Feminizm, feministki, walka o prawa kobiet, kobieca niezależność – od dobrych kilku miesięcy te słowa odmieniano przez wszystkie przypadki i posługiwano się nimi niemal w każdej dyskusji. Czarny protest, jawny sprzeciw wobec planowanych zmian i odebraniu nam praw do decydowania o naszym zdrowiu i życiu sprawiły, że bycie feministką stało się powinnością każdej z nas, bez względu na sytuację życiową. Tak myślałam do tej pory – jakże myliłam się, jakże naiwna byłam w swoich przekonaniach.
Babskie spotkanie, wieczór przy winie, plotki, rozmowy o błahostkach, dyskusje na poważne tematy – zna to każda z nas. Kilka z nas w związkach, kilka jeszcze poszukujących i na wydaniu. Koleżanka singielka – starą panna lepiej jej nie nazywać, bo obrazić się może i strzeli focha – rzuca nagle w przypływie procentowych emocji, że feminizm jest dla kobiet zajętych, zamężnych najlepiej, takich, co faceta już mają zaklepanego. „Możesz być feministką, ale w ukryciu, bez afiszowania się ze swoimi poglądami” – mówi patrząc prosto na mnie. Musiałam mieć bardzo zdziwioną minę, bo po chwili dodała „No przecież nie mówię nic odkrywczego, powinnaś już to wiedzieć”. Powinnam? Czyżby? Czego powinnam być, według niej, świadoma?
Mężczyźni boją się silnych kobiet
Wolą takie, które okazują słabość, potrzebują ich pomocy i wsparcia. Najlepsza taktyka? Jestem taka mała, taka bezbronna, taka zależna i zagubiona. Jak silna jesteś, to i samotność zniesiesz mężnie, nie potrzebny ci facet.
Pewnie jest w tym trochę racji, ale czy naprawdę trzeba udawać przy facetach, że nagle magicznym sposobem wyparowało nam pół mózgu, a obsługa komputera jest niczym lot rakietą kosmiczną? Ja nie twierdzę, że trzeba im udowadniać na każdym polu naszą równość, czy wyższość – i nie zamierzam tego robić, bo nie chodzi tutaj o rywalizację płci i współzawodnictwo. Nie czuję się silna i wszechwiedząca, jak każdy mam swoje wady i słabe strony, ale na litość boską, nie chcę też udawać totalnej idiotki, żeby niechcący nie urazić czyjegoś ego!
Starej pannie nie wypada być taką niezależną
Jasne, możesz pokazywać, że masz w głowie poukładane, że nie brak ci inteligencji, zaradności i sprytu, że jesteś niezależna, ale, kochana, tym faceta nie złapiesz. Bo po co ci taki, skoro sama świetnie wszystko ogarniasz?
Czyli co, lepiej żebym rozsypała się na kawałki i czekała, aż przyjedzie książę na białym koniu i poskłada mnie niczym pudełko puzzli? Mam nie pracować (a już na pewno nie robić kariery), mieszkać kątem u rodziców, biedować i łkać wieczorami w poduszkę czekając na Tego Jedynego, wybawcę, rycerza w lśniącej zbroi? Cóż, mogłabym się nie doczekać, a życie przeleci mi bokiem. A może chodzi tu o niezależność poglądów? Nie powinnam głosu zabierać bez wcześniejszej konsultacji z płcią przeciwną, bez patriarchalnego przyzwolenia i zgody na posiadanie opinii? To może od razu cofnijmy się do średniowiecza…
Samotna feministka? To wygląda źle
No bo wiesz, sama jesteś, o prawa kobiet walczysz, poglądy masz feministyczne, to co większość sobie myśli? Lesbijka, nie ma faceta, bo woli kobiety.
Serio? SERIO? Ludzie, z kim ja rozmawiam…
Obrączka na palcu kobiety jest przepustką do głośnego wyrażania poglądów
Feminizm jest tylko dla kobiet w związkach. My, singielki, możemy sobie myśleć, co chcemy, ale nie wszystko możemy głośno powiedzieć. Nie masz obrączki, więc licz się z tym, że z miejsca cię gorzej ocenią, przypną łatkę dziwnej lub niczym w „Seksmisji” powiedzą, żeś dawno chłopa nie miała i dlatego tak gadasz.
No i tutaj… trudno się po części z nią nie zgodzić! Bo prawdą jest, że ludzie patrzą na innych przez pryzmat ich życia prywatnego, relacji osobistych, rodziny. Choćbyś za dwóch pracowała i flaki z siebie wypruwała, powiedzą, że nic jeszcze nie wiesz o problemach i trudnościach, bo tylko matka zrozumie – sama jesteś, to możesz pracować więcej. Choć prawdę będziesz mówić i rację mieć, bez męskiego ramienia przy boku i potwierdzenia z jego strony brzmieć będziesz mniej profesjonalnie i wiarygodnie – fakt, że zawodowo mamy gorzej potwierdził nawet eksperyment! I nie próbuj ładną być, atrakcyjną i (tfu!) seksowną – wtedy to już pozamiatane, nikt cię na serio nie weźmie, pobłażliwie traktować będzie i ze zdziwieniem przyjmie wszelkie objawy inteligencji.
„Nie bądź naiwna, powinnaś już o tym wiedzieć” – dodała znajoma kończąc swoją tyradę. No to teraz niby już wiem. I wcale mi z tym nie lepiej.