Go to content

„Są wściekłe, niecierpliwe, znudzone życiem i bardzo im własne dzieci przeszkadzają. Mam apel do mam, żeby przejrzały na oczy”

fot. FluxFactory/iStock

Pracuję w sanatorium dla dzieci. Od wielu lat obserwuje matki, które przyjeżdżają ze swoimi dziećmi i z przerażeniem patrzę, jak niektóre z nich są wściekłe, niecierpliwe, znudzone życiem i jak bardzo im własne dzieci przeszkadzają.

Ale od początku: w naszym sanatorium są dzieci w wieku 3-6 lat, które chorują na przewlekłe zapalenia płuc, mają kłopoty z górnymi drogami oddechowymi i alergiami. One mają refundowany pobyt przez NFZ, natomiast ich mamy muszą za swój pobyt zapłacić. Przyjeżdżają na turnus 21 dni i to kosztuje je około 2 tysiące złotych. Kłopot w tym, że z roku na rok widzę, jak coraz bardziej roszczeniowe, smutne albo wściekłe stają się te młode kobiety. Większość z nich jest samotnymi trzydziestoletnimi matkami i ja rozumiem, że one są bardzo zmęczone codzienną opieką nad dziećmi, ale nie rozumiem, dlaczego te dzieci im tak przeszkadzają.

Nie wierzy pani? Opowiem historię pani sprzątającej, do której jedna matka miała pretensję za to, że nie rozpakowała jej walizek tuż po przyjeździe i nie poukładała ubrań do szafy. Ale to przecież to nie jest pięciogwiazdkowy hotel! Inna matka narzekała, że pani nie umyła jej w pokoju podłogi! Ale przecież na tej podłodze leżały porozrzucane ubrania jej synka! My tłumaczymy mamom, że nie sprzątamy pokoi jak pokojówki, bo nie mamy prawa dotykać prywatnych rzeczy pensjonariuszy. Na pewno nie jesteśmy od tego, by składać koszulki w kostkę i umieszczać w szafach. To rola matek.

Z roku na rok jest coraz gorzej. Personel, który u nas pracuje już po dwadzieścia lat, opowiada, że kiedyś dzieci mówiły „dzień dobry” rano pani sprzątającej i kucharce. A teraz nic z tych rzeczy. Jak kupiłam cukierki i częstowałam dzieciaki, to potem matki przychodziły do mnie z pretensją, że chcą tego cukierka wymienić na inny, bo ich dziecko tego akurat nie lubi. No coś takiego nie mogłoby się wydarzać, kiedy ja byłam dzieckiem! Tyle pretensji… Nie wiem, do czego to zmierza.

Chciałabym panią poprosić o jakiś post na ten temat, żeby uświadomić tym kobietom, jaką krzywdę robią swoim dzieciom. Jestem przerażona, obserwując, co z nich wyrośnie. Wiele matek nie uczy dziś maluchów żadnych zasad, nie zwracają uwagi nawet na wandalizm. Kiedy syn czy córka wchodzi na kanapę (ba na stół też!) w butach, to ja zwracam uwagę, by tego nie robił. Wtedy słyszę, jak matka na chwilę odrywając (albo i nie) swój wzrok od telefonu komórkowego, mówi: „Zejdź, bo pani krzyczy!”. A przecież ja przecież nie krzyczę. Chciałabym, by matka takiemu dziecku spokojnie wytłumaczyła, dlaczego po stole w butach nie wolno chodzić. Nie będę już opisywała, jak wyglądają pokoje po ich trzytygodniowym pobycie.

Najgorsze jest to, że dzieci nie potrafią powiedzieć „dzień dobry” i „dziękuję”. I wszystkim nam przykro, bo kiedy organizujemy ognisko wieczorem dla dzieci i przebieramy się za wróżki i clowny, by było wesoło, to tylko kilka matek szepnie na boku: ”Dziękuję”! Wiem, jak to brzmi… Ale uwierzcie, że takie słowa są potrzebne nam wszystkim, którzy wkładamy w tę pracę tyle serca. Staramy się. Ja ostatnio za własne pieniądze kupiłam dla dzieci kolorowanki. A potem, gdy się skończyły, matki się na mnie pogniewały, że ktoś dostał, a dla innych zabrakło. Tłumaczyłam, że można kupić takie kolorowanki za rogiem za złotówkę, bo nad morzem w naszej miejscowości postawione są teraz namioty „z tanimi książkami”. Nic to nie pomogło. Obraza na całego!

