Narcyz, oszust. Dlaczego jest wysyp takich facetów i dlaczego my wciąż nie wierzymy, że może spotkać to akurat nas?
Kiedyś z nim pisałam, chciał, żebym w galerii kupiła mu garnitur i buty. Może to był żart, ale potem na miejsce naszej pierwszej randki wyznaczył… bardzo drogi hotel. „Zapłacisz?” spytał. Olałam go. Moją znajomą oszukał na kilkadziesiąt tysięcy. W zeszłym tygodniu zobaczyłam jego zdjęcie na Instagramie koleżanki z liceum. To była typowo letnia fota z grilla u znajomych. Wino, kolorowe sałatki, roześmiani ludzie, w tle oni. Nie miałam wątpliwości. Wyglądali przepięknie, bajka, wydawałoby się. Wpatrywał się w nią z zachwytem. Na mnie rzeczywiście nigdy tak nie patrzył. Wysłałam zdjęcie znajomej. „Aż mam ciary, jak go widzę. A wiesz, że on cały czas jest na Tinderze? Kilka dni temu proponował wspólny wyjazd mojej przyjaciółce. Z inną znajomą regularnie umawia się na seks”.
Nie mogłam ochłonąć. Marta, bo tak ma na imię moja koleżanka, rozwiodła się 10 lat temu. Jej mężem był nasz wspólny kolega z klasy. Idealna para. Ale rozstali się, choć wciąż utrzymują kontakt. Zresztą my wszyscy z byłej klasy regularnie się widujemy. Mamy swoją grupę na Facebooku. W czerwcu, na spotkaniu Marta zwierzyła się, że od Bożego Narodzenia się z kimś spotyka. Nie chciała mówić wcześniej, bo bała się, że to jakiś kolejny palant. A to najlepszy facet pod słońcem, dobry, cierpliwy, seksowny, dobry dla jej córki, do tego ma własną firmę. Wtedy nie pokazywała zdjęcia, planowałyśmy spotkać się we dwie, ale ciągle któraś z nas odwoływała: obie mamy pracę, dzieci,ona do tego jeszcze się zakochała. Podkreślała to w każdej wiadomości, którą do mnie pisała.
Oszust z Tindera– zdradzają go zdjęcia
Nie chciałam popełnić błędu i robić czegoś emocjonalnie. Mnie wydał się bucem, może oszukał znajomą, ale teraz się zakochał? Tyle że wysłałam kilku kumpelkom tę fotografię. Tym, które regularnie bywają na Tinderze. Niestety, i facet nie wystawił jednej laski, ale kilka.
Napisałam o tym Marcie. Pewnie powinnam się z nią spotkać, zrobić to na spokojnie. Ale nie byłam w stanie. Wysłałam jej screeny rozmów z koleżankami. Wkurzyła się. „Jakim prawem rozmawiasz o mnie z innymi osobami?!”. Zaczęłam się tłumaczyć: chciałam jej dobra. Nie chcę, żeby jej ktoś skrzywdził.
Nie odpisała, odezwała się następnego dnia. Że to są podłe kłamstwa, on z nikim się nie spotyka, rozmawiała z nim. Powiedział, że to jakieś zazdrosne idiotki. I jest zaskoczona, że w to wszystko uwierzyłam. „Nie masz swojego życia?” spytała.
Dlaczego wierzymy, że narcyz akurat nas nie oszuka?
Analizuję i myślę. Może rzeczywiście się wtrąciłam. Ale przecież tyle się mówi o lojalności, przestrzeganiu przed takimi kolesiami. Ja bym chciała wiedzieć. A ona? Ma twarde dane, a woli wierzyć jemu? Naprawdę sądzi, że przyzna się: Tak, jestem naciągaczem, oszustem, narcyzem? Tak mam długi u innych kobiet, których nie mam zamiaru spłacać? Tak, nie powiedziałem ci wszystkiego o swojej przeszłości?