Powiedzcie, jak wygląda seks w waszych związkach. Czy po kilku latach bycia razem nadal płonie płomień pożądania? Czy też wkradła się rutyna, codzienne obowiązki i zmęczenie, a seks staje się wypadkową? Czy nadal macie randki i spontan, ogień w oczach i ciele? Czy też odpuszczacie, bo… dzieci i nie można realizować swoich potrzeb?
Dobry seks łączy ludzi. I to nie tylko mężczyźni chcą przetestować partnerkę na pierwszej randce, ale my też chcemy wiedzieć, jaki on jest, co nam zaoferuje i czym zafrasuje. Sukcesem udanego seksu na pewno jest to, co króluje w nas. Czyli nie tylko biologia, ale to, jak widzimy siebie w naszych głowach. Partner może nas widzieć jako swój ideał, ale co z tego, skoro my w trakcie bzykania
myślimy o fałdkach na udach i brzuszku lub opadających pośladkach. Jak utrzymać pożądanie, podsycać je bez względu na staż pary i wiek? O tym dzisiaj.
Uważam, że wszystko jest kwestią wzajemnej akceptacji i otwartości na siebie. Wiele na siebie bierzemy. Dom, do tego obowiązki w pracy, rodzina i stres. Coraz częściej wracamy do domu zmęczone i z głową nabitą całym dniem. Seks i pożądanie spada na dalszy plan. Z seksu, radości i wzajemnego nakręcania się zostaje tylko obowiązek zaspokajania wzajemnych potrzeb. I to wtedy, kiedy sobie przypomnimy lub któraś ze stron zacznie się domagać.
Pytałam moich koleżanek i kolegów, a nawet jednego ze współczesnych pisarzy erotyków, co robić, aby ten płomień był wiecznie żywy? Odpowiedział „… (…) jak będziesz miała receptę to sama mi o tym powiedz. To jedna z największych sztuk”. Czytałam artykuł w Oh!me o kartach dla par, kiedy każde z nich dostaje zadanie do zrealizowania, jak rozochocić drugą stronę i dać się ponieść magii zapomnienia oraz niezwykłej przyjemności. Przyznam, że gdy obie strony chcą i potrafią się zaskakiwać „wyzwaniami”, kierującymi do wspólnych rozkoszy, to jest to fascynujące, bo to, co najgorsze w związku to nuda w łóżku lub poleganie tylko na sobie .
Sama wpadłam kiedyś w taką „flautę” seksu. Mój partner robił mi wymówki, że go zaniedbuję, że pewnie mam już kogoś innego, skoro nie chcę z nim się kochać. A ja po prostu byłam tak zmęczona pracą i odpowiedzialnością, do tego w ciągłym stresie i niedospaniu, że myślałam tylko o wygodnej kanapie i drzemce, świętym spokoju. Awanturom i zmuszaniu do seksu nie było końca, tłumaczeniu się i wysłuchiwaniu poniżających wywodów również. Wymyślił, że w takim razie założy kalendarz i w każdą niedzielę o konkretnej godzinie będziemy się kochać. To było straszne. Jak obowiązek wyrzucania śmieci. Gdzieś ten zapał, te kurwiki w oczach po 10 latach bycia ze sobą uciekły. Zabrakło pociągu seksualnego, tęsknoty za partnerem, różnorodności w seksie, ciekawości i niedopowiedzeń. Uciekłam. Nie byłam w stanie dalej tkwić w takim związku. To było jak gwałt i przymus bycia kochanką na konkretną godzinę.
Koleżanka miała z kolei męża, który mógł się bez końca bzykać, nawet kilka razy w nocy na śpiocha. Była tak zmęczona odgrywaniem roli „królicy”, że ani pieniądze, ani Paryż, ani atrakcyjny mąż nie były w stanie jej zatrzymać. Innym razem seks z kolejnym partnerem był na początku fascynujący, choć z czasem gdy zamieszkaliśmy razem, tracił na jakości, a na moje inicjowanie wspólnych randek, szaleństw intymnych odpowiadano wymówką, że jest córka. Podobno skarżyła się, że wszystko słyszy i nie podobają jej się nasze przytulanki. Potem wyszło, że „córeczka tatusia” jest zazdrosna o wszystkie jego partnerki, z matką włącznie. Pożądanie i płomień zostały zgaszone prawie w zarodku, a ja dostałam fobii, że nie wypada i że na pewno mała gdzieś jest pod drzwiami, nawet kiedy nie było jej w domu.
