Go to content

Ewa Woydyłło-Osiatyńska: „Jesteśmy nieszczęśliwi, bo mamy skłonność do osądzania i egocentryzmu. To przeciwieństwo empatii bez której nie ma szczęścia”.

Empatia to nie jest tylko rozpoznawanie cierpienia. To wrażliwość na co dzień. Widzisz, że ktoś idzie i się modli, to ty mijając go, ściszysz głos” – mówi terapeutka Ewa Woydyłło Osiatyńska w wyjątkowej rozmowie o empatii.

Jest pani dla siebie empatyczna?
Jestem świadoma siebie, umiem nazywać swoje uczucia, ale to jedna strona empatii. O pełnej empatii możemy mówić, gdy potrafimy odebrać to, co czują i myślą inni, zrozumieć ich. Nadmierne skupienie na sobie, to egocentryzm.

Przeciwstawia się pani współczesnemu nurtowi? Ludzie po to chodzą na terapię, żeby nauczać się stawiać granice, nie reagować tak bardzo na emocje innych, zająć sobą.

Nie przeciwstawiam się, ale akurat to nie ma nic wspólnego z empatią, choć terapia może pomóc stać się bardziej empatycznymi ludźmi.

Dlaczego dopiero wtedy? Zawsze myślałam, że to ludzie z trudnych domów są mistrzami empatii?

To są mity. Osoby, które nie miały w dzieciństwie poczucia bezpieczeństwa, bały się bliskich, boją się też w dorosłym życiu. Bardziej są czujne niż empatyczne. Owszem, zwykle odczytują stany emocjonalne innych, mają skłonność do poświęcania się i wyrzekania siebie. Na przykład, Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA), łatwo rozpoznają ludzi cierpiących. Ale empatia to nie jest tylko rozpoznawanie cierpienia. To wrażliwość na co dzień. Widzisz, że ktoś idzie i się modli, to ty mijając go, ściszysz głos. Wchodzisz do domu, gdzie partner siedzi nad książką, z daleka macha ręką na powitanie, ale znów wraca do czytania, to jesteś cicho, nie włączysz radia. I nie mówisz: „Znowu o mnie nie dbasz”. Tak z kolei często reaguje osoba, która jest zajęta głównie sobą i trudno jej zrozumieć, że ktoś ma teraz inną potrzebę, na przykład potrzebę spokoju i wyciszenia.

To jakie są składniki empatii?
Bardzo istotna jest uwaga. Jeśli przychodzi pani do mnie, zaczynamy rozmawiać, moja uwaga jest całkowicie poświęcona pani. Nie wybiegam myślą w przeszłość, w przyszłość. Nie myślę, co będę jeść na obiad, na kolację, jaką mam sukienkę i że mi oczko poszło w rajstopach. Jestem skupiona. To jest to, czego dziś uczymy się na treningach uważności.
Kolejnym składnikiem empatii jest umiejętność słuchania. Gdy opowiada mi pani, że czymś się cieszy, albo martwi, to słucham i wczuwam się. Nie mówię i nie doradzam.

A my mamy straszną skłonność do osądzania i radzenia?

Tak. Ale tego nas uczono, proszę powiedzieć, w ilu domach inni ludzie nie są tematem rozmów? Słyszeliśmy, jak nasi rodzice oceniali, robimy to samo. Oceny zresztą towarzyszą nam w każdej sytuacji. Córka przyjeżdża do rodzinnego domu i słyszy, że jest za gruba, za chuda, za mało się uczy, za dużo, nie powinna być z tym partnerem albo nie powinna być sama. Ta sukienka zła, tamta niedobra. Wielu z nas uważa, że może nieustannie wyrażać swoje oceny. Nawet jeśli kogoś ranią. Ale to jest raczej brak empatii.  Ocenianie wiąże się z brakiem poczucia własnej wartości, bo gdy kogoś skrytykuję, to sama poczuję się lepsza.

To jak być empatycznym?

Załóżmy, że moja koleżanka się rozwodzi. Przejmuję się tym wydarzeniem, poświęcam koleżance uwagę. Ona może mi opowiedzieć, jak czuje się zawiedziona, rozczarowana, boi się przyszłości, jest oburzona na męża, który od niej odchodzi, niespokojna o dzieci.  Śledzę burzę jej emocji, jestem przy niej. Ale nie zajmuję się w tym sobą. Nie opowiadam, jak mi strasznie przykro, jak się martwię, jak współczuję. Wielu z nas towarzyszenie cierpiącej osobie wykorzystuje do tego, aby pokazać jacy są mądrzy, dobrzy, jak wiele wiedzą. Empatia to też zrozumienie, czego dana osoba potrzebuje. Jedni chcą się wyżalić, porozmawiać, a inni mogą potrzebować wsparcia praktycznego, na przykład pomocy przy dzieciach.

