Go to content

Jesteśmy w związkach po 10 lat, a tu się okazuje, że nie jesteśmy w stanie wytrzymać ze sobą paru dni. Dlaczego tak jest?

fot. swissmediavision/iStock

– Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że żyjemy obok obcej osoby. Zostaliśmy też skonfrontowani z pytaniem, czy możemy żyć ze sobą więcej nić 10 godzin? Co jest zabawne, bo przecież jesteśmy w związkach po 10 lat, a tu się okazuje, że w ciągłości czasu nie jesteśmy w stanie wytrzymać ze sobą paru dni. Ale dlaczego tak jest? Bo sami nie jesteśmy szczerzy ze sobą, mamy różne wzorce z dzieciństwa, z domu, z rodu – mówi Andrea Bnin-Bnińska, terapeutka.

Andrea Bnin – Bnińska jest certyfikowanym Facylitatorem metody Recall Healing i Totalnej Biologii. Prowadzi własny gabinet terapeutyczny oraz stronę Via Metanoja – Konsultacje Recall Healing i Totalnej Biologii, gdzie dzieli się z czytelnikami oraz klientami wiedzą i doświadczeniem. Ukończyła Międzynarodowy Instytut Recall Healing w Instytucie Wiedzy Waleologicznej u twórcy tej metody – dr Gilberta Renauld. Na co dzień prowadzi sesje oraz warsztaty z zakresu wiedzy o Totalnej Biologii; o relacjach międzyludzkich, o trudnych emocjach ukrytych w ciele i zachowaniu oraz o różnorodnych przyczynach chorób. Totalna Biologia i Recall Healing to nie tylko jej zawód, ale też jej pasja.

Co to jest totalna biologia i jak to się stało, że z politologa stałaś się lekarzem duszy i ciała?

Dla mnie jest to innowacyjne spojrzenie na kwestie zdrowia i życia. Totalna biologia i Reacall Healing daje możliwość zobaczenia tego, co na co dzień jest dla nas niewidoczne, gdzieś głęboko ukryte, a co wpływa na naszą rzeczywistość. Jedni nazywają to uzdrawianiem poprzez świadomość, a dla mnie najważniejsze jest to, że jest to powrót do zdrowia poprzez przepracowanie tego, co w sobie nosimy, z czym często walczymy, niejednokrotnie wypieramy. Z czasem w takiej pracy uświadamiamy sobie przy pomocy konsultanta, który przeprowadza nas przez taki proces, co się wydarzyło w naszym życiu i dlaczego chorujemy.

Czy wiele jest w Polsce osób, które mają kwalifikacje do przeprowadzania tego procesu?

Jeśli spojrzeć z punktu widzenia mojego otoczenia, to jest nas mnóstwo, ale jak z kimkolwiek rozmawiasz, z kimś na przysłowiowej ulicy, to wiedza ta jest znikoma. Z całą pewnością staje się coraz bardziej popularna, ale nadal jest mały odsetek ludzi, którzy rozumieją tę metodę.

Podstawą jest odnalezienie i przetworzenie urazu emocjonalnego, który jest źródłem choroby. My zawsze patrzymy na chorobę jak na coś co nam się przydarzyło, jak na koniec świata…

… tak i trzeba od razu do lekarza i po antybiotyki. Przejść chorobę w biegu, bo nie ma czasu na zajęcie się sobą.

Właśnie. Ja zawsze pytam moich słuchaczy: a gdyby popatrzeć na chorobę jak na wskazówkę? Jak na małe światełko, która chce zwrócić na coś uwagę? Choroba to informacja, to ładunek emocjonalny, który ją wywołał. Naszym celem jest dotarcie do niego. I to właśnie, odnalezienie i dotarcie do źródła, często opłakanie, wykrzyczenie, wybaczenie, odpuszczenie komuś lub sobie prowadzi do uzdrowienia. Z tej perspektywy patrząc, jest to faktycznie uzdrawianie poprzez świadomość, przy czym czasami następują „samouzdrowienia” na zasadzie pracy warsztatowej, czyli gdy ktoś słyszy jakąś historię, widzi z boku jak to przebiegało u danej osoby i tym samym uruchamia się w nim również cały proces, który go odblokowuje.

