Go to content

Halina Mlynkova: Gdybyśmy mieli więcej wiary, to więcej cudów by się wydarzało w naszym życiu

Halina Mlynkova opowiedziała nam o swoich świętach i rodzinnej tradycji kolędowania. Przy okazji po raz pierwszy zdradziła sekrety swojej patchworkowej rodziny i opowiedziała o najmłodszym synku Leo, który właśnie skończył pół roku. Czy dojrzałe macierzyństwo jest przereklamowane? Czy patchworkowa rodzina to dla niej wyzwanie? I jakie kolędy oraz potrawy jej rodzina kocha na święta?

Czy my możemy powspominać twoją dziecięcą Wigilię, na styku kultur na Zaolziu?
– W maleńkiej wiosce Nawsie koło miasteczka Jabłonków nasza Wigilia zaczyna się modlitwą. Pamiętam jednak, że z bratem dostawaliśmy w trakcie tej ciszy modlitewnej strasznej śmiechawki. Nie potrafiliśmy się  powstrzymać i tak nam pozostało do dziś. W dzieciństwie mama okropnie denerwowała się, ale dziś oczywiście nam już to wybacza.

Kolacja była przy świeczkach i celebrowało się powoli, a rodzice opowiadali nieprawdopodobne historie, zwłaszcza nasz dziadek lubił wspominać, a myśmy z bratem słuchali ich niemalże bez oddechu.

Na końcu śpiewaliśmy pieśń dziękczynną, a potem szliśmy nie na pasterkę, tylko na jutrznię o świcie kolejnego dnia. Nasz dom jest w dolinie, a jak napadało śniegu, to nie sposób było wyjechać samochodem. Dlatego wszyscy szliśmy na nogach i to było niesamowite, bo przy każdej latarni dołączali się kolejni sąsiedzi i grupka stawała się coraz większa. Dorośli szli razem, a dzieci wyprzedzały ich i opowiadały sobie, co znalazły pod choinką. Do kościoła dochodziliśmy już tłumnie na godzinę 5.00. Na szczęście Jutrznia trwała krótko, bo podczas niej śpiewaliśmy głównie kolędy, więc my dzieci uwielbialiśmy tę uroczystość. Kiedy wracaliśmy do domu, nie szliśmy już spać, tylko dalej cieszyliśmy się świętami.

To ja się teraz nie dziwię, że kochasz kolędy i wydałaś właśnie płytę na święta. Jaka ona jest?

– Chciałam, żeby była intymna, spokojna i nieprzekombinowana. Często słuchacze ode mnie oczekują wysokich dźwięków, muzyki intensywnej i takiej z przytupem, bo są przyzwyczajeni do utworu „Czerwone Korale”. Jednak ja tę płytę tworzyłam tak, by w domach, których zagoszczę na święta, muzyka po prostu nie przeszkadzała i żeby słuchacze się nią nie zmęczyli, żeby chcieli ją odtwarzać jeszcze raz i jeszcze raz.

Jakie kolędy zaśpiewaliście?

– Wszystko zaczyna się od „Adeste Fideles”, czyli od najstarszej kolędy na świecie. Potem jest „Cicha noc”, bez której nie wyobrażam sobie świąt. Klasyk, ale najpiękniejszy! Dalej mniej popularne, ale śliczne… „Dlaczego dzisiaj wśród nocy dnieje”, czy „Hej, hej Lilia”. Na samym końcu – piosenka „Po kolędzie”, do której mój tata napisał słowa w moim pierwszym języku, czyli zaolziańskim. Tam jest zawarty bardzo wzruszający tekst świątecznych życzeń, który zawsze mnie rozkleja podczas muzykowania w tym szczególnym czasie.

Kogo zaprosiłaś do nagrania tej płyty?
– Bardzo zależało mi, żeby to był mój zespół, byśmy potem razem na koncertach utożsamiali się z tym, co gramy. Oprócz tego zaprosiłam Marcina Wrostka z akordeonem i Joszkę Brodę, bo z nim stawiałam pierwsze kroki w branży profesjonalnej. Pamiętam, że kiedy byłam jeszcze na studiach, jeździłam śpiewać kolędy właśnie z Joszko, Tomkiem Malejonkiem i Darkiem Budzyńskim. Czy ty wiesz, że jak ja patrzę na Pałac Kultury w Warszawie, to zawsze przypomina mi się, jak z Joszko stałam w cieniutkim skórzanym płaszczyku po mamie w środku zimy o godzinie 2.00 w nocy i czekaliśmy na spóźnionego kierowcę, który miał nas zawieźć na koncerty? To były czasy moich studiów. Na nowej płycie zaśpiewaliśmy razem jeden utwór a’capella tylko w akompaniamencie fujarek.



W tym roku wiesz już, jak będziesz spędzała święta?
– Moja mama przyjechała do mnie, więc już mamy święta! Mama kocha swój dom, więc musiałam postawić ją przed faktem dokonanym. Zadzwoniłam, że właśnie jedzie po nią samochód i ma się spakować. Ogromnie doceniam, że jest teraz z nami. Dzięki niej dom rano pachnie świeżo zaparzoną herbatą i słodkim kakao dla dzieci. Bardzo mi pomaga, bo u nas jest teraz trójka dzieci: maluch i dwójka nastolatków.

