masturbować się pod prysznicem. Przez długie miesiące wstydziłam się przyznać, ze wolę to, niż seks z mężem. Potem on przyznał, że czuł to samo, zmęczyła go walka o to, bym znów zaczęła go pragnąć. Poza tym, nie ukrywajmy, zaniedbałam się. Depilowałam się najwyżej raz w tygodniu (dobra, rzadziej), chodziłam w rozciągniętych sukienkach, a moje włosy zapomniały co to jest grzebień. A gdy chciałam sobie przypomnieć, kiedy się ostatnio umalowałam– nie pamiętałam.

Nie spodziewałam się tego, że może mi się kiedyś przestać chcieć seksu. Nie potrafiłam też zrozumieć facetów, którzy zaczynają unikać bliskości z żoną. Jak to? Przecież to taka moc, mieć miłość, rodzinę i seks. Mieć wszystko z jednym facetem, to mnie kręciło dużo bardziej niż jakiś Tinder, nieznajome ciała, nowe fascynacje.

Zauważyłam, że kobiety o małżeńskim seksie mówią na dwa skrajne sposoby. Pierwsze opowiadają, jak im jest cudownie, uprawiają seks codziennie, jest raj. Drugie mówią o tym, że seks jest przereklamowany (akurat!), kochają się raz w tygodniu albo raz na miesiąc. Niektóre przestały to robić w ogóle. My długo plasowaliśmy się gdzieś po środku. Ot, zwyczajna wieloletnia para, która uprawia seks dwa, trzy razy w tygodniu. Raz jest genialnie, raz po prostu miło. Statystyki wzrastały nam na wyjazdach, ale to klasyka.

A potem zaczął się COVID, lockdown i zaczęliśmy dusić się razem w domu– wszyscy! Dwa nieduże pokoje, dwoje dzieci. Rozkrzyczana, rozkoszna sześciolatka i podirytowany czternastolatek, którego po prostu rozsadzała energia, bo dom nie jest jego naturalnym miejscem życia.

Nasz dzień? Przysięgam, dzień Świstaka wersja XXI wiek

Obudzona w środku nocy, mogłabym krok po kroku opisać to, co będę robić. Pobudka, kawa, przeglądanie fejsa, śniadanie dla dzieci, zmuszenie Młodej, żeby siadła do zdalnych.

Potem ja, która zajmowałam miejscówkę na kanapie (z laptopem). I on, mężczyzna mojego życia, przy stole. Czujecie? Klepiemy w klawiaturę, czasem gadamy, słyszymy każdą swoją rozmowę. Jak jedno ma spotkanie online, drugie musi iść do łazienki z słuchawkami. Jesteśmy na siebie skazani.
Potem na zmianę ogarniamy sześciolatkę, wychodzimy na spacer z psem (zawsze tą samą trasą!!)wieczorem gramy w rodzinne gry, czasem coś oglądamy.
Seks? To była ostatnia rzecz, o której myśleliśmy.

Owszem, czasem się kochaliśmy. Jak się okazało potem, każde z nas robiło to dla tej drugiej osoby. Pewnie, po było super, obiecywaliśmy sobie, że musimy częściej, ale kończyło się tak samo. Za tydzień znów pospieszny seks. Bardziej dla tej drugiej osoby niż dla siebie. Czasem sobie wypominaliśmy: Ej, za mało mamy seksu – mówił on. Ej, za mało mamy tego seksu– odpowiadałam.

I nagle zdałam sobie sprawę, że ja tego seksu nie chcę, wolę sama zrobić sobie dobrze

Któregoś dnia pogadaliśmy. I to był nasz sukces. Nie zamiataliśmy tego pod dywan, nie udawaliśmy, ze jest okej, pary tak żyją, to życie nas zmienia.
Rozmowa raczej nie była miła.

„W ogóle mnie nie dotykasz w ciągu dnia”, „Nauczyłeś się, jak robić mi dobrze i ciągle idziesz tym samym szlakiem, jestem znudzona”. „Jestem zmęczony, ciągle pracujesz, nie pamiętam, kiedy powiedziałaś mi coś fajnego”. „W łóżku jest nudno”.

Nudno. Właśnie. Byliśmy na siebie źli. Jednocześnie otwarcie mówiliśmy, że wciąż się kochamy. Chcieliśmy, żeby wrócił nam niezły seks.

