Lubię dzieci. Na serio, nic do nich nie mam i nawet sama kiedyś chciałabym zostać matką. Bo do matek też, ogólnie, nie żywię uczuć negatywnych, a jedną – swoją własną – wręcz ubóstwiam i nad życie kocham. Ale krew mnie zalewa, gdy z macierzyństwa robi się coś jakby tarczę wokół własnej osoby, wytłumaczenie wszystkich swoich niedoskonałości i niedociągnięć oraz „zdolność” nadprzyrodzoną, której Batman, Superman i Bond razem wzięci nigdy posiąść nie zdołają.
„Tylko matka wie, tylko matka zrozumie” – och, jakże często ostatnio widzę takie wpisy na Facebooku, te hasztagi dołączane do anegdot z życia codziennego, które z miejsca dzielą ludzi na tych lepszych – dzieciatych, i tych nieoświeconych, jeszcze bezdzietnych, w naiwności i swawoli żyjących. Matka Polka wiecznie zmęczona, niewyspana, zapracowana, ale zarazem wszechwiedząca, posiadająca wiedzę tajemną i prawa większe niż ci, którzy pieluch zmieniać nie muszą. Nie masz dzieci – według niej nie wiesz, co to:
Zmęczenie? Nie wiesz, co to zmęczenie skoro nie masz dzieci, wstydzić się powinnaś, że w ogóle śmiałaś coś takiego powiedzieć. I choćbyś na dwóch etatach pracowała, co wieczór kładła się do łóżka z wrażeniem, że kolejny dzień znowu przeleciał nie wiadomo kiedy, tak dużo i szybko się działo, to i tak będziesz bardziej wypoczęta od niej – bo ona tak twierdzi i basta.
Odpowiedzialność? Nie znasz znaczenia tego słowa, dopóki mały człowiek nie wedrze się w twoje życie i nie zacznie go ustawiać według siebie i swoich humorów. Wtedy dopiero rozumiesz, że nie jesteś sam na tym świecie i musisz liczyć się z innymi, że pępek świat jest zupełnie gdzie indziej, niż ty. Ty egoisto!
Emocje? Prawdziwych emocji nie znasz, bo skąd masz je znać – jedynie posiadanie dzieci pozwala ci na ich doświadczenie. Twój potomek jest niczym magiczne zaklęcie otwierające tajemną kryptę z uczuciami, więc nie mów o emocjach, bo nie masz do tego prawa, serca jeszcze nie używasz tak, jak trzeba.
Szczęście? A co ty możesz mieć za szczęście, skoro nie budzi cię tupot małych stóp – co najwyżej białych mew po piątkowej imprezie w gronie podobnych tobie bezdzietnych nieszczęśników. Wmawiasz tylko sobie i innym dookoła, że jesteś szczęśliwa, ale poczekaj, aż zostaniesz matką – wtedy zrozumiesz, dopiero wtedy się dowiesz.
Brak czasu? Ty czasu masz mnóstwo (w przeciwieństwie do matek) i trwonisz go, bo jedynie Matka wie, jak jest on cenny i jak bardzo może go brakować na wszystko. Bezdzietni nie mają bladego pojęcia, nie mogą sobie tego nawet wyobrazić, więc przestań narzekać.
Powiem wam coś teraz, Matki z Facebooka, Matki pozornie perfekcyjne, Matki wywyższające się i robiące z siebie nadludzi – rzygam tymi stwierdzeniami! Mam dość waszego puszenia się i kreowania na superbohaterki. Nie traktujcie bezdzietnych jak ludzi bez serca i rozumu, egoistów myślących tylko o własnych przyjemnościach i karierze, obywateli gorszego sortu (choć w obecnych czasach to chyba nawet komplement). Nie jesteśmy zombie głuchymi na cudze emocje i uczucia, nie idziemy przez życie z klapkami na oczach i sercami zamienionymi w bryły lodu. Nie obca nam empatia, sympatia i życzliwość, a robienie z siebie kogoś lepszego tylko dlatego, że ma się tygodniowo dziesięć pralek prania, a nie dwie, że podjęło się inne wybory i inaczej układa się swoje życie, jest lekkim nieporozumieniem.
Dziwne są te współczesne czasy, gdy z rzeczy tak naturalnych i oczywistych robi się wielkie WOW i oczekuje zewsząd oklasków i taryfy ulgowej. Ba, w czasach, gdy pieluch prać nie trzeba, w sklepach produktów pod dostatkiem, a urlop macierzyński jest jednym z najdłuższych w Europie – nasze matki, babki, prababki to dopiero były bohaterki i Matki Polki! Dlaczego niektóre (podkreślam – niektóre!) kobiety oczekują, że będzie się je traktować jak święte krowy z powodu tego, że są matkami? Skąd bierze się ich przekonanie, że fakt posiadania dziecka czyni je bardziej światłymi i uważnymi, wiedzącymi lepiej i widzącymi wyraźniej? Kto dał im przyzwolenie, by wywyższać się nad singli, singielki, bezdzietnych i bezdzietne? Kto dał im prawo, by macierzyństwem tłumaczyć wszystkie swoje wpadki i wtopy, by na własne dzieci zwalać nieustannie winę, by żądać więcej z powodu większej rodziny?
Pewnie, są rzeczy, które tylko matka może zrozumieć, są takie, które tylko matka wie – sęk w tym, że nie oznacza to, iż jest ona mądrzejsza i lepsza od innych. Znam wiele fantastycznych kobiet, które nie traktują swoich dzieci jak dopust boży, nieustającą próbę ich cierpliwości, huragan, który wpadł w ich życie i zmiótł wszystko do gołych fundamentów. Nie robią z nich ósmego cudu świata, świętości nad świętościami i centrum wszechświata. Nie dostrzegłam w nich krzty zadęcia, pychy i arogancji, za to całe mnóstwo życzliwości, ciepła i wspaniałomyślności. Nie wstawiają durnych hasztagów, nie krzewią dookoła poglądów o wyższości macierzyństwa nad bezdzietnością, nie oczekują specjalnego traktowania ze względu na stan rodzinny – jak widać są rzeczy, które tylko mądry człowiek wie i tylko mądry może zrozumieć.