Go to content

Żeby być dobrym człowiekiem, trzeba najpierw samego siebie pokochać i zaakceptować, wybaczyć sobie

fot. SimonSkafar/iStock

Dostaję nagranie na komunikatorze. Włączam. Ksiądz opowiada, jak to dzisiejsi mężczyźni są słabi, nijacy, że prawdziwi mężczyźni zostali wymordowani podczas II wojny światowej, a teraz to nic nie robią, tylko siedzą w kawiarniach i patrzą przez szybę na ulicę. Śmieje się z nich i kpi. Słucham i oglądam to nagranie i nie reaguję, nie odpisuję nadawcy. Czuję, że ksiądz został księdzem, bo nie było innego wyjścia w jego sytuacji życiowej. Mógłby się nazywać „zwątpienie” bo zwątpił w człowieka, a przede wszystkim w swój ród męski, pierwiastek męski.

To kim jest ksiądz? Dla mnie może być kim chce, byle by nie robił krzywdy innym. Natomiast nie podoba mi się intencja z jaką nadawca przesyła mi to nagranie: „jako inspiracja”. Jakim prawem ktoś ingeruje w mój światopogląd?

Parę dni później dostaję kolejne nagranie od tej samej osoby. Kościół, jakiś duży spęd. Siedzi ksiądz z miną „że boska kara się właśnie dokonała”, a pośrodku stoi mężczyzna, który chciał uzdrawiać ludzi bez pomocy Boga i opętał go szatan, a teraz żyje w bożej miłości i błogosławieństwie. Dookoła tego nieszczęśnika siedzi młodzież, patrząc przerażona i z otwartymi buziami, jakby gość wrócił żywy z piekła. Nadawca szczuje mnie diabłem. Nie wiem, czy żyję w XXI wieku, czy czasy inkwizycji dla kobiet nastają na nowo?

Nie będzie dzisiaj o kościele, ale o łamaniu naszych granic. Jeśli ktoś jest agnostykiem, żyje według swoich zasad, to dlaczego określa się to jako nieprawidłowość i koniecznie chce się go „nawrócić” na prawa znane i akceptowane przez innych. A skąd wiadomo, czyja racja jest bardziej właściwa? Jaka religia jest najbardziej prawidłowa i dobra dla nas? Czy tłum ma zawsze rację i trzeba za nim podążać, bo wie gdzie jest właściwe wyjście? Jakim prawem „naprawia” się drugiego człowieka, kiedy o to nie prosi? Kto i komu dał takie prawo aby wtrącać się w czyichś światopogląd, wartości i moralność, życie? To przecież Jezus zamiast krytykować i oceniać, wypowiedział słowa: „Kto z was jest bez
grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”. Dlaczego nie szanujmy wyborów i inności ludzi?

Dlaczego i jakim prawem wtrącamy się w życie innych i mówimy w co mają wierzyć, co kupować, w co się ubierać, co jeść, jak wychowywać dzieci, jak się kochać i z kim? Jak leczyć i u kogo, jak umrzeć i być pochowanym!

Jest coś takiego jak „wolna wola”. Nasz ludzki, wolny wybór i to aby go uszanować. To, co w życiu jest najważniejsze to miłość. Kochać drugiego człowieka takim jakim jest. Bez oceniania, krytykowania, mówienia mu jaki ma być, co czuć i co robić. Pamiętacie jak Jan Paweł II przyszedł do swojego niedoszłego zabójcy Ali Agcy? Jak na niego patrzył z miłością i jak rozmawiał. Umielibyście przyjść do kogoś, kto chciał was zabić i wybaczylibyście mu? Właśnie taki mógłby być dla mnie każdy kapłan, bez względu na religię, być wzorem dla swoich wyznawców. Wzorem miłości i wybaczenia. Jeśli już nazywa się kapłanem i chce zbawiać dusze.

Dużo się teraz mówi o świadomości, uduchowieniu, New Age. Na Fb jest teraz wielu szamanów i szamanek, ludzi którzy opowiadają o swoich uzdrowieniach, cudach i oświeceniu itd. Powiem to, co usłyszałam kiedyś od pewnej osoby, a co ciągle mi brzmi w uszach: „Oświeconą osobą można nazwać taką osobę, która nie ma w sobie krzty nienawiści, zawiści, zazdrości. Jest czystą miłością bezwarunkową dla każdej żywej istoty i to, co się zdarza w jego życiu też przyjmuje z miłością”. Czyli szacunek dla drugiej istoty taką, jaka jest, jaka się urodziła. Aby taką istotą być, trzeba najpierw samego siebie pokochać i zaakceptować, wybaczyć sobie. Przyjść z czystą energią, nie pchać się do pomagania i uzdrawiania, kiedy sami mamy problemy ze sobą. Bałagan fizyczny w domu i mentalny na poziomie umysłu i ciała. Piekło w sercu, piekło w głowie.

Zbliżmy się chociaż odrobinę do takiego obrazu boskości i dzięki temu nie będziemy przekraczać granic innych i swoich. Bo osoba, która mówi nam jacy mamy być, to właśnie gwałci nasze granice. Taka osoba wysysa naszą energię i chce wtłoczyć w nas swoje inne, a często negatywne wzorce, bo sama siebie nie akceptuje. Nie lubi. Nie kocha. Więc jak „popsuje” innych to trochę się nami pożywi.

Może to dla niektórych abstrakcja, ale z tego co obserwuję, coraz więcej ludzi zaczyna na tę swoją stronę energetyczną zwracać uwagę.
To tracenie swoich granic, ich przekraczanie zaczyna się już od dziecka. Prosty przykład. Dziecko ma ulubioną zabawkę, nagle rodzic zabiera ją i daje innemu dziecku. Bo tamto jest biedniejsze. Kto zapytał dziecka, czy ono chce oddać? Może gdyby się zapytać i wyjaśnić sytuację samo by dało i to niejedną. Ale byłaby to jego świadoma i przemyślana decyzja. Aaaa, „dzieci i ryby głosu nie mają”.

Naprawdę? A ilu z was jednak pamięta takie sytuacje i jak bardzo to bolało. Kolejny przykład, karmienie na siłę dzieci i jeszcze tego co my uważamy, że ma jeść. A jednak dzieci, w pewnym wieku, potrafią sobie otworzyć lodówkę i powiedzieć na co by miały ochotę i ile tego? Nie wspominam już o podnoszeniu głosu czy karaniu, wymuszaniu, rozbieraniu przy obcych ludziach czy upominaniu na forum publicznym, bo mamusia ma zły humor i musi się wyładować. Od tego się zaczyna, a potem się dziwimy, że ktoś każe nam robić coś, co jest wbrew naszej woli, a my się na to godzimy.

Czy to w pracy, w domu, w łóżku, w rozmowie. Przez rezygnowanie i oddawanie naszych granic, oddajemy energię. Przychodzimy do domu zmęczeni, źli, bez humoru, bez chęci na cokolwiek. Tylko spać. Cała wiedza i mądrość jest w nas. Każdy z nas jest na tym świecie po to, aby wypełniać swoją misję i spełniać swoje marzenia i potrzeby, a nie żeby realizować czyjeś scenariusze i prawdy. Gdy przekracza się granice to zaczyna się wojna. Ta domowa i ta światowa.