Budzisz się pewnego poranka i masz wrażenie, że się dusisz. Że coś uwiera cię tak mocno, że nie możesz swobodnie oddychać, cieszyć się życiem, spokojnie wstać i zaparzyć kawy. Myśl o nim przeraża cię. Chciałabyś zniknąć albo obudzić się w zupełnie innym punkcie życia. Chciałabyś zamknąć ten rozdział i zapomnieć o nim, nie myśleć. Ale to się nie uda. To ty musisz wziąć sprawy w swoje ręce. Chociaż oczywiście najlepiej byłoby, gdybyś w ogóle się nie znalazła w tym toksycznym związku.
Jak to zrobić? Czy można uciec przed toksycznym związkiem, zanim ten związek nas zniszczy? Tak, ale trzeba zdecydowanie trzymać się kilku zasad, które pomogą nam uniknąć miłosnych komplikacji. Oczywiście, to nie zawsze jest łatwe, bo gdy w grę wchodzą uczucia, realistyczne podejście do związku i drugiej osoby jest mocno utrudnione.
Jak zatem się nie wplątać w toksyczną relację?
1. Bądz ostrożna
To znaczy nie bierz wszystkiego za dobrą monetę. Po kilku godzinach znajomości naprawdę nie można stwierdzić, że jesteście sobie pisani, że czujecie i myślicie tak samo. Daj sobie czas, zanim powiesz „kocham”, zanim podzielisz się z nim najbardziej wrażliwymi szczegółami twojego życia, zanim zdecydujesz o tym, by wspólnie zamieszkać.
2. Nie poświęcaj od razu wszystkiego
Nie zakładaj od razu, że będziecie razem do końca życia. Trzeba dobrze kogoś poznać, by planować z nim wspólne zamieszkanie, rodzinę, dzieci. Trzeba kogoś choć trochę poznać, by planować wspólny wyjazd… Nie rezygnuj od razu ze swoich marzeń, nie wyjmuj oszczędności z banku, żeby zapłacić za jego marzenia. Nie poświęcaj swoich planów. Zaczekaj.
3. Nie rezygnuj z kontaktów z przyjaciółmi, nie zapominaj o rodzinie i innych, bliskich osobach
Nie pozwól, by on kazał ci wybierać między waszą relacją a nimi. Ten, kto cię kocha wie, jak ważne są bliskie osoby w twoim życiu, jak ich potrzebujesz. Ten, kto cię kocha potrafi zrozumieć, że nie są zagrożeniem dla waszej miłości. Że dla wszystkich jest miejsce.
4. Nie wierz w idealne związki
Nie jest możliwe, że by wszystko układało się jak w bajce od samego początku. Macie różne historie, różne doświadczenia, wychowywaliście się w dwóch, różnych rodzinach. Nie jest tak, że nigdy nie będzie między wami różnicy zdań, że się nigdy nie pokłócicie. Jeśli on mówi ci, że tak właśnie powinno być, bo inaczej to nie jest miłość, wciśnij hamulec bezpieczeństwa.
5. Nie ignoruj sygnałów ostrzegawczych
Jeśli przemoc, czy to fizyczna czy słowna pojawia się już na początku związku, nie ma co marzyć o tym, że pózniej będzie lepiej, a on zmieni się w cudowny sposób. Jeśli jego związek z matką, z byłą narzeczoną, z jest tak silny, że przeszkadza waszej relacji się rozwijać, twoim zadaniem zdecydowanie nie jest walczyć o partnera, ale z dystansem, na chłodno przyjrzeć się jego priorytetom.
6. Nie zapominaj o miłości własnej
Jeśli umiesz się o siebie zatroszczyć, wiesz czego potrzebujesz i czego oczekujesz od związku, potrafisz postawić partnerowi granice – jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że szybko rozpoznasz niebezpieczne zachowania twojej drugiej połówki. Zauważysz, kiedy zacznie cię ograniczać, zle wpływać na twój stan psychiczny, sprawiać, że myślisz o sobie coraz gorzej. Będziesz wiedziała, co jest w związku dziwne i nienormalne, jak nie powinna wyglądać twoja relacja. A przede wszystkim, znajdziesz w sobie siłę, by w porę zareagować.