- ZOBACZ TEŻ: „Jest wielki. Będziesz zadowolona”. Że co?!
Kolejny związek i znowu na początku było fajnie. Spotykaliśmy się, randkowaliśmy, zaczęliśmy ze sobą pomieszkiwać. Zdecydowaliśmy się na wspólne życie. I klops. W momencie wspólnego zamieszkania jakby szlag wszystko trafił. Zrobiło się nudno, rutyniarsko. Każde w swoich obowiązkach, zmęczeniu, emocjach. Seks wywiało. Ja już wiem, że nie nadaję się do wspólnego życia pod jednym dachem. Randki są najlepsze.
No to co robić aby zawsze było gorąco?
Koleżanki opowiadały mi o swoich przebierankach dla partnerów, odgrywaniu różnych ról, o seksownej bieliźnie, gadżetach erotycznych. Seksie w przebieralniach sklepów, w autach, w parkach, na plaży. Sama świadomość, że ktoś może podpatrzyć nakręcać miała jeszcze bardziej. Przecież dzisiejsze sexshopy, to jak sklepy z najlepszymi cukierkami i ciastkami. Jest genialny wybór gadżetów dla obojga, wymyślnej bielizny, filmów. No właśnie, pytałam, ile z nich lubi wspólnie oglądać porno? Przecież to mega podgrzewa atmosferę. Do tego dochodzą autorskie filmiki przesyłane sobie na komórki z rozbieranek, seksowne zdjęcia ciałka, lub wręcz chwalenie się wprost swoimi darami natury. Wysyłamy sobie zdjęcia z samoorgazmów lub wspólnego seksu, który nagrywamy na pamiątkę, lub aby pochwalić się … znajomym. Piszemy sobie pikantne SMS-y, nakręcając się wzajemnie, aż wyobraźnia sięgnie zenitu. Czyli wszystko z nami dobrze, a jednak po czasie coś opada…
Z rozmów wynika, że coraz więcej par decyduje się na BDSM. Wchodzą w ten obszar krok po kroku. Idą na zaprzyjaźnione party, by popróbować czegoś zakazanego. Ustalają znaki swojej wytrzymałości na ból lub nietypowe doznania. Bardzo popularne są swingers kluby, zorganizowane wyjazdy na wyspy, grupy społecznościowe.
Przytoczę dykteryjkę, jak to koleżanka chciała odpocząć po męczącym związku i koniecznie z dala od Polski. Ktoś jej polecił wyjazd gdzieś na jakieś wyspy do hotelu. Zaskoczona była bardzo dobrą ceną i dziwnymi, tajemniczymi uśmiechami. Okazało się, że owszem jest w raju, na pięknej wyspie i… w hotelu dla swingersów. To od razu druga historia, jak to miałam jechać koniecznie na targi branżowe, a już nie było wolnych miejsc w hotelach. W końcu dostałam potwierdzenie, że jest dla mnie pokój. Pokój był w hotelu… na godziny. To było niezwykle ciekawe doświadczenie w podróży służbowej. Jeszcze o swingersach… Pytałam osób, które regularnie bywają w swingerskich klubach. W jednym z nich dla klientów są co tydzień organizowane seksparty. Można w nich brać czynny udział, a można być tylko obserwatorem. Można się dołączyć lub spędzić czas we dwoje w specjalnie przygotowanym studio na obrotowym, atłasowym łożu. Obserwator jest oznaczony tak, aby nie był zaczepiany przez innych. Zainteresowanie jest podobno bardzo wysokie.
