Go to content

„Moja przyjaciółko, która znęcałaś się nad swoim mężem. Uważam, że zasługujesz na życie bez miłości”

Fot. iStock/KatarzynaBialasiewicz

Nikt ci nie powie tego wprost, nikt też nie wie, jak naprawdę traktujesz bliskich. Potrafisz być taka urocza. Ale my wiemy, jak ranisz. Możesz zgrywać porzuconą żonę, opowiadać bajki innym. Ale znasz prawdę. I mam nadzieję, że to przeczytasz– inaczej nie mogę do ciebie napisać, wszędzie mnie zablokowałaś. Tylko dlatego, że powiedziałam ci prawdę.

Prawdę, którą zresztą próbowałam mówić przez lata: przeginasz, to się źle skończy, on tego nie wytrzyma. Mówiłaś: jak nie wytrzyma, to niech spier…. Nie on? To inni.

Tylko tych innych nie ma, jesteś po czterdziestce, wiecznie z pretensjami, wkurzona, uważająca, że reszta ma ci służyć. A magiczni „inni” chcą cię tylko na seks, a na życie wybierają młodsze.

On

Twój chłopak, a potem mąż. Dobry człowiek. Typ, na który takie dziewczyny, pewne siebie, atrakcyjne, nie zwracają uwagi, bo wolą złych chłopców. Zresztą do pewnego stopnia rozumiałam to: też wybierałam beznadziejnych facetów. Adam był inny. Kończył studia i chociaż pracował w knajpie, był tytanem pracy, chociaż wtedy jeszcze bez samochodu, oszczędności. Zakochałaś się w jego miłości do ciebie, lubiłaś tak mówić. Kocham go, bo on tak bardzo kocha mnie. I jeszcze mówiłaś:
Kocham go, bo jest dobry. Bo jest miły, ciepły, wyręcza mnie.
Nie zawsze byłaś wobec niego lojalna, już wtedy potrafiłaś śmiać się z niego z koleżankami, które polowały na bogatych prawników, czy biznesmenów.

A potem zamieniałaś się w słodką dziewczynę. Wtedy już miałaś „skoki w bok”. Tłumaczyłaś, że w seksie nie jest perfekcyjnie, Adam jest zbyt dobry, żebyś mogła go do szaleństwa pragnąć. Kręciłam głową, mówiłam, że życie na dwa fronty jest nie w porządku– mówiłaś: „Nie ma dwóch frontów, tamto to zabawa”.

Pobraliście się, urodziłaś dzieci. Nieustannie na niego narzekałaś. Że jest za nudny, za męczący, że za bardzo zajmuje się dziećmi, za mało tobą. Byłam taka wściekła. Wiem, przemawia przeze mnie zazdrość. Bo gdy dostawałam od życia bęcki, ciebie otaczał opieką męski, czuły troskliwy mąż i ojciec. Który poza swoją rodziną nie widział świata– a wiem, że się podobał, bo pracujemy w tej samej branży.

Ty

Mijały lata. Zaczęłaś go zdradzać, imprezować, nie wracać na noc. Byłamtwoim alibi. Oczekiwałaś tego, a ja nie potrafiłam cię zawieść. Adam myślał, że jestem chodzącym problemem, bo ciągle musiałaś mnie „ratować”. Jechać ze mną na weekend, nocować u mnie, polecieć do Włoch, bo „chcę się zabić”. Nie protestowałam, myślałam, że się otrząśniesz. Potrafiłaś się tłumaczyć. Rodzina cię przerosła, nic nie wiem o opiece nad dziećmi, o tym jaka to odpowiedzialność. Ale nie ładowałaś akumulatorów tylko go zdradzałaś. Cierpiałaś z powodu kolejnych facetów, a Adam był z waszymi dziećmi, odrabiał lekcje, jeździł na zebrania, woził na zajęcia dodatkowe.
Tak, bywałaś idealną matką. Jak miałaś dobry moment. Jak budziły cię wyrzuty sumienia, wracałaś z podróży emocjonalnej zwanej romansem.