Powrócę do pytania jeszcze raz, bo mnie to bardzo interesuje. Jak się stało, że z politologa przeszłaś do tej formy pomocy ludziom, stałaś się facylitatorem?

Dosyć banalnie. Sama w życiu bardzo chorowałam i to na różne choroby. Chorowali też poważnie członkowie mojej rodziny. Ja mierzyłam się z Hashimoto, z niedoczynnością tarczycy, z niedokrwistością, z anemią oraz migrenami. Przeszłam dwa razy poważne zapalenie płuc czy mononukleozę. Obecnie odpukać od lat nie choruję. Nawet jak raz na jakiś czas się przeziębię lub coś mnie boli, to od razu szukam, co jest przyczyną i jakie emocje we mnie wywołały dany ból. Nie waham się wtedy skorzystać z doświadczenia moich koleżanek terapeutek, ponieważ to jest normalne, że czasami sobie z czymś nie radzimy i warto jest, aby na naszą historię spojrzał ktoś z boku obiektywnie, a następnie przeprowadził przez cały ten proces.

W moim przypadku lekarze rozkładali wielokrotnie ręce i nie mogli znaleźć przyczyny, dlaczego ja choruję, a także moja rodzina. Ciągle zadawałam sobie pytanie, co jest przyczyną? Totalna biologia, gdy ją poznałam, stała się przewodnikiem i źródłem odpowiedzi na pytania, na które nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Pojechałam na kursy i szkolenia po to, aby zrozumieć: DLACZEGO?

Po pierwszym tygodniu pracy warsztatowo-szkoleniowej już chciałam wiedzieć wszystko na ten temat i tak oto stałam się konsultantem. Dziś prowadzę z moją koleżanką terapeutką małe grupy warsztatowe, gdzie jest zaufanie i poufność informacji. Walorem jest słuchanie siebie wzajemnie, zadawanie pytań i wchodzenie we własne procesy: myśli, słowa, emocje, zdarzenia. Uruchamiają się pewne klatki filmowe np. miałam 15 lat i wtedy wydarzyło się to i tamto. My przeprowadzamy przez ten proces. Często, aby coś uwolnić.

Jacy ludzie i kiedy się do Ciebie zgłaszają, wybierając tę metodę uleczenia? Wtedy, kiedy medycyna konwencjonalna zawiodła? Czy nie jest za późno?

Moich klientów można podzielić na trzy grupy: tych którzy zachorowali i chcą coś zmienić w życiu, druga grupa to ludzie z polecenia moich klientów, i co zabawniejsze oni nieraz nie wiedzą, o co chodzi w tej metodzie pracy, ale wiedzą, że jest skuteczna. Trzecia grupa to ci, którzy byli już u wszystkich lekarzy i medycyna konwencjonalna już nie ma rozwiązań i nie jest w stanie im pomóc. Ostatecznie trafiają do mnie.

Pytasz, czy nie jest za późno. Na szczęście nie miałam takich przypadków, aczkolwiek nigdy nie jest za późno, aby rozpocząć proces. Trafiają do mnie ludzie, którzy mają groźby nawrotu choroby, tak jak np. miałam kobietę z glejakiem mózgu. Była trzykrotnie operowana i było podejrzenie nawrotu. Przyszła do mnie i rozpoczęłyśmy wspólną pracę. Co się działo u niej operacyjnie, co w historii życia, w dzieciństwie, w rodzie? Tacy ludzie już chcą uniknąć kolejnej operacji, kolejnej chemii, leczenia, męki chorowania i decydują się, aby przepracować swoje konflikty wewnętrzne, po prostu, by wyzdrowieć w pełni.

Wiem, że jesteś ogromnie zajęta po ostatniej fali COVIDU, powiedz co wyszło z Twojej pracy z klientami? Skąd u nich COVID i tak często bardzo poważny proces przechodzenia przez chorobę. Co COVID uruchomił w ludziach?