Często myślimy, że empatia to odczuwanie emocji innych i bardzo silne, przeżywanie ich. To komplikuje?

Tak. Nadmierne przeżywanie cudzych spraw jest charakterystyczne dla młodych terapeutów, przychodzi do nich ktoś w ciężkiej sytuacji, w kryzysie, a oni przeżywają to, jakby to spotkało ich. Doświadczony chirurg sam nie odczuwa bólu brzucha, który tnie, nie czuje fizycznie zagrożenia życia, choć zdaje sobie sprawę z powagi i dramatyzmu sytuacji. Ale czy przestanie chodzić do szpitala, bo tak go dużo kosztują pacjenci? Tak samo jest z
doświadczonym terapeutą. Nie wchłaniam uczuć innych, nie osłabiam się tymi uczuciami. Chociaż czasami po ludzku przejmuję się trudnymi przypadkami. Ale moim głównym zadaniem jest wzmocnienie drugiej osoby, podążanie za jej potrzebami.

Trudniej jest nam być empatycznymi wobec osób, których stylu życia nie rozumiemy?

Do tego potrzebna jest tzw. empatia poznawcza, zdolność do poznania sposobu myślenia drugiej osoby i postrzeganie rzeczywistości z jej perspektywy. Ta umiejętność może ułatwić komunikację z nieznajomymi lub pochodzącymi z innych grup kulturowych, ponieważ osoba empatyczna respektuje inny system  wartości. Niedawno byłam w niedużej miejscowości, rozmawiałam z kobietą, która głosowała na PIS. „Dzięki PIS–owi czuję się bezpiecznie, moje dzieci nie są głodne, cała nasza miejscowość żyje dzięki wsparciu państwa” mówiła. Zobaczyłam, jak się żyje w tej miejscowości, rzeczywiście cała wieś dostaje pomoc, 500 plus, czy inne zasiłki, które pozwalają się utrzymać. I to nie jest związane z wyuczoną bezradnością, ale z realną sytuacją, bo w tej miejscowości jest za mało miejsc pracy. I tam potrzebna byłaby lepsza polityka społeczna. Gdy to dostrzegłam, zrozumiałam ludzi, którzy funkcjonują na granicy biedy. Nie atakowałam, nie pogardzałam, chociaż jestem zdania, że lepiej jest dawać ludziom wędkę, a nie rybę. Również dlatego, że ich dzieci nauczyłyby się pracować, a nie wyciągać rękę po zapomogi.

A mniej polityczny przykład?

Choćby mama, która uderzyła dziecko. Załóżmy, że widzę, że przyjaciółka trzydziesty raz powtarza pięciolatkowi, żeby nie podchodził do kuchenki. Sama gotuje kaszkę młodszemu, a przy piersi ma jeszcze jedno dziecko. Gdy pięciolatek znów podchodzi do kuchenki, ona bierze ścierkę i daje dziecku po pupie. Co robię? Nie atakuję jej, nie mówię, że jest niestabilna, a ja zaraz wezwę policję, czy zgłoszę ją do rzecznika praw dziecka. Oczywiście, jako psycholog wiem, że to, co zrobiła nie jest dobre, ale szukam lepszego wyjścia. Podchodzę do płaczącego dziecka i mówię: „Chodź, pozwolimy mamusi dokończyć to, co robi, poczytamy albo wyjdziemy na spacer”. To jest empatyczna reakcja. Bo rozumiem koleżankę, że nie dała rady, umiem się wczuć, nie osądzam. Dlaczego jedni potrafią to doskonale, a inni nie? Znałam kobietę, która chciała wzywać policję do przyjaciółki, która miała kochanka. Chciała ją oskarżyć, że niedostatecznie dobrze opiekuje się dzieckiem, bo na 10 minut zostawiła trzynastolatka w domu. Chciała to zrobić, choć dziecko jej przyjaciółki było samodzielne i doskonale dawało sobie radę.