Pary z długim stażem, i nie tylko, przyznają się, że chętnie eksperymentują z innymi parami. Umawiają się na seks, na przykład wykorzystując do tego media społecznościowe. Ogłaszają się, że chcą pogłębić swoje doznania i szukają chętnych osób do wspólnej zabawy. Trójkąty, czworokąty, seks grupowy czy gangbangi. Do tego dochodzi podkręcanie się narkotykami i innymi używkami, które pomagają w rozluźnieniu się lub przejściu na głębszy poziom doznań. Jakby ktoś był zaskoczony, to ja cały czas piszę o Polsce, która przez wielu jest postrzegana jako seks przez dziurkę w koszuli nocnej.
Jak to mówią, wszystko jest dla ludzi. Czasem przebieranki i sexy wygląd z gadżetami nie wystarczą. Chcemy eksplorować głębiej i dalej. Zazwyczaj zaczyna się to tak, że jedno z partnerów rozkręca się i opowiada nam jak to ma pewne fantazje, co go podnieca i zaczyna nas namawiać na eksperymenty. Żali się, że pewna formuła „współżycia” się wyczerpała, a przecież jesteśmy dorośli i możemy zobaczyć czy sprawdzić coś nowego. Jak się nie spodoba to można się wycofać. Tylko pewnych rzeczy nie da się odwidzieć. Nawet w imię „odświeżenia związku” i nadawania mu rumieńców, realizacji swoich fantazji, poczucia, jak to jest? Czasem te granice są już tak przekroczone przez partnera, że trudno wrócić do pierwszych, niewinnych uniesień, bo przed oczami zostają nam sceny, które prowadzą do tego, że tracimy zaufanie do partnera lub porównujemy się z innymi kobietami.
Chcemy wiedzieć „co go tak uwiodło bardziej niż ja”? Czy dalej tego chce, czy może spotyka się za moimi plecami? Choć znam pary, które tak bardzo się kochają, że nikt i nic nie jest w stanie ich złamać jeśli chodzi o wzajemne zaufanie. Jednak granica eksperymentów się przesuwa i czasem już nie wytrzymuje naporu. Kończy się to rozstaniami lub z kolei zawiązaniem się nowych związków.
Na szczęście do łask zaczyna wracać seks tantryczny. Odkrywanie ciała dla przyjemności, a nie zaspokojenia się, przysłowiowego tylko „spuszczenia”. Przecież nie jesteśmy zwierzętami. To wspaniała forma odkrywania siebie nawzajem, wskrzeszania ognia w związku i poznawania swoich ciał, emocji, pragnień i potrzeb. Wzajemne wejście w swoje aury i włączenie całej palety zmysłów.
Przedłużenie rozkoszy i jej zwielokrotnienie. Mężczyźni przyznają się, że zaczynają praktykować i dochodzić do „suchych orgazmów” dając partnerce nieustającą ilość spełnień. Czyli jest nadzieja?
- POLECAMY: Jak mieć dobry seks? Odrzuć „fast”, wrzuć „slow”. Oj, nie udawaj, że tego nie chcesz, czyli slow sex
Brakuje w Polsce nauczycieli tantry, ludzi którzy otwarcie i bez pruderii poprowadzą, pokazując nasze tajemnice do ciała, serca i duszy. To co z tym seksem? Nam, Kobietom, najbardziej brakuje stałego utrzymywania zachwytu i zainteresowania nami, adoracji, zachwytu w oczach. Widzenia nas takimi jakimi jesteśmy, czyli najpiękniejszymi i wyjątkowymi. Mówienia nam o swoich emocjach podczas seksu. Zdecydowania naszych mężczyzn w łóżku i wzięcia za to odpowiedzialności, a nie zastawiania się, czy dostał
wystraczającą ilość serduszek pod swoim zdjęciem na Instagramie.
To wzajemne mówienie o potrzebach i fantazjach, pozwalanie sobie na wzajemne przejmowanie inicjatywy w łóżku, inicjowanie randek, wspólnych wyjść, bycia dla siebie atrakcyjnymi intelektualnie, emocjonalnie i seksualnie. Zachęcanie i podkręcanie siebie do spontanicznych zabaw czy to w seksie hiszpańskim, czy w tantrycznym, czy w każdym innym, który daje nam spełnienie i te nieprzytomne oczy po mega orgazmie. Czego Wam baaaardzo życzę przez cały 2022.