Jeśli chodzi o to, co się dzieje od półtora roku wokół nas, to nie COVID jest problemem, a wszystko to, co się wokół niego dzieje. Decyzja o odizolowaniu ludzi od siebie, ciągłe życie w strachu, sposób, w jaki został potraktowany COVID: rozporządzenia, nakazy, zakazy. Chodzi o to, że zmieniono nam gwałtownie życie, z ciągłego biegu na stagnację, zamknięcie w domu i samotność. Komunikatami o śmierci ludzi, niebezpieczeństwie, czającym się na każdym rogu, zachowywaniu dystansu, wprowadzono nas w pandemię strachu i lęku. W niepewność jutra, bo zaczęliśmy martwić się o pracę i środki na życie i o naszych najbliższych. Czy przeżyją i czy się jeszcze zobaczymy żywi?

To wszystko sprawiło, że u ludzi wystąpiły wszystkie lęki, przed którymi w życiu uciekali, czy to w używki, czy w codzienny bieg życia. Społeczeństwo zostało skonfrontowane z iluzją, z którą żyło przez lata. Utraciliśmy pozorną pewność życia i planowania przyszłości. Pokazały się rozliczne braki, strach i lęki. Człowiek stał się zagrożeniem dla drugiego człowieka. Odnosi się to także do naszych znajomych, z którymi relacje zostały zweryfikowane, czy na pewno są dla nas właściwymi ludźmi. Bo w sytuacji zagrożenia ludzie zaczęli się odcinać i odgradzać od innych. A z drugiej strony uświadomiliśmy sobie, jak ważny jest kontakt z drugim człowiekiem, bliskość i prawdziwe rozmowy. Ale nie te przez komunikator, a codzienna, bliska i szczera rozmowa z człowiekiem. Bycie szczerym w relacji.

Pandemia pokazała, jaki mamy bałagan w naszym życiu, co jest ważne i z czym sobie nie radzimy przez lata. Dla mnie rozmowy o COVIDZIE są bardzo niepoważnie prowadzone. Nie ma żadnej dyskusji i kampanii społecznej na temat tego jak dbać o swoje zdrowie, jak utrzymywać układ odpornościowy w zdrowiu. Od półtora roku nie słyszymy w mediach o tym, jak pracować ze stresem, jak się zdrowo odżywiać. Tylko cały czas słyszymy komunikaty, które wywołują stres i strach.

Nigdzie nie ma tego, jak radzić sobie ze stresem i lękiem, z najbliższymi relacjami. Ja zawsze mówię tak: pokaż mi pięć osób z twojego najbliższego otoczenia, to powiem ci, jak radzisz sobie z lękiem i stresem, chorobami. Jeżeli nie radzimy sobie z konsekwencjami tego stanu, to tym bardziej jesteśmy podatni. Stres wywołuje choroby. Jeśli patrzymy na to co jest diagnozowane jako COVID, to trzeba popatrzeć na takie choroby w nas jak: depresja, strach, lęk, przeziębienia, grypy, zapalenia płuc, a także uruchamianie w sobie syndromu ofiary i poczucia winy. Każda z tych chorób ma określoną ilość konfliktów emocjonalnych, które za nimi stoją.

Depresja mówi o głębokim poczuciu winy, zapalenie płuc o potwornym lęku przed śmiercią swoją lub swoich bliskich, grypa powie o konflikcie na swoim terytorium najbliższym, przy kim się czujemy źle, co nam się nie podoba, czego nie czujemy. Z tym wszystkim można pracować.

Fakt, zapędzono nas w strach i poczucie niepewności jutra, czyli zarządzanie ludźmi przez strach.