Bierzesz czy dajesz? Ile rzeczy w ciągu dzisiejszego dnia zrobiłaś dla innych? Wydaje ci się, że nic, że niewiele, a może to tylko przy okazji? A przecież cały dzień ganiałaś, jak na wyścigi… Wszystkie to znamy, codzienny kołowrotek. Ale najwyższa pora, żeby nie kończyć już dnia ze sławetnym „padam z nóg” na ustach. A gdybyś wieczorem, siadała na kanapie i myślała sobie: uff, robota zrobiona, wszystko gra, to może jeszcze wyskoczę na siłownię/spacer/basen/do kina? No tak, mamy pandemię, siłownia i basen zamknięte, ale czy to nie czasem jedynie wymówka?…
Weź kartkę i podziel ją na dwie części. W jednej kolumnie wypisz wszystkie rzeczy, które zrobiłaś dziś dla kogoś innego, w drugiej te, które ktoś zrobił dla ciebie. A teraz podkreśl te rzeczy, które zrobiłaś, ale wyręczona przez ciebie osoba, bez problemu mogłaby wykonać je samodzielnie.
Pamiętaj, że na liście powinny się znaleźć wszystkie czynności; np. zrobienie komuś kawy, śniadania, kanapek do szkoły/do pracy, ugotowanie, sprzątniecie ubrań do szafek, wyręczenie koleżanki w pracy itp.. Poświęcamy naprawdę dużo czasu i uwagi dla innych, i jest to cudowne… tak długo, jak nie ponosimy za to najwyższej ceny – siebie. Bo granica bywa bardzo cienka, a my niesiemy na barkach znamię czasów przesyconych perfekcjonizmem.
Każda uczciwa relacja między ludźmi równoważy się. Dawajmy z siebie wiele, to piękne, ale nie bójmy się odmawiać i odpuszczać. Czy są na twojej liście rzeczy, na które poświęciłaś dziś sporo czasu i energii, choć z powodzeniem mógł się zająć tym ktoś inny? Czy „twoja” kolumna jest wypchana po brzegi?
To co, może warto w ten weekend pochylić się nad swoim czasem? Myślę, że z pewnością uda się uszczknąć go nieco więcej na własne zdrowie i dobre samopoczucie! Do dzieła!
Akcja #łapENDORFINY
Naszych wyzwań szukajcie na naszym profilu na Facebooku: @ohmepl w każdy poniedziałek, środę i piątek. Na miejsca. Gotowi. Start.
Patyczki zapachowe, które pochłaniają i rozpraszają zapach w progresywny, delikatny i bardzo trwały sposób. Walorem Mikado jest estetyka, którą można wykorzystać, jako element dekoracyjny w domu lub biurze. Umieść wazon w wybranym miejscu, a po kilku godzinach Twój dom wypełni zapach.
Kadzidło na bazie neutralnych roślinnych żywic aromatycznych i szlachetnego drewna, do którego dodawane są olejki eteryczne pochodzenia roślinnego. Kadzidło zużyje się w ciągu około 45 minut, ale zapach utrzyma się przez wiele godzin.
Klasyczna saszetka zapachowa idealna do powieszenia w dowolnym miejscu, z praktycznym wieszakiem. Nadaje się do umieszczenia w szafie, szufladzie, wieszaku na ubrania lub pod siedzeniem samochodu.
Aromatyczne „perełki” zapakowane w tiulową torebkę idealnie nadają się do perfumowania w szufladach. Woreczek może być również stosowany w innych zakątkach domu, w szafie, w walizce oraz w samochodzie.
Najłatwiejszy i najszybszy sposób na perfumowanie domu odświeżaczem powietrza, który można stosować w każdym pomieszczeniu. Dzięki wygodnemu dozownikowi, to Ty decydujesz o intensywności zapachu.
Mała butelka wypełniona perfumami z drewnianą zakrętką, która działa jak dyfuzor zapachowy. Sznurek umożliwia powieszenie produktu na lusterku wstecznym. Ponadto jego innowacyjny i atrakcyjny design doda nutę oryginalności w Twoim samochodzie.
* zapach jest wybierany w sposób losowy przez sponsora nagrody.
Koniecznie odwiedźcie naszego partnera, który ufundował wspaniałe nagrody!
– Jestem bardzo uległy jeśli chodzi o moją rodzinę. Kiedy dzieciaki spojrzą na mnie tymi swoimi ślicznymi, maślanymi oczkami to wymiękam i zgadzam się na wszystko – wyznaje Jakub Urbaniak wielu znany jako Podziarany Tata, z którym rozmawiałam między innymi o tym, czy wydziarany mężczyzna może być dobrym rodzicem.
Klaudia Kierzkowska: Niestety tatuaże wciąż budzą wiele kontrowersji – jedni je kochają, inni ich nienawidzą. Czy wydziarany mężczyzna może być dobrym rodzicem?