Czy w twoim domu są jeszcze jakieś zaolziańskie potrawy wigilijne?
– Moja mama robi dla nas w prezencie na święta takie przepiękne zaolziańskie okrągłe ciasteczka – orzechowe, waniliowe, czekoladowe. Potrafimy ich zjeść setki i obawiam się, że w tym roku to jednak one do Wigilii nie dotrwają.

Mamy też swoją ukochaną czeską ziemniaczaną sałatkę, która przypomina polską sałatkę warzywną. Najbardziej lubię ją z sosem tatarskim albo domowym majonezem mojej mamy.

Powiem ci, że jak mieszkałam w Czechach i jeździłam na koncerty, to zakupy przed świętami robiłam w ostatniej chwili i jak wpadałam do wielkiego supermarketu, często brałam ostatni worek ziemniaków. Do tego stopnia Czesi kochają tę sałatkę.

Halinko, czy święta rodzina patchworkowej to jest dla ciebie logistyczne wyzwanie? Czy potrafiłaś już jakoś ten temat oswoić?
– Patchworkowa rodzina zawsze jest wyzwaniem, w przypadku świąt trzeba się umówić, z którym rodzicem dziecko zje kolację wigilijną, a wiadomo, że rodzice zawsze chcą  w tym dniu być z tymi, których najbardziej kochają. Czas świąteczny jest bardzo ważny dla dzieci, dla tych najmłodszych, może to nawet najważniejszy dzień w roku. Chodzi o bliskość, atmosferę, tradycję, prezenty. Jedzenie jest na ostatnim miejscu w tym wieku. Ale my sobie z tym świetnie radzimy.

Czy Leo, twój synek, który ma teraz zaledwie pół roku, połączył jeszcze silniej waszą patchworkową rodzinę?
– W naszym domu nigdy nie brakowało miłości i radości. Jednak ten mały chłopczyk faktycznie sprawił, że życie nabrało jeszcze więcej lekkości i ciepła. Jak się na niego patrzy, to wszyscy się natychmiast uśmiechamy. I masz rację, dzięki niemu, syn Marcina – Nikoś i mój syn Piotr są jego braćmi. On wiąże nas ze sobą do końca życia, również w takim wymiarze symbolicznym. Nasi chłopcy mają ze sobą cudowną relację, uwielbiam patrzeć, gdy są we trójkę.

 Ale chcę też zaznaczyć, że Piotrek i Niko mieli świetne relacje dużo wcześniej, zanim pojawił się Leo.

Pamiętam, że przed porodem mówiłaś, że boisz się tego, że Leo będzie podobny do Piotrusia, który miał alergie i sporo płakał.
– Pamiętam, że gdy Piotr był malutki i cierpiał z powodu uczuleń, serce mi pękało, gdy widziałam, jak płacze. Na szczęśćcie odpukać, historia się nie powtórzyła.

Mówi się, że dojrzałe macierzyństwo jest przereklamowane! Zgadzasz się?
– (śmiech). Moim zdaniem to wczesne macierzyństwo jest przereklamowane! Mam wrażenie, że teraz, gdy jestem już bardziej doświadczoną mamą, mam więcej pokory i jest mi dużo łatwiej. Oczywiście Leo mi nie odpuszcza, bo wstaje wcześnie. Jednak pamiętam, jak ja byłam młoda, miałam z tyłu głowy taką myśl, że coś mnie omija, choć nasz Piotrek był bardzo kochanym i wyczekiwanym dzieckiem.



Na koniec chciałabym się spytać, czego byś życzyła naszym czytelniczkom na święta?
– Wszystkim dużo siły i wytrwałości w trudnych dla nas czasach. Życzę też wiary. Otaczajmy się miłością i wierzmy, że niedługo będzie lepiej i w tym kierunku, jak w takie jasne światło wszyscy patrzmy.

Słuchając twoich życzeń, pomyślałam sobie, że jesteś dowodem na to, że za którymś razem kobieta może trafić na odpowiedniego mężczyznę i być spełnioną. To fajne!
– Tak, niektórym udaje się dopiero w bardzo dojrzałym wieku. Popatrz, jaka teraz jest szczęśliwa Urszula Dudziak! Jak wspaniale potoczyło się jej życie.  Znam wiele takich osób i przypadków, dlatego uważam, jakkolwiek nie brzmi to banalnie, że zawsze trzeba wierzyć, że będzie dobrze. Ostatnio miałam koncert w kościele w Żarach i spotkałam tam absolutnie genialnego księdza. Szedł z grzejnikiem pod pachą, kiedy na siebie trafiliśmy pod kościołem. Jeden z najcudniejszych księży, jakich poznałam, bo on nie zachowywał się ja żaden święty.

Wspominaliśmy różne piękne kazania i  powiedział mi o najkrótszym kazaniu księdza Tischnera, które brzmiało mniej więcej tak: „A co ja Wam będę mówić, i tak nie wierzycie”. Jakie to było mocne!

Bo ja to odebrałam nie tylko w kontekście wiary chrześcijańskiej, ale przyłożyłam te słowa do całego życia. Myślę, że gdybyśmy mieli więcej wiary – to więcej cudów by się wydarzyło w naszym życiu.

ZOBACZ TAKŻE: Uchodźcy! Szczepienia! Polityka! Jak się nie pożreć przy świątecznym stole, mądrze radzi Katarzyna Lengren