Po takim pobycie w sanatorium pensjonariusze zamiast podziękowań wpisują nam na stronie internetowej skargi i obelgi. Zastanawiam się, dlaczego nigdy nie ma tam miłych słów. Tak jest chyba im łatwiej. Jeśli wszystko się podoba, to ludzie przechodzą do porządku dziennego i wracają do swoich codziennych zajęć. Oczywiście nie wszyscy są niezadowoleni! Powiedziałabym, że jak na turnus przyjeżdża 90 kobiet z dziećmi, to tylko dwie są wściekłe i roszczeniowe. Kierowniczka mówi im, że jeśli tak bardzo im się nie podoba, to niech wrócą do domu, a ona odda im pieniądze. Ale te kobiety zostają i dalej intrygują i dręczą personel. Nic im nie podoba się. Nawet to, że posiłki są talerzowane, a one by chciały mieć przecież „szwedzki bufet”. Kucharki i kelnerki tłumaczą, że wtedy jest bałagan i za duże zamieszanie się robi. Jednak to nie trafia. Takie dwie kobiety na turnusie potrafią zatruć atmosferę. Chodzą i obgadują, plotkują, dręczą. Koszmar!

Niestety niektóre mamusie najchętniej zostawiłyby swoje dzieci w salach zabaw, a same poszłyby na spacer lub nad morze. A przecież w sanatorium nie o to chodzi! Przed południem dzieci mają zabiegi: różne inhalacje i lampy, ale potem powinny iść na spacer z mamą nad morze, opalać się, bawić oraz odpoczywać. Zawsze na zebraniach prosimy mamy, by odbierały od nas telefony, kiedy same idą na plaże, a dzieci zostawiają pod naszą opieką w sali zabaw. To są przecież nawet trzyletnie maluchy i często płaczą za rodzicem. Jednak coraz częściej zdarza się, że telefon jest głuchy. Jak pytam dlaczego, to taka kobieta tłumaczy, że ona nie odbiera numerów, których jej komórka nie identyfikuje. Serio? Najgorsze, że personel w tym roku zaczął masowo rezygnować z pracy w sanatorium. Ludzie nie chcą być już tak okropnie traktowani – jak jakaś służba.

Mam taki apel do tych mam, by przejrzały na oczy. To przecież my sprzątamy po was butelki po alkoholu. To my wycierami wymiociny waszych dzieci, które wy szybkim krokiem wymijacie na korytarzu. To my zastanawiamy się, co zrobić z przemoczonym materacem, kiedy już wyjedziecie. Pytamy wtedy z niedowierzaniem siebie nawzajem, czemu nie stosowałyście specjalnych wodoodpornych mat, które rozdawałyśmy na samym początku pobytu w sanatorium. I w końcu to my wymiatamy piasek z każdej szczeliny w podłodze, choć prosiłyśmy nie raz, byście w pokojach nie trzymały łopatek i wiaderek. Oderwijcie oczy od smartfonów! My też jesteśmy ludźmi, też jesteśmy zmęczonymi matkami, choć wy nas nie zauważacie. Choć traktujecie nas jak niewidzialny gorszy sort, żeby nie powiedzieć jak niewolników.

Napisałam do pani ten list z kilku powodów. Chciałabym przypomnieć ludziom, że bycie miłym wobec kucharek, pani opiekunki, kelnerki, recepcjonistki i pań sprzątających nic nie kosztuje. Proszę, mówcie nam chociaż „dzień dobry” i uczcie tego swoje dzieci. Nie pouczajcie nas i nie organizujcie nam pracy. Przyjechałyście tu na dwadzieścia dni, my pracujemy od dwudziestu lat i naprawdę się na tym znamy. Wyluzujcie się, cieszcie się pogodą, słońcem, morzem i wspólnym czasem z dziećmi. Nasza miejscowość jest taka piękna, a morze w tym roku idealne do kąpieli. Po co tracić czas na dąsy, wymagania, złości, kłótnie? Myśli pani, że ten mój list może pomóc cokolwiek zmienić?