Tak. Jeszcze nie wiemy, jakie będą konsekwencje psychiczne i biologiczne tego, co się wydarzyło w związku z pandemią. Jeśli popatrzymy z punktu widzenia totalnej biologii, to konflikt separacji, czyli oddzielenia od drugiej osoby, może wywołać u nas choroby skórne, alergie. Przy czym zależy wszystko od tego, jak to odczuwaliśmy, jak to przeżyliśmy. Dlatego chcę pracować z dziennikarzami, ludźmi którzy mogą głosić i szerzyć tę wiedzę, z pedagogami i nauczycielami, aby dzieci zrozumiały, jak ważne jest pracowanie nad sobą. Im więcej jest tej wiedzy na rynku, tym większej grupie ludzi możemy pomóc.

Pandemia spowodowała, że ludzie nie wytrzymywali ze sobą. Jakie schorzenia mogły się pojawić?

Żołądek odpowiada za konflikt bycia niezrozumiałym: w pracy, w domu. Właśnie w domu starliśmy się z rzeczami, o których nie mieliśmy pojęcia, ponieważ przez lata były zamiatane pod dywan. Powiem tak: ważne było to, co się nam pojawiło w trakcie pandemii. Bo na pewno na pierwszym miejscu w związkach wyszedł brak szczerości ze swoimi bliskimi, ale też z samym sobą. Każdego dnia przymykaliśmy na coś oko i to na własne życzenie. Pomijaliśmy i nie przywiązywaliśmy wagi do działań i słów, które były w naszej codzienności, a które w byciu ze sobą non stop, okazały się nie do zaakceptowania.

Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że żyjemy obok obcej osoby. Zostaliśmy też skonfrontowani z pytaniem, czy możemy żyć ze sobą więcej nić 10 godzin? Co jest zabawne, bo przecież jesteśmy w związkach po 10 lat, a tu się okazuje, że w ciągłości czasu nie jesteśmy w stanie wytrzymać ze sobą paru dni. Ale dlaczego tak jest? Bo sami nie jesteśmy szczerzy ze sobą, mamy różne wzorce z dzieciństwa, z domu, z rodu.

Czyli na przykład kobieta boi się powiedzieć mężczyźnie wprost o czymś, bo ma w głowie taki program pt.: „niebezpiecznie jest być kobietą”, „niebezpiecznie jest mówić co się myśli i mieć swoje zdanie”, „rozmowa nic nie daje”, itd. Ale o tym mogłabym tu mówić i mówić… Przede wszystkim lockdown przetasował nasze relacje i zwrócił uwagę na to jak właściwie chcemy aby wyglądało nasze życie, co jest ważne? Niemniej jednak pojawiły się dodatkowo lęki pt.: „boję się śmierci”, „boję się samotności”, „boję się wyrażać swoje zdanie” – dla zaciekawionych ten trzeci przypadek to najczęstszy konflikt przy problemach z tarczycą.

Mam dla Ciebie teścik. Moja znajoma spotykała się z chłopakiem. Byli w bardzo bliskiej relacji i pewnego dnia przyjechała do niego. Było miło, kochali się, ale kątem oka zauważyła rzeczy innej kobiety. Na drugi dzień dostała ostrego zapalenia pęcherza. Nie pytam o ten pęcherz przypadkowo, bo to częsta, nasza, kobieca przypadłość. I powiedz o co chodzi?

Zapalenie pęcherza mówi o tym, że nie mogę oznaczyć swojego terytorium. Najłatwiej jest obserwować zwierzęta i ich zwyczaje. Niby pierwotne. Gdy kot, pies przychodzi na nowe terytorium to od razu oznacza teren. Poprzez oddanie moczu. Tak jest i z ludźmi. Trójkąty w przyrodzie nie istnieją. Więc analizując: po pierwsze pojawiła się druga kobieta – czyli nie jestem tu jedyną królową na tym terytorium. Po drugie są to drogi intymne, czyli ból, który się pojawił w tym miejscu wyklucza zbliżenie z partnerem.

Często jest to też informacja, że coś z tym facetem jest nie tak i ciało nie chce go dopuścić do siebie. Automatycznie jest to wymówka i pretekst aby nie kochać się z nim, mimo że paradoksalnie pragnie się tego. Organizm mówi: hej, popatrz sama siebie oszukujesz, trzeba rozwiązać tę sytuację, wyjaśnić.
Zdałam test?

