Go to content

Czym, tak naprawdę, różnią się dzieciaci znajomi od bezdzietnych singli? Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi…

Czym tak naprawdę różnią się dzieciaci znajomi od bezdzietnych singli? Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi...
Fot. iStock / ArtMarie

Więc masz już wesołą gromadę, udało się dorwać i męża. Oprócz oczywistych faktów takich, jak miłość, brak samotności i radość z obcowania z rodziną , które świadczą o wspaniałomyślności Matki Natury rozdającej ludziom dzieci i mężów, to poziom satyry niektórych codziennych smaczków z ich udziałem, przekracza ludzkie pojęcie. Wręcz prosi się o lekkie wyśmianie. Nie, nie o lekkie. Sceny z życia rodziny proszą się o porządne darcie łacha, bo zanim zmurszejemy do reszty drodzy państwo, to powinniśmy nauczyć się dystansu do otaczającej rzeczywistości i śmiać się z tego, co zazwyczaj spędza nam sen z powiek. Więc czym tak naprawdę różnią się dzieciaci znajomi od bezdzietnych singli? Ot śpieszę się poinformować – studium przypadku na podstawie pięciu popularnych kategorii.

Samochód

Kupowałaś ostatnio auto od jednego takiego, co ani dzieci, ani żony tylko dobra „łycha” na lodzie wieczorem, masturbacja kiedy się zachce, z kim się zachce  oraz nieprzerwany sen do południa bez „Tata! Kanapkę! Kupę! Zatemperuj mi kredki!”. Singiel. Po prostu. Kiedy wsiadałaś do samochodu przed kupnem szukałaś na półkach drzwi filcowych papuci na gumce jak w muzeum starej daty i płynu do odkażania rąk.  Mało tego – pokładowy zegarek pokazywał dobrą godzinę, a wszystkie przyciski w panelu radia zdawały się działać.

Elektryczne szyby faktycznie elektrycznie się opuszczały, nikt nie odgryzł żadnej ważnej wajchy, a w zagłówku nie wydłubano wcześniej dziury długopisem. Na oknach nie było wściekle różowych zasłonek z księżniczką. Odświeżacz powietrza pachniał i deska rozdzielcza połyskiwała pod warstwą cytrynowego Plaka. Czułaś dogłębnie, że chcesz to auto i jak mocno je pokochałaś od pierwszego wejrzenia, tak samo intensywnie nie chciałaś skonfrontować się z byłym już właścicielem – po kilku tygodniach jego użytkowania, miesiącach to już w ogóle, zapomnij.

W samochodach dzieciatych panuje, zupełnie nie ukrywając i nie owijając w bawełnę – Sodoma i Gomora, Księga Dżungli, burdel na gigantycznych kołach, a bakterie z reklamy domestosa nad zawartością bebechów fotelików ocierają łzy wzruszenia i moszczą sobie całkiem przytulne, nowoczesne domy. Kiedy przypadkiem zmuszona jesteś przepiąć siedzenia do samochodu męża i odkrywasz to kanapowe bajabongo przypominasz sobie kulinarny przekrój wszystkich zamierzchłych wycieczek.

Nie wiedziałaś, że kukurydziany chrupek tak ładnie zmienia umaszczenie na zielony mech, a to, że mrówki czują się u ciebie jak w Sheratonie dowiadujesz się pod siedziskiem kanapy pasażera. Samochód dzieciatego, to żyjący organizm. Dosłownie. Przebywając tak długo w dosyć trudnych warunkach zaczynasz wczuwać się w mentalność dzieci i już prawie zupełnie nie rusza cię rzucana na gumową wycieraczkę pusta puszka po Coli, która następnie podróżuje z tobą północ-południe, wschód-zachód.  Od San Francisco, aż po Rzeszów.

Weekendowe rozrywki

Impreza? Może spontaniczny wypad na weekend za miasto? Nic bardziej mylnego, bo od kiedy pojawiły się dzieci przypomniałaś sobie, jak się grało w chowanego za zasłoną i czy w Chińczyku można przeskakiwać pola. Naprawdę dobrze się bawisz też przy hałdzie prania z całego tygodnia i podczas rozkładania do szafek mikro skarpet upychanych na przemysłowe ilości. Kiedy twoi niedzieciaci przyjaciele wracają właśnie do domu ty – wstajesz siku jak cichociemny, jak z piechoty żołnierz umazany cały w moro, żeby zebrać myśli w jedynej za dnia ciszy jakiej doświadczasz zanim obudzi cię pisk głodnych paszcz. Toaleta, miłość poranków. Zdjęcia z Balearów szkolnego playboya i efekty andrzejkowej wróżby osiedlowej miss oglądasz systematycznie w kolejce do wędlin na ekranie połamanego smartfona na zmianę z przepisami kulinarnymi i tabelą kaloryczności zbóż. Mąż chciał wytrawne naleśniki, ale po glutenie go wzdyma. Nie ma lekko. Wieczorem może jakieś wino? Żyj przygodo!