Jakub Urbaniak: Jeśli ktoś łączy wygląd czy wizerunek z tym, jakim jest się człowiekiem, czy też z tym jakim ktoś może być rodzicem, to moim zdaniem oznacza to tylko jedno – ma poważny problem z otwartością i tolerancją. Tatuaże nie muszą się każdemu podobać, każdy z nas ma inny gust i inne upodobania, co oczywiście szanuję. Jednak fakt, że komuś coś się nie podoba, nie daje mu prawa do krytycznego oceniania drugiej osoby. Do szufladkowania, obrażania i przekonywania do własnych upodobań.
Tatuaże są indywidualną sprawą i oprócz wyglądu nie maja wpływu na nic innego – a przynajmniej nie powinny mieć. Niestety w naszej społeczności wciąż tatuaże postrzegane są jako coś „negatywnego”, coś „innego”. Stanowią pewnego rodzaju przeszkodę przykładowo na etapie szukania pracy.
Jest pan ojcem dwójki dzieci – 7 – letniej Niny i 3 -letniego Bruna. Kiedy żona kończyła studia, pan zajmował się córeczką. Czy dla młodego mężczyzny opieka nad małym dzieckiem była niemalże jak wejście na Mont Everest?
Nie było tak źle. (śmiech) Instynkt rodzicielski obudził się we mnie już w liceum, kiedy to moja siostra urodziła swojego syna. Uwielbiałem się nim zajmować, spędzać z nim czas. Muszę przyznać, że zostanie wujkiem wiele mnie nauczyło, w pewnym sensie byłem już trochę lepiej przygotowany na własne dziecko.
Oczywiście połączenie mojej świeżo otwartej firmy i dwóch kierunków studiów żony, nie było dla nas łatwe. Jednak nie postrzegaliśmy tego czasu jako trudnego etapu naszego życia. Każdego dnia cieszyliśmy się, że zostaliśmy rodzicami, uzupełnialiśmy się, dzieliliśmy obowiązkami. Wspólnie daliśmy radę i wszystko ogarnęliśmy! Nie zapominajmy, że byliśmy wtedy jeszcze młodzi i mieliśmy siły na wszystko – mogliśmy góry przenosić.
Kiedy Nina skończyła 4 lata, pana żona zaszła w ciążę. Może podzielić się pan „złotymi radami” jak przygotować dziecko do pojawienia się rodzeństwa na świecie?
Na pewno trzeba przygotować rodzeństwo na takie wydarzenie, na taką rewolucję, która będzie miała miejsce w jego życiu. Nie można przeczekać, przemilczeć z nadzieją, że „jakoś tam będzie”. Oczywiście sposób przygotowania należy dopasować do wieku dziecka. My czytaliśmy córeczce książeczki o rodzeństwie. Dużo rozmawialiśmy, tłumaczyliśmy, odpowiadaliśmy na wszystkie pytania. Ninka uczestniczyła również w przygotowaniach i na bieżąco śledziła wszystko, co dzieje się u mamy w brzuszku. Rozmawiała z brzuszkiem, dotykała. Już wtedy tworzyła się więź z bratem. Chodzi o to, żeby noworodek nie był rywalem, a przyjacielem i żeby poświęcać każdemu dziecku odpowiednio dużo uwagi. Angażowaliśmy Ninkę zarówno przed porodem jak i po pojawieniu się synka na świecie. Już od samego początku pomagała nam w kąpielach, podawała krem czy pampersa – co sprawiało jej dużą radość.
Co najcenniejszego Podziarany Tata daje swoim dzieciom?
Czas i siebie! Nie ma nic cenniejszego. Mam olbrzymie szczęście, że mogę łączyć pracę z rodziną. To daje bardzo dużo jeśli chodzi o nasze relacje rodzinne.
Dobry i zły policjant. Z którym z nich bardziej się pan utożsamia?
Z pewnością ten dobry! (śmiech). Przecież nie może być inaczej! Jestem bardzo uległy jeśli chodzi o moją rodzinę. Kiedy dzieciaki spojrzą na mnie tymi swoimi ślicznymi, maślanymi oczkami to wymiękam i zgadzam się na wszystko. No prawie wszystko – ale tak, to ja najczęściej jestem tym dobrym policjantem.
Czy stereotyp, że „dziecko potrzebuje przede wszystkim miłości, a reszta sama pójdzie” jest pana zdaniem słuszny?