Tak. Perfekt! Powiedz czy to, co się dzieje w naszym dzieciństwie często projektujemy na naszych partnerów w związkach? Czy to powoduje, że coraz częściej unikamy związków i wybieramy samotność?

I tak i nie. Unikamy związków, bo są w nas jakieś lęki jak: przed odrzuceniem, przed krytyką, odkryciem siebie przed drugą osobą. Do tego trzeba dodać cały szereg programów, które wywodzą się z naszego domu, albo z dzieciństwa, całego rodu. Trzeba rozróżnić czy ktoś jest samotny przez chwilę, czy przez cały czas. Też można być samotnym będąc z kimś. Ale to dlatego, że nie jest w stanie otworzyć się na drugą osobę. Czyli dlaczego jesteśmy samotni i to nawet w związkach? Bo jest coś w tej drugiej osobie co nas odpycha, a my nawet przez lata, potrafimy przymykać oczy na pewne rzeczy.

Należy też w takich przypadkach sprawdzić czy nie ma ukrytej pod pozornym uśmiechem depresji. Na początku związku widzimy, że coś jest w związku nie tak. Że albo za dużo pije, albo wypowiada się na tematy, na które nie powinien się wypowiadać w taki czy inny sposób. Albo źle traktuje matkę lub siostrę. Jednak nie zwracamy na to uwagi, bo jesteśmy zakochane, z resztą tak samo jest z mężczyznami. Nie chcemy widzieć i być świadomi różnych sytuacji, a po pewnym czasie okazuje się, że jesteśmy nie z tą osobą z którą powinniśmy być, lub że okazała się ona inna niż była.

Z drugiej strony my też budowaliśmy inny obraz siebie niż jesteśmy, czyli idealizowaliśmy siebie i partnera. Idę na randkę, na kolację i nie powiem, że lubię jeść, lubię frytki, że lubię do późna spać, że ćwiczę raz na rok. Już nie mówię o tym jaki obraz siebie budujemy w mediach społecznościowych, w szczególności choćby na Instagramie. Robimy to wszystko aby pokazać partnerowi jakie jesteśmy świetne i żeby nas nie odrzucił, nie zobaczył w negatywnym świetle, nie ocenił. Ale konsekwencją tego jest to, że druga osoba po latach uświadamia sobie, że chyba siebie nawzajem oszukujemy. Nie dość, że oszukujemy siebie i drugą osobę, to ranimy sami siebie. Pretensje będziemy mieli tylko do siebie, choć na początku oczywiście winę zwalimy całą na partnera.

Dlatego to, co ostatnio zyskaliśmy dzięki pandemii to to, że zostaliśmy zmuszeni przez życie do przetasowania swoich znajomości i do tego aby wyrażać swoje zdanie i być prawdziwym bez masek. Ludzie zaczęli szukać prawdy i autentyczności. Jak to mówią „prawda nas wyzwoli”. Albo postawimy na prawdę i na szacunek do siebie i do drugiego człowieka, albo choroba lub przypadłość postawi nas pod ścianą, aby w końcu coś ze sobą zrobić.

Jeszcze a propos związków, to taki prosty przykład: dlaczego kobiety czasami nie są w stanie osiągnąć orgazmu? Bo jest tu ukryty lęk przed oddaniem całkowitej kontroli nad sobą. „Boję się zatracić siebie, boję się aby ktoś mnie posiadł całą i ciałem, i zmysłami”. To się bierze stąd, że ktoś mógł być pernamentnie kontrolowalny, albo seks był niebezpieczny. Anorgazmia powie nam o tym, że kobieta nie czuje się w jakiejś sferze życia bezpieczna przy swoim partnerze, a przede wszystkim to, że nie uważa swojego mężczyzny za samca alfa. Itd., itd. 🙂

Czym różni się Twoja praca od ustawień Berta Hellingera? Bo obie metody są podstawą do wglądów rodowych.