Wakacje

Kiedy rozkładasz zasieki na złotej plaży, a wasze miejscowe legowisko wygląda bardziej jak Shawshank, albo baza strategiczna NATO patrzysz na siedzącą obok na słomianej macie dziewczynę. Przyszła na plażę z podręczną torebką, z której wystają szorty, plotkarski magazyn i olejek do opalania. Tyle. Kiedy jedną ręka strzepujesz wywrotki piachu z ręcznika z mapą greckiej wyspy, a drugą rozwijasz rozmaśloną drożdżówkę i zwiędnięte jabłko zagotowane już na kompot, ona psika się tłustym mazidłem na ciało zupełnie pozbawione piachu. Kiedy ty próbujesz zrobić to samo fundujesz sobie nadbałtycki peeling z siarczystą ku*wą z maciem w tle, bo przy dzieciach pokochałaś piach włażący w twoje absolutnie wszędzie.  Na hasło „goooooo – rąca kukurydza” pani siedzi nieruchoma dając smagać twarz świeżym powietrzem, kiedy po tobie przebiega stado domowego inwentarza z ojcem na czele i już na horyzoncie widzisz jak czekają w kolejce na kolbę. Boże jedyny, czy ty ich właściwie karmisz przed wyjściem?

Nie wspomnę nic o powakacyjnym pakowaniu  toreb przez dzieciatych i singli. Kto nigdy nie zastanawiał się jak wypompować dmuchaną orkę i czy zmieści się w bagażniku – nie wie nic o ciężkich powrotach. Ten moment kiedy domykasz bagażnik minivana, a gdzieś z czeluści zapiętych po ostatnie ząbki błyskawicznego zamka gratów włącza się zabawka z melodyjką, gumowa kaczka zarzuca ostatnie, nostalgiczne „kwaaa”… Znajome?

Łazienka

Piękne, wyremontowane wnętrza i kafle widoczne razem z dekorem. Kremy ustawione w zasięgu rąk razem z drogimi falkonami perfum . W małych, szklanych naczyniach nasypane kolorowe kamyczki, które pięknie odbijają ledowe podświetlenie ściany. Ręczniki, z których każdy do siebie pasuje. Spuszczona woda w toalecie, zero niespodzianek pod deską i zupełnie niezatopiona rolka papieru. To zdecydowanie łazienka singla bez dzieci, bo o ile dzieciaty też ma płytki z dekorem, o tyle nie pamięta jak ów wygląda. Zza gór zabawek, Barbie ze zmechaconym włosem i gumowym safari przyssanym do wanny,  do głosu dochodzą inne, przydatne rekwizyty. Podstawka pod nóżki, nakładka na kibel, która pomoże juniorowi nie zatonąć w trakcie i nocnik wygrywający fanfary po każdej dwójce. Kremy za bambiliony monet pochowane w domowym skarbcu, albo między ubraniami w bieliźniarce powodują, że czasem zapominasz co miałaś i gdzie schowałaś, Sherlocku. Nauczyłaś się szybko zabezpieczać swoje, kiedy ekstremalnie małym pojemniczkiem za ekstremalnie dużo forsy córka wysmarowała nogi lalce Zuzi i zadbała o jędrność jej plastikowych ud. Ładna ta singlowa łazienka, myślisz sobie. Ale już od progu, na sam widok dostajesz dreszczy i najchętniej pochowałabyś wszystkie przedmioty będące na twojej liście zagrożenia. Wariatko – to wolni ludzie tu bytują, nie piją szamponu. Zostaw!

Meblowanie

Co do wystroju własnego mieszkania zaczynasz mieć coraz mniej do powiedzenia. Przyrzekałaś sobie ulubiony styl i smaczek, jaki pamiętasz z czasów podanego pod nos obiadu przez mamę, a tymczasem walczysz z potomstwem o ilość wstrętnie mrugających, wściekłych naklejek z robotami na nowiusieńkich drzwiach ich pokoju. Nie do końca pasuje ci facjata gwiazdy internetów na każdej półce i każdej okładce zeszytu jakie posiada twoje dziecko, ale szafka nocna z rzeźbioną twarzą Elsy otwiera nóż w kieszeni i zaczyna maszerować po twoich kresach.

Kiedy wchodzisz do mieszkania koleżanki nie możesz się napatrzeć na niezalizane lustro i meble na wysoki połysk, które  faktycznie połyskują. Żadna ściana nie nosi znamion mazaka, ewentualnie krwi z czoła młodszego brata, a tapicerka kanapy wydaje się być jakaś taka… niezarzygana.  Świece pięknie się komponują z szarością betonowej ściany, ale ty pamiętasz raz jedyny, kiedy postawiłaś na wnętrzarski odlot i ustawiłaś świeczki na najniższej półce. Nie pamiętasz w której nanosekundzie córka postanowiła wsmarować ci gorący wosk w dywan, ale pamiętasz, że lubiłaś tą podłogową ściereczkę. Człowiek na błędach się uczy. Od tego czasu świece pachną na szafie i zdecydowanie nie w zasięgu małej ręki.

Zanim obruszycie się oburzone, że to wcale nieprawda pamiętajcie, że ja też mam dzieci i zasilam grono nieidealnych samochodowych bałaganiar. Nikomu nie chcemy przyklejać łaty. Nauczmy się  śmiać i łapać zdrowy oddech. Kiedy patrzę na sterylne wnętrza i wącham wolny czas znajomych, jak pastę do drewnianych podłóg, to mimo całej nostalgii za minionym czasem i możliwościami, jakie dawał, zostaję tutaj i idę posprzątać łazienkowe kremy. Bo najważniejsze w życiu, to znaleźć się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu i czerpać z tego niebywałe szczęście. Powodzenia single i dzieciaci.