To bardzo mało empatyczna reakcja, za to bardzo osądzająca. Jesteś niemoralna, należy ci się kara. Dobra koleżanka spytałaby raczej, jak może pomóc. Ale z drugiej strony, przykład z kochankiem jest nieco dwuznaczny i z tych dwóch zdań nie wiadomo, jak czuło się dziecko, co mogło przeżywać i jakie konsekwencje mogły spotkać tę rodzinę z powodu tego pokątnego romansu…

Nasz poziom empatii zależy od trzech czynników — biologicznych, psychicznych i społecznych. Rodzimy się zaprogramowani na określony poziom empatii, bo mamy określoną liczbę tzw. neuronów lustrzanych w mózgu, które za empatię odpowiadają. Ale wiele też zależy od tego, jaką mamy osobowość i jak byliśmy wychowani. Psychologowie twierdzą, że osoby empatyczne były wychowywane w poczuciu odpowiedzialności, czyli świadomości konsekwencji swego postępowania. Osoby wykazujące niższy poziom empatii zwykle wychowywały się w poczuciu bezkarności oraz braku odpowiedzialności swoje czyny.

A bardziej konkretnie?

Jeżeli ktoś jako małe dziecko dorastał w środowisku bezpiecznym, czyli wolno mu było czuć to, co czuło, każdy w rodzinie był uważny wobec siebie, nie płakało się po kątach tylko otwarcie, zawsze można było liczyć na wsparcie drugiej osoby, przytulenie, ciepło, nie mówiło się, chłopaki nie płaczą, czy bądź grzeczna — to taka osoba będzie bardziej empatyczna. Niestety, w naszej kulturze mamy wpisane, że dobre są rzeczy złe: wojna, wrogość, walka. A te wszystkie rzeczy są odwrotnością empatii.

Ale są też tacy, którzy czują za bardzo. Moja koleżanka, z rodziny DDA często mówi, że oszaleje, bo ją męczy to przejmowanie emocji innych. Chciałaby się nauczyć czuć mniej.

Już rozmawiałyśmy o tym, że to nie jest empatia. To nadmierne współczucie, przedkładanie potrzeb innych nad własne, poświęcanie się. To jest destrukcyjne. W empatii nie poświęcasz się. Drugiemu człowiekowi potrafimy dać wyłącznie to, co sami mamy. Jeśli chcesz dać siłę komuś słabemu, to musisz zadbać o swoją siłę. Dziecko w rodzinie DDA musi dawać i uczy się dawać więcej niż ma, i potem jako dorosła osoba wyrzeka się siebie, swoich planów, ma straszne poczucie winy, jeśli myśli o sobie, najpierw wobec rodziców, potem innych osób. To nie ma nic wspólnego z empatią. DDA czasem pomaga innym, żeby mieć kontrolę, robi to zupełnie nieświadomie. Albo dlatego, że woli myśleć o innych niż zmierzyć się ze swoim życiem.

A co z tymi, którzy mają za mało empatii?

Cóż, potrafią być bardzo skutecznymi liderami. Dzięki empatii nawiązujemy prawdziwie głębokie relacje z innymi, lepiej się z nimi komunikujemy. Jesteśmy po prostu szczęśliwsi. Warto też uświadomić sobie, że osoba pozbawiona empatii lub o jej bardzo niskim poziomie może narzucać innym swoją wolę i nie dostrzegać, że taka bezkompromisowość jest źródłem konfliktów i negatywnych emocji.

Empatii można się nauczyć?

Tak, oczywiście, choć nie zawsze, bo czasem brak empatii jest jednym z zaburzeń osobowości, w tym osobowości narcystycznej czy psychopatycznej. Choć nawet w więzieniach uczy się empatii, to część resocjalizacji, spotkania z osobami niepełnosprawnymi, nauka języka migowego. Terapia uzależnienia idzie w stronę nauczenia się empatii. Pierwszym krokiem jest to, że uzależniona osoba sama jej doświadcza. Przychodzi na leczenie i w grupie terapeutycznej, w ciągu paru tygodni zachodzi zmiana. Naprawdę można rozbudzić w człowieku człowieka, da się to wyzwolić, ale jedynie w bezpiecznym miejscu. A bezpieczne miejsce to takie, gdzie nie boisz się powiedzieć, co czujesz, co myślisz. W grupie AA mówisz tylko o sobie, nie oceniasz. Jeśli piłam i opowiadam, że po alkoholu wyrzucałam dziecko na mróz, ludzie mnie słuchają i nie mówią „Jesteś zbrodniarką”. Mówią „Musi ci być być z tym bardzo ciężko”.
Człowiek uczy się empatii, gdy w jego życiu następuje zmiana systemu wartości, zaczyna zauważać innych, a wcześniej był zajęty tylko osiąganiem sukcesu.
*
Ewa Woydyłło – Osiatyńska, doktor psychologii, terapeuta uzależnień.