Nie jestem specjalistą od ustawień Hellingera, czytałam jego książki i mogę powiedzieć jak ja pracuję. Moim zadaniem jest znalezienie przyczyny dlaczego człowiek w danym momencie swojego życia zachorował i dlaczego? I jak zareagował na daną diagnozę? Bo ludzie bardzo często umierają nie na schorzenie, a na informację o zagrożeniu ich życia przez chorobę. Wyzwala się cała fala emocji i myśli z tym związanych, które warunkują to, co się usłyszy od lekarza. To jest to magiczne 30 sek do 50 minut, które zaczyna być tragedią życiową. Potem zapominamy o tym co usłyszeliśmy. Wypieramy to z siebie, ale mózg wszystko koduje.

Dlatego tak ważny jest Facylitator, konsultant, terapeuta, który przy pomocy odpowiednio dobranych pytań i słów dotrze do głównej informacji w nas. Pracujemy na okresie prenatalnym, czyli kiedy się pojawialiśmy, na psychogenealogii co faktycznie może mieć zbieżność totalnej biologii z ustawieniami hellingerowskimi. Jest wiele tematów wspólnych w obu metodach, jak np.: temat relacji z matką i ojcem, i jak to wpływa na nasze życie i choroby. Aczkolwiek są to dwa różne narzędzia, natomiast wielu terapeutów łączy obie metody w jedną. Zastanawiałam się nad tym, jednak tak lubię totalną biologię i recall healing, że skoncentrowałam się tylko na tej metodzie pracy. Na sesjach z klientami układamy puzzle z wielu różnych elementów i skupiamy się na tym aby dotrzeć do odczutego newralgicznego momentu w jego życiu i przetworzenia tego urazu.

Jak długi i wymagający jest ten proces? Możesz opowiedzieć o przypadkach, które najbardziej Cię poruszyły?

Każdy klient to jest wyjątkowa osoba i osobna historia. Czas potrzebny to czasem jedna sesja, a czasem cykl sesji. Każdy z nas jest inny i czego innego doświadczył. Nie jestem w stanie wybrać jaką historię wybrać do opowiedzenia. Mogę powiedzieć, że codziennie jestem napełniona pięknym ładunkiem energetycznym, słysząc od pacjentów, że mogłam im pomóc w uzdrowieniu siebie.

Korzystając z okazji chciałabym podkreślić, że totalna biologia nie neguje diagnozy i sposobu leczenia medycyny konwencjonalnej i często jest tak, że z lekarzami wymieniamy się wzajemnie spostrzeżeniami i diagnozami odnośnie klientów. Lekarze pytają się mnie o mój punkt widzenia w przypadku różnych pacjentów i działa to także w drugą stronę. I kiedy mam klientkę, która przez lata jest pod opieką lekarza ginekologa i w ostateczności zmuszona jest zdecydować się na operację, to przed samą operacją ją badają, aby w jej wyniku usunąć narządy. Nagle lekarz informuje pacjentkę, że operacji nie będzie. Bo nie ma co operować. Chociaż wcześniej była diagnoza i zakwalifikowanie do operacji. Po wspólnej pracy jaką wykonujemy z totalną biologią okazuje się, że operacja nie jest potrzebna, a klientka zdrowa. To dla takich momentów chce się żyć i jeszcze więcej pomagać innym.

Przychodzą do mnie kobiety w ciąży i słyszę, że maluszek się nie rusza, albo one przeżywają jakieś choroby, stresy, lęki, problemy w związkach. Rozpoczynamy pracę. To, kiedy potem dostaję zdjęcia uśmiechniętych mam i zdrowych, ślicznych dzieci, to jest to najpiękniejszy moment dla mnie. Serce rośnie. Klienci mogą dzwonić lub pisać do mnie na komunikatorze, bo każdy z klientów jest pod moją stałą opieką i w ciągłym kontakcie. Ponadto otrzymują ode mnie zadania domowe, których nie odrobienie dyskwalifikuje ich z udziału w kolejnych sesjach. Dlaczego? Bo to praca obustronna. Nie wystarczy analiza na sesji. Potrzebna jest praca ciągła, nad zmianami zachowań i nad świadomością tego co się zrobiło i robi. Klienci muszą też być przekonani i chcieć wyzdrowieć. Bo ja się namęczę i nic z tego nie będzie. To jest praca wspólna. I klienta i moja, dlatego ważne jest tutaj zdyscyplinowanie i uważność. Wtedy są efekty, jak ten, gdy słyszę od pacjentów że guz czy torbiel zniknęły lub inna choroba.

