Go to content

Jego nałóg – moje uzależnienie. „Oboje ciągle myśleliśmy o piciu – on o tym, że musi i ma ochotę, a ja o tym, żeby już przestał, żeby to się skończyło”

fot. iStock/ lovell35

Zazwyczaj mówiąc o uzależnieniu mamy na myśli tego, który sięga po alkohol, narkotyki czy inne substancje odurzające, automatycznie łączymy go z tym słowem i to jemu przypisujemy problem. Ale przecież nałóg dotyka nie tylko pijącego, lecz także wszystkich członków jego rodziny, tych, którzy na co dzień muszą zmierzyć się z konsekwencjami uzależnienia. Także i swojego. Kim są osoby współuzależnione?

On pije – ja czuję się odpowiedzialna

Mąż Renaty zaczął pić tuż po narodzeniu ich pierwszego dziecka, trzy lata po ślubie. Wcześniej zdarzało się, że upijał się na imieninach czy urodzinach, po wypłacie wchodził do baru z kolegami na kilka głębszych, ale na co dzień raczej nie ciągnęło go do alkoholu. „Syn był chorowitym dzieckiem, pierwsze lata to nieustanne wizyty lekarskie, antybiotyki, inhalacje i badania. Mąż czasem oskarżał mnie o nadopiekuńczość, że zbyt chuchamy i dmuchamy na chłopaka, że to przesada. Może czuł się odstawiony na boczny tor, niepotrzebny. Wtedy to były inne czasy, ojciec nie przebierał, nie usypiał, był trochę obok. O, widzi pani, znowu go tłumaczę” przyznaje Renata.

Renata przez 30 lat żyła u boku swojego męża alkoholika. Jak sama mówi, przeszła przez piekło, na własnej skórze poczuła, czym jest manipulacja, przemocy psychiczna i jak bardzo potrafi ona boleć. Choć dookoła wszyscy namawiali ją do zmiany, odejścia od męża i rozwodu, oferowali swoją pomoc, ona nie umiała uwolnić się od tej patologicznej sytuacji. „Gdy córka miała 13 lat przyniosła mi adres prawnika z jakiejś fundacji dla kobiet, znalazła go w książce telefonicznej. Błagała mnie o spotkanie z nim, mówiła, że wszystkiego się dowiadywała i że on nam pomoże. Nawet tam poszłam, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Dlaczego? Chyba za bardzo bałam się tego, że faktycznie nam pomogą, że będę musiała coś zmienić, żyć inaczej. Sama nie wiem, może po prostu byłam za słaba”.

Kim są współuzależnieni?

Osoby współuzależnione często mają trudności z tym, by skonfrontować się ze swoimi problemami i próbować je rozwiązać. Choć pozornie może się wydawać, że dobrze wiedzą jak należy postąpić, to zerwanie z pijącym partnerem wcale nie jest dla nich takie łatwe. Czują się odpowiedzialne za niego, kontrolują go, często nawet obsesyjnie. Nie dopuszczają do tego, by poniósł konsekwencje swojego nałogu, tuszują jego wybryki, tłumaczą, przed rodziną i znajomymi będą udawać, że problem jest o wiele mniejszy niż w rzeczywistości lub że w ogóle nie istnieje. Jednocześnie będą żyć w ciągłym lęku i stresie, z niskim poczuciem własnej wartości i przekonaniem o tym, że są gorsze, nie dość dobre. Całkowicie poddadzą się nałogowi partnera i rytmowi życia, który dyktować będzie alkohol.

„Wtedy czasy były inne, nie rozwodzono się tak jak dzisiaj. Kobiety wychodziły za mąż i były z kimś na dobre i złe. Szczęśliwe czy nieszczęśliwe, trwały tak znosząc w milczeniu swój los. Nie ja jedna tak żyłam. Dzisiaj może wszystko byłoby inaczej, teraz kobiety są pewniejsze siebie, wyzwolone, bardziej zaradne. Może i ja bym taka była, odważna, bardziej pewna siebie. Jedyne, czego żałuję, to, że dzieci musiały na to patrzeć, wiem, że nie rozumieją, dlaczego tak żyłam. Córka powiedziała mi kiedyś wprost, że to picie musiało kogoś zabić i dobrze, że to nie byłam ja”.

Współuzależnieni przez lata mogą zaniedbywać siebie i innych bliskich – całe ich życie kręci się wokół osoby pijącej. Paradoksalnie, ten, który zadaje im ból i krzywdzi, jest dla nich najważniejszy. To o nim współuzależnieni nieustannie myślą, jego zachowania śledzą, do jego emocji się dostosowują. Ze wszystkich sił starają się zadowolić pijącego partnera, poświęcają się dla niego kosztem samych siebie, co rodzi w nich frustrację, złość, poczucie samotności.

Przełamać wstyd

Renata zapytana o to, co najbardziej ją powstrzymywało przed zmianą sytuacji i odejściem od męża, po krótkim zastanowieniu odpowiada: wstyd. „Najpierw wstydziłam się tego, że mąż pije, wyzywa mnie, robi awantury. A potem chyba tego, że mu na to pozwalam. Początkowo namawiałam go na terapię, mówiłam wprost, że jest alkoholikiem, że powinien się leczyć, ale on tylko się śmiał albo wrzeszczał, że robię z niego wariata i wymyślam. Prosiłam o pomoc teściową, ale ona bagatelizowała problem – potem dowiedziałam się, że z teściem też przeszła swoje. I przestałam go namawiać, przestałam wierzyć w to, że on może się zmienić, że będzie lepiej. 30 lat byłam z nim i teraz, jak o tym opowiadam, to sama się sobie dziwię. Oboje ciągle myśleliśmy o piciu – on o tym, że musi po alkohol sięgnąć i ma ochotę, a ja o tym, żeby już przestał, żeby to się skończyło”.

Terapia potrzebna jest nie tylko osobie z problemem alkoholowym, ale także jego bliskim, którzy bardzo często są wspóluzależnieni. Z pomocą specjalistów mogą przezwyciężyć swój wstydu, pozbyć się braku poczucia własnej wartości, poczucia winy i przekonania, że nic dobrego już na nich nie czeka, że już zawsze będą nieszczęśliwi. Współuzależnionych trzeba przekonać, że nie są winni temu, że ich bliscy wpadli w nałóg, że to nie po ich stronie leży za to odpowiedzialność. Trzeba nauczyć ich rozpoznawania swoich emocji, potrzeb i reakcji, które przez lata tłumili i spychali na drugi plan, a przede wszystkim pomóc im w zerwaniu z destrukcyjnymi zachowaniami, które sami sobie narzucają i zbudowaniu nowego, satysfakcjonującego życia.

„Żadne z nas nie umiało zerwać ze swoim uzależnieniem – on od alkoholu, ja od opiekowania się nim mimo wszystko. Pewnie gdyby nie jego śmierć – spadł z dachu podczas regulowania anteny u znajomego – do dziś męczyłabym się z nim, żyła w strachu i niepewności. A może to on by mnie wykończył. W końcu nałóg musi zebrać swoją ofiarę”.

 

Imię bohaterki i niektóre informacje na jej temat zostały zmienione.

Zapisz