Myśl pierwsza – ktoś trzeci

To ja wyszłam z tym pomysłem, wydawało mi się, że jak zaprosimy do łóżka inną kobietę to ożywi nasz związek. Ale potem zaczęliśmy rozkminić. Znałam parę, która tak zrobiła– mąż potem odszedł z tą nową. Można się śmiać, ale jaka jest gwarancja, że to jeszcze bardziej nie popsuje relacji. Słaba. Seks na raz? Ale z kim. W czasie pandemii? Gdzie skoro zamknięte są hotele. Odrzuciliśmy ten pomysł.

Myśl druga – wyjazdy regularne

Nie wchodziło w grę, bo covid. Seks w samochodzie? Jakoś się nam się nie uśmiechało. Nie potrafiliśmy niczego wymyślić. W końcu wpadłam pomysł, że najlepszym pomysłem jest umówienie się, że nie możemy tego seksu uprawiać. Pół roku postu. „Ale tak zupełnie?” jęknął mój mąż. Przypomniała mi się rada pewnej seksuolożki. Jeśli pary mają problemy seksualne, czasem dobrze jest odstawić seks. Przestać robić sobie presję.

Ale brak seksu oznacza brak seksu, ale nie bliskości fizycznej. Fizyczna bliskość jest bardzo ważna. Przytulanie, czułe dotykanie, rozmowa. Wbrew pozorom to jest też gra wstępna, nie tylko całowanie i erotyczne zabawy. Grą wstępną jest budowanie atmosfery dużo wcześniej zanim dojdzie do seksu.

Pierwszy tydzień

Nie dotykaliśmy się wcale. Byliśmy na siebie wściekli i tak naprawdę chyba zirytowani naszym głupim postanowieniem. Mąż parę razy próbowałam przytulać mnie w nocy, ale czułam irytację.

Drugi tydzień

Zaczęliśmy rozmawiać, to on zainicjował tę rozmowę. Zaczęliśmy też spędzać ze sobą czas. Nie na oglądaniu filmów, na dzielenie się sobą. Miałam ochotę się do niego przytulić, robiłam to. Trochę chyba kręciło nas, że nie możemy, bo nagle przyznaliśmy się, że mamy ogromną ochotę na seks. Powstrzymaliśmy się, ja też nie poszłam szukać ulgi sama– chciałam zobaczyć, co się będzie z nami działo dalej.

Trzeci tydzień

Dotyk, pojawił się między nami prawdziwy dotyk. Do tej pory każde dotknięcie mnie przez męża kończyło się wkładanem ręki w moje majtki. Nie znosiłam tego. Tak jakby nie potrafił być ze mną blisko bez seksu. Zresztą przyznał to. W jego domu nikt nikogo nie przytulał. Dotyk kojarzył mu nie z seksem. Uczyliśmy się, on się uczył, że bliskość nie musi oznaczać seksu.

Czwarty tydzień

Zasypialiśmy się i budziliśmy przytuleni. Otwarcie gadaliśmy o tym, że człowiek jest jednak dziwną istotą– pragniemy często tego, czego nie możemy mieć.

Piąty tydzień

Już raczej wiedzieliśmy, że tego nie przetrwamy. Wysyłaliśmy do siebie erotyczne wiadomości (nie pamiętam, kiedy robiliśmy to wcześniej, ale dawno), po raz pierwszy od wielu miesięcy mieliśmy ochotę na wspólną kąpiel. I zrobiliśmy to.

Szósty tydzień

Uzmysłowiliśmy się, że zapomnieliśmy co to jest prawdziwa gra wstępna, kuszenie. Kiedyś mój partner uwielbiał, jak dla niego tańczyłam, czy robiłam mu masaż. Dlaczego przestałam? Dlaczego on przestał? Na te pytania nie ma oczywiście łatwych odpowiedzi poza banalnym: bo się nie staraliśmy, nie chciało się nam.

Siódmy tydzień

Tak, zerwaliśmy te cholerną umowę. I mieliśmy świetny seks. Taki, jak kiedyś. Nie będę mówić, że wszystko zmieniło się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo nie. Ale zmieniło się wiele. Nie używamy swoich ciał do odpuszczenia napięcia z pracy, czy z życia. Zaspokojenia się. Znów jesteśmy blisko. I pamiętamy o sobie.