Pewien chłopak miał 27 lat i chciał dostać się do zawodowego wojska. Okazało się w trakcie badań, że miał wirusowe zapalenie wątroby. Po jednej sesji ze mną zrobił ponownie badania i … wyniki były negatywne. Zapalenie zniknęło. No i co teraz? Na komisji wojskowej pytają się, czy to oni się pomylili przy pierwszych badaniach? Czy chłopak rzeczywiście wyzdrowiał? Ja się wtedy śmieję. Fajnie widzieć jak ludzie mogą żyć i spełniać marzenia. Jeśli nawet nie pełne wyzdrowienie to na pewno zredukowanie objawów. To też pozytywny objaw. Piękne jest w tej pracy to, że kiedy ludzie mówią: przestałam się bać, czuję że żyję, w końcu czuję że mnie nie boli, zrzuciłam olbrzymi ciężar, w końcu się czuję kobietą, mój mąż zaczął się do mnie odzywać, mamy lepszy seks, mam niższe TSH, a do tego człowiek zaczyna sobie radzić sam ze swoimi emocjami, to oznacza, że sobie radzić z emocjami wokół siebie. Zaczyna się cieszyć życiem i z niego świadomie korzystać. I to jest najważniejsza praca jaką się wykonuje w tym zawodzie.

Co proponujesz swoim klientom i jakich efektów można się spodziewać po pracy z Tobą i totalną biologią? Jaką wartość chciałabyś przekazać na swoich grupach w Inkubatorze?

Jak wspominałam, do każdej osoby podchodzę indywidualnie. Nie ma szablonu. Każda osoba jest inna. Mamy dany katalog, encyklopedię chorób, emocji, lęków, ale przede wszystkim „wczuwamy się” w drugą osobę, aby wyciągnąć sedno problemu. Ludzie piszą w ankietach, że chcą pracować nad niedoczynnością tarczycy, mięśniakami, wypadającymi włosami. Po czym przychodzą na sesje i pytam się o to samo „z czym chcesz pracować?” a oni odpowiadają: z problemami w pracy, z nieradzeniem sobie z emocjami, że partner ich wkurza, że boją się wychodzić z domu.

Wtedy szukamy dlaczego ta sytuacja pojawiła się w jego życiu i co on czuje i dlaczego w jej następstwie są właśnie takie schorzenia jak: wypadanie włosów, mięśniaki, problemy z tarczycą. Klientowi daję zrozumienie, poczucie zaufania, brak oceny. Daję mu możliwość zobaczenia co się zdarzyło w jego życiu i dlaczego jest w to uwikłany? Jakie są jego historie z przeszłości, też z jego rodu, z relacji z rodzicami, byłymi partnerami? W Inkubatorze chciałabym propagować wiedzę o tym, aby ludzie otworzyli się na zrozumienie, że nic w ich życiu nie dzieje się bez przyczyny, a zwłaszcza w organizmie. Aby otworzyli się na proces swojej wewnętrznej transformacji i aby byli gotowi na zmiany, bo to jedyna stała rzecz w naszym życiu. Ludzie bardzo często tkwią w nieudanych związkach, niefajnej pracy której nie lubią, tkwią w chorobach i boją się zmian, mówiąc „lepsza stara bida niż nowa bida”. Chodzi o to, aby to przetransformować, zmienić. Jeśli cokolwiek się w trakcie takiej pracy w Inkubatorze zmieni u ludzi, to będzie to już ogromny sukces.