Syndrom zbawiciela (wybawiciela) może dotyczyć osób, które odczuwają wielką potrzebę pomagania innym. O ile altruizm jest godny pochwały, tak już wchodzenie w rolę wybawcy z każdej opresji, niezależnie, czy dana osoba tego potrzebuje, czy nie, jest niebezpieczne. Syndrom zbawiciela może odbić się zarówno na osobie pomagającej, jak i przyjmującej pomoc.
Syndrom zbawiciela jest stanem, w którym osoba nim dotknięta odczuwa przymus pomagania innym. Z początku może wyglądać to na działanie potrzebne i bardzo wartościowe, ale z czasem nasila się i zaczyna stanowić prawdziwy problem. Pomaganie wymyka się spod kontroli, przybiera czasem postać ekstremalną, wręcz toksyczną.
Bywa, że osoby wchodzące w rolę wybawcy miewają tendencję do tworzenia zaburzonych, współzależnych relacji z innymi. W takiej zaburzonej relacji — przyjacielskiej, partnerskiej, czy rodzinnej — syndrom zbawiciela sprawia, że ostatecznie nikt nie czuje się naprawdę szczęśliwy.
Czym charakteryzuje się syndrom zbawiciela?
Rola wybawcy może wydawać się na pierwszy rzut oka bardzo pozytywna. Niestety to jedynie pozory. „Wybawca” z czasem zaczyna żyć cudzym życiem, wyłapując choćby najmniejszy sygnał o problemach, lub konieczności wykonania jakiegoś zadania. Interweniuje zawsze wtedy, gdy sam uzna to za uzasadnione. Jest w ciągłej gotowości pojawić się i poświęcić wszystko, gdy (wg niego) zajdzie potrzeba. Zaczyna podsuwać własne rozwiązania problemów, a nawet samodzielnie podejmuje działania w imieniu drugiej osoby. Niekiedy sam siebie postrzega jako kogoś, kto działa szlachetnie, pomagając i nie oczekując wdzięczności, co w jego własnych oczach czyni go wyjątkowym.
„Wybawca” bywa nieustępliwy, przekonany o własnej racji, chętnie zdejmuje z innych odpowiedzialność. Tym samym krok po kroku zaczyna przywiązywać ofiary do siebie, odbiera po części niezależność. Nie trzeba długo czekać, by druga osoba poczuła, że została zamknięta w złotej klatce.
Zobacz również: Syndrom oszusta – dlaczego czujemy się niewystarczająco dobre, choć osiągnięcia mówią o nas coś innego?
Co się może za tym kryć?
Syndrom zbawiciela może wynikać z różnych deficytów. Bardzo często wina leży w zbyt niskiej samoocenie. Próba kontrolowania drugiej osoby daje satysfakcję i pozwala poczuć się potrzebnym, niezastąpionym. Niestety to droga donikąd, bo pozwala na maskowanie, a nie rzeczywiste uzupełnianie braków.
Syndrom zbawiciela — jak wyjść z tej niebezpiecznej roli?
Najtrudniej jest uświadomić sobie istniejący problem. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, komu takie działanie pomaga poczuć się lepiej — mnie, czy komuś? Jestem proszony o pomoc, czy bardziej chcę lub muszę pomóc? Dopiero po tym można podjąć kroki prowadzące do „uwolnienia” się od dotychczasowych działań.
Konieczne jest zaakceptowanie tego, że poczucie własnej wartości musi być budowane na nowych zasadach. „Zbawiciel” musi zaakceptować niezależność bliskiej mu osoby, zwracając jej przestrzeń. Powinien skierować energię w inną stronę, np. oddając się własnym pasjom. Powinien zacząć towarzyszyć komuś w życiu, a nie próbować żyć za kogoś.
To, niestety, nie jest wcale łatwe. Często potrzebna jest pomoc terapeuty, który pozwoli zrozumieć przyczyny tego stanu i mechanizmy działania. Ale samodzielnie także można nad sobą pracować, by lżej było przechodzić poszczególne etapy zmiany. Najważniejsza jest chęć zmiany i budowanie relacji na nowych zasadach.
źródło: www.psychologytoday.com psychologyinstructor.com