Poza tym popijałaś wino, właściwie nieustannie byłaś na rauszu. Długo cię kryłam, sama jestem dzieckiem alkoholika, ale w końcu i właśnie dlatego postanowiłam się odsunąć, porozmawiać z Adamem– odebrałaś to jako największą nielojalność.

Adam w końcu się otworzył: od dawna wiedział, że pijesz, był bezradny, robiłaś w domu afery, wrzeszczałaś na niego, wyzywałaś, krzyczałaś, że jest śmieciem i nikim. On? Facet, który pracował, opiekował się wami, tyle rzeczy robił za ciebie.

Staliśmy się twoimi wrogami, choć tak naprawdę jako jedyni cię kochaliśmy i chcieliśmy pomóc. Kolejne trzy lata piłaś

Rzuciłaś pracę, biegałaś na terapię, a potem znów wracałaś do alkoholu. Ile on zniósł? Butelek, które chowałaś w pralce, szafce i w torebkach, małpek poupychanych po całym mieszkaniu. Awantur, które robiłaś myśląc, że dzieci śpią– niestety się budziły, czego nawet w transie nie zauważałaś.
Miałaś pretensje, że robi się twardszy, nie zgadza się na wszystko, stawia ci granice.

Ja

Tak, to ja go do tego namówiłam, choć ty uważasz, że przyjaźń to zgoda na twoje upadanie. Bo to już nie była wolność, prawda? Ani nie zabawa?

Ale też już nie mogłam patrzeć, jak ranisz dzieci. Obudziłaś we mnie najgorsze wspomnienia z mojego dzieciństwa.

W maju Adam się spakował, wyprowadził do pustego mieszkania rodziców. Razem z nim spakował się twój siedemnastoletni syn. Powiedział ci wprost, że nie może patrzeć, ja pijesz, że się ciebie boi, bo zamieniasz się w potwora. Siedemnastolatek. Obraziłaś się na niego. Nie dostrzegłaś, że to nie brak miłości a wołanie o pomoc.

Tylko Maja, dziesięciolatka została z tobą. Tak, wciąż cię kocha. Wytrzeźwiałaś na tyle, żeby ją wozić do szkoły, na zajęcia, robić jej obiady. Potem były wakacje, więc znów mogłaś pić, bo była u ojca, dziadków albo obozie. Wytrzeźwiałaś, żeby brać więcej zleceń, bo musiałaś zarabiać, choć Adam i tak nie odciął ci dostępu do konta. Ale wieczorami i tak chlałaś, wypisywałaś mi wiadomości, że to spisek, że mamy romans. Jak nie odpowiadałam, bo terapeutka zabroniła mi się wdawać w dyskusje, gdy jesteś pijana– atakował mnie kolejnymi smsami jaka jestem podła i uwiodłam ci męża. W końcu mnie zablokowałaś,  w towarzystwie powiedziałaś, że mamy z Adamem romans i jestem twoim największym rozczarowaniem.

Nawet gdybym chciała mieć ten romans, to on wciąż kocha tylko ciebie. I czeka, aż się ogarniesz, zrozumieć. Wierzy w ciebie. Po tym wszystkim, po tym, jak latami go traktowałaś. Ale też jest w terapii i za chwilę się obudzi z tego obłędu. Naprawdę odejdzie.

Nie, nie do mnie. Ale do jakiejś innej. I już go nie odzyskasz. Dorośnij, spójrz prawdzie w oczy. Miałaś wszystko i na własne życzenie to zniszczyłaś. Naszej wspólnej koleżance mówisz, że zrozumiałaś, że jednak kochasz Adama. Ale chcesz, żeby wrócił do ciebie na twoich warunkach– to już niemożliwe. Mnie nienawidzisz, teraz to o mnie mówisz: „śmieć”

Dobra część mnie mówi– zawalcz o rodzinę, nieważna jestem ja. Masz tak dużo. Wciąż jeszcze masz.
Ta zła ma ochotę ci wykrzyczeć– zasługujesz na brak miłości. Zasługujesz na to, by zostać sama. I na pewno nie zasługujesz na tak cudownego i dobrego człowieka.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W