Myślę, że w dużej mierze tak. Miłość nie bierze się znikąd. To czas i relacja. Jeśli tego nie ma, ciężko mówić o silnej więzi. Miłość to coś co spadło na mnie z nieba po narodzinach pierwszego dziecka – naszej córeczki Ninki. W pełni wtedy poświęciłem się tej miłości i oddałem się w 100%. To niesamowite. Jeśli jest miłość, to kwestie przykładowo finansowe nie grają większej roli. Z miłością naprawdę wszystko „jakoś” idzie. Kiedy mamy siebie, mamy rodzinę, to jesteśmy najsilniejsi i przetrwamy wszystko. Takie jest moje zdanie. Rodzina daje nam nadprzyrodzoną moc!
W dzisiejszych czasach często zapominamy o tym co ważne, poświęcamy się karierze i przestajemy dostrzegać te małe rzeczy. Myślimy, że jeśli zasypiemy dzieci zabawkami to będą szczęśliwe – kupujemy kolejną lalkę, kolejny samochód. Jednak tak nie jest. Dzieci najbardziej cieszą się z nas – z czasu, który z nami spędzą, z zabawy, rozmowy. To jest najcenniejsze i to najbardziej procentuje w relacjach.
Co dało panu rodzicielstwo? Jak zmieniło pana życie, a może nie zaobserwował pan u siebie większych zmian?
Rodzicielstwo zmieniło mnie o 180°! Dosłownie! Wcześniej grałem w kapelach, koncertowałem i żyłem naprawdę lekko. Nie skłamię jeśli powiem, że żyłem chwilą, z dnia nadzień. Jednak kiedy zostałem ojcem zmieniło się wszystko – moje podejście do życia, wychowania, mój cały światopogląd. Zacząłem się wzruszać, dostrzegać więcej i stałem się z pewnością bardziej empatyczny. No i oczywiście zalało mnie morze nieskończonej, bezwarunkowej i niczym nieograniczonej miłości.
Podziarany Tata, jak sama nazwa wskazuje, musi być podziarany – pana ciało zdobi wiele tatuaży. Pamięta pan emocje, które pojawiły się podczas robienia pierwszego z nich?
Tak! To było niesamowite, bo czekałem na ten moment od kilku lat! Na pierwszy tatuaż umówiłem się kilka dni po 18 urodzinach. Już jako nastolatek słuchałem kalifornijskiego punk’a (Blink 182, Good Charlotte itp.) i mega podobały mi się te stylówki muzyków – wtedy zakochałem się w tatuażach i mówiłem sobie, że ja też będę taki wydziarany!
Moim idolem był wtedy Travis Barker z Blink 182. To były moje marzenia, które zacząłem urzeczywistniać po wejściu w pełnoletność. Emocje były niesamowite bo wiedziałem, że rodzice nie są za tatuażami – nawet ich nie informowałem o wizycie w studiu tatuażu. Był koniec września, a ja zrobiłem sobie pierwszy tatuaż na przedramieniu. Chcąc nie chcąc, pomimo słonecznej pogody chodziłem w domu w bluzie żeby rodzice nie zobaczyli. (śmiech) Po pewnym czasie przyznałem się do wszystkiego. Na początku nie było łatwo, pojawiły się spięcia, ale od zawsze w życiu szedłem swoją własną ścieżką. Rodzice zdawali sobie z tego sprawę i wiedzieli, że na moje wybory nie mają zbyt dużego wpływu.
Zaczęło się od pierwszego tatuażu, który zrobiłem będąc w liceum. A potem poszło już szybko – w tym samym roku miałem już kilka dziar na całej ręce. To był dość niecodzienny widok na licealnych korytarzach w tamtych czasach – 12 lat temu.
Wyobraźmy sobie, że za kilkanaście lat pana dzieci oznajmią, że chcą wykonać tatuaż. Co wtedy?
Nie będę hipokrytą. Oczywiście zgodzę się jeśli tylko skończą te 18 lat i będą w pełni odpowiedzialne za swoje życie i swoje decyzje. Na pewno nie zostawię ich samych – chętnie pomogę w wyborze tatuatora, studia, wzoru i metod pielęgnacji.
Najgorzej jest robić z czegoś temat tabu. Wtedy jeszcze bardziej nakręcamy temat i coś co jest zakazane, jeszcze bardziej kusi. Wiem coś o tym. Dlatego lepiej o wszystkim ze sobą rozmawiać, tłumaczyć i wspierać, niż wyzywać i straszyć. To dotyczy wielu dziedzin życia…