Go to content

Nie oddam mu córki na święta, bo on chce zabrać ją do narzeczonej

Fot. iStock/PeopleImages

Rok temu rozwiodłam się po dość traumatycznym związku. Powiem szczerze – powodem były liczne zdrady mojego męża. W czasie rozprawy alimentacyjnej, sąd zasądził, by co drugie święta moja córka spędzała ze swoim ojcem. W ostatnie Boże Narodzenie Helenka była z moją rodziną, a teraz powinna iść do swojego taty. I przyrzekam, szlag mnie trafia, bo oznajmił, że wyjeżdża z dzieckiem i swoją nową narzeczoną, młodszą ode mnie o połowę (!) do… jej rodziców. Mam ochotę w tym momencie użyć najbardziej siarczystego z możliwych przekleństw. Nie pytał mnie o nic. Nie rozmawiał o tym z córką. Po prostu wszystkim oznajmił jak będzie.

Uważam, że ten podział świąt

jest po to, by moja córka mogła spędzić je ze swoim ojcem i jego rodzicami. Żeby miała kontakt z jego częścią rodziny. Żeby nie traciła relacji z dziećmi siostry byłego męża. To ma sens. Ale na jaką cholerę moje czteroletnie dziecko ma lecieć do Danii, by poznawać rodziców narzeczonej swojego taty? Przecież oni są ze sobą góra pół roku! To jest za wcześnie dla tak małego dziecka!

I nie koniec na tym. Krew mnie zalewa, bo ja w tym czasie będę siedziała przy stole świątecznym tylko z moim dziadkiem i mamą. Tylko we trójkę. Będzie nam smutno, bo Helenka to jedyne dziecko w naszej rodzinie. Rok temu czekaliśmy wspólnie na pierwszą gwiazdkę, jak ona cieszyła się prezentów. Jak szeleściła papierkami, kokardkami, rozpakowując upominki, jak podziwiała bombki, które w naszej rodzinie są od lat! To były cudowne niezapomniane chwile. Aż chciało się dla niej wszystko przygotowywać, żeby miała fantastyczne wspomnienia.

A teraz tym moim dzieckiem będzie się cieszyć jakaś lafirynda, jakaś obca kobieta! Najbardziej boję się, że moje maleństwo będzie podczas tej Wigilii traktowane jak piąte koło u wozu. Że nikt się nim nie będzie cieszyć, bo przecież ja nie znam tej kobiety ani jej rodziny.

Czy na pewno Helenka dostanie piękne prezenty? Czy ktoś jej będzie opowiadał o Świętym Mikołaju? Czy będą wypatrywać gwiazdeczki?

Słowo — nie mam najlepszych relacji z byłym mężem. On nawet nie chce już do mnie wejść do domu, byśmy mogli porozmawiać na spokojnie o ważnych sprawach w wychowaniu Helenki i o moich obiekcjach. Wiem, że taka rozmowa mogłaby nas oboje uspokoić. Ale on nie chce! Cóż, jakbyśmy to umieli rozmawiać, to pewnie nie rozwiedlibyśmy się.

Koleżanki w pracy mówią mi, że przesadzam i nie potrafię odpuścić kontroli. Twierdzą, że powinnam zaufać mężowi i że on na pewno ma rozsądek. Już sama nie wiem! Moje koleżanki z pracy nie znają tego faceta. Martwię się, bo on zawsze był narcyzem i potwornym egoistą. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że dziecko jest mu potrzebne, by się z nim pokazać, jaki z niego jest wspaniałe tatuś. Najważniejsze, by Helenka, była ślicznie ubrana i uśmiechnięta. By obrazek się zgadzał!

Od roku toczymy awantury,

że jak córeczka idzie do niego na weekend, to jej potrzeby często się dla niego nie liczą. Cały czas w jego domu nie ma oddzielnego łóżka dla Helenki. Jest tylko pompowany materac. Zero mebelków. Zero wygód. On tłumaczy, że nie kupuje tego, bo niedługo przeprowadzą się z narzeczoną do nowego domu i dopiero wtedy zacznie wszystko urządzać. No… nie wiem. Kiedy córka ma spotkania typu malowanie pierniczków u koleżanki i akurat zaproszenie przypada na weekend tatusia, to on nie ma najmniejszego zamiary zaprowadzić tam dziecka. Jestem tym oburzona, bo czego takie zachowanie uczą moją Helenkę? Że jej potrzeby są nieważne! Że tatę nie interesują jej ważne towarzyskie wydarzenia? Coś okropnego!

Tak samo jest teraz – dziecko chciałoby zobaczyć się z kuzynami i dziadkami, a musi jechać do rodziny nowej narzeczonej. Nie rozumiem tego! Święta to taki ważny czas dla dzieci. Tak wiele rzeczy robimy, by sprawić im przyjemność. Ale mój były mąż najwyraźniej tego nie rozumie!



Najgorsze jednak jest to, że moja Helenka czuje też moje obawy, którymi nie chciałabym ją obciążać. Najprawdopodobniej podsłuchuje moje rozmowy, które prowadzę na ten temat przez telefon z koleżankami. Bo ostatnio powiedziała mi, że ona nie chce iść na święta do taty, bo ja będę smutna i ona chce ze mną dlatego zostać.

Wiem, że dziecko nie jest od pocieszania matki. To nie rola dla czteroletniej wrażliwej dziewczynki. Ale tak trudno jest mi w tej sytuacji udawać przed nią, ze się nie martwię, jak ona będzie czuła się u rodziny tej kobiety w czasie świąt. Nie będziemy się widzieć aż sześć dni.

Jak ja mam nad sobą zapanować w te święta? Jak mam oddać w ręce ojca czterolatkę, która cieszyła się na Wigilię z dziadkami i rodziną ze strony ojca? Powiedzcie mi, czy ja mam prawo zaoponować? W wyroku sądu nie ma jednoznacznie napisane, w jakim miejscu dziecko ma przebywać na święta. Po prostu w orzeczeniu stoi, że w jednym roku Helenka ma je spędzać ze mną, a w drugim roku z tatą. Ale czy ten ojciec ma prawo jechać z dzieckiem gdzie go oczy poniosą? Do Holandii? Tajlandii ? Na Bali? Kobiety nie bądźcie głupie. Ja byłam, bo nie ustaliłam takich szczegółów.