Go to content

„Jeden okazuje się żonatym narcyzem, drugi udaje miłość, trzeci nażera się za twoją kasę”. Tinder – pole minowe dla kobiet

Tinder z perspektywy kobiet
fot. petekarici/iStock

– Wszystkie opisane przeze mnie historie to prawda. Każdy z opisanych przeze mnie mężczyzn chodzi po ziemi i być może właśnie teraz kolejna kobieta koresponduje z „Brzydkim Łobuzem”, czy „Narodowcem Gracjanem”– mówi Anna Klimczewska, która napisała książkę „Masz nową parę!” o randkach z Tindera. – Ale to nie jest autobiografia. Przygody Olgi to zbiór przeżyć wielu kobiet, które mi zaufały i opowiedziały swoje historie.

Tinder z perspektywy kobiet

Porozmawiajmy o typach mężczyzn z Tindera. Najpopularniejszy jest chyba narcyz, prawda?

Tak. Jest ich ogrom. To faceci, którzy zawsze na pierwszym miejscu postawią siebie, są absolutnie przekonani o swojej wyjątkowości. Są przystojniejsi, mądrzejsi, bardziej skuteczni we wszystkim, co robią niż inni. Tak o sobie myślą. Narcyz uwielbia swoją powierzchowność, chwali się nią, a kobieta, którą obdarza – zwykle przez moment – swoim zainteresowaniem, wygrała los na loterii. Tacy mężczyźni kompletnie nie zauważają nikogo oprócz siebie. Czasem nawet nie udają, że słuchają.

Żonaci?

Wśród nich jest wielu wolnych facetów, bo narcyzi nie są specjalnie zainteresowani zakładaniem rodziny. Nawet jeśli taki się ożeni, żona szybko uświadomi sobie, że pełni w jego życiu rolę służącej.

Jak ich rozpoznać? To ci prężący się na zdjęciach?

Jak się chce, w miarę bezpiecznie, przeżyć na Tinderze, potrzebna jest wiedza. Po pierwsze, gdy zaczynamy oglądać czyjś profil, musimy wiedzieć, że są rzeczy dyskwalifikujące. Nie mówię tu nawet już o błędach ortograficznych czy gramatycznych. Niebezpieczne są kwieciste zdania, wydawałoby się piękne, w których powtarza się słowo: „ja”. Ja oczekuję. Ja chcę. Ja szukam. Kobiety o wyjątkowej, nietuzinkowej, pięknej, która potrafi dać całą siebie… i tu cały opis, co kobieta musi mieć, żeby się wstrzelić w jego oczekiwania. Wtedy to oczywiste, że on szuka księżniczki i że będzie ciężko.

Moja koleżanka pisała z takim facetem. Wysłał jej całą listą oczekiwań. Zacytuję fragment: „Lubię u kobiet czułość, klasę, ale też otwarcie na rozwój. Lubię, kiedy akceptuje swoją nagość i ma piękne ciało. Lubię, gdy”. Niby nic w tym złego, ale ta epistoła miała kilka tysięcy znaków. Potem się okazało, że to kopiuj wklej z wiadomości, którą już jej jakiś czas temu przesłał. Jej i pewnie setkom innych kobiet.

O wiadomo. Jak pracowałam nad książką, randkowałam w sieci dość intensywnie. Zdarzało się, że po wymianie kilku zdań, wiedziałam, że to mężczyzna nie dla mnie i dziękowałam za korespondencję. A potem znowu z kimś pisałam i kiedyś nagle zapaliła się czerwona lampka. „Rany, ja już to czytałam…”. Okazało się, że to ten sam facet, ale pod zmienionym profilem. Poznałam go po wcześniejszych tekstach, najwidoczniej robił właśnie kopiuj wklej z poprzednich wiadomości. To były przygotowane przez niego szablony.

On Niechudy, ona Niemłoda. Olga, twoja bohaterka schodzi ze swoich wygórowanych oczekiwań i spotyka się z facetem o okrągłej, miłej twarzy. Tylko na spotkaniu okazuje się, że wygląda dużo inaczej i ukrył swój dwumetrowy brzuch. Dużo jest takich, którzy ukrywają swoją fizyczność?

Mężczyźni robią to rzadziej niż my. To kobiety używają filtrów, które mają je odmłodzić i upiększyć. Ale jak już mężczyźni chcą oszukać to jest to grubo ciosane, jadą po bandzie. Wrzucą zdjęcia kogoś zupełnie innego, na przykład jakiegoś modela. I połowy problemu nie ma, jak jeszcze kobieta rozpozna zdjęcia, bo było gdzieś w Vivie czy na Instagramie. Jeśli facet jest podejrzanie śliczny, tło pięknie wyświecone, idealny kadr– coś nie gra.

I to robią ci niezbyt atrakcyjni? Nie wstydzą się potem tego?

Bardzo często się zdarza, że facet uwodzi kobietę pięknym zdjęciem i później, już w realu, nie czuje żadnego obciachu. Nie krępuje go, że na randkę przyszedł 50 kg grubszy, łysy czy z zaczeską. Na spotkaniu jest pewny siebie, bryluje. Kobieta nawet jeśli się „polepszy”, na przykład filtrami, potem nieco się krępuje i robi wszystko, żeby zatuszować mankamenty. Maluje się, ładnie ubiera. A tu nie, pan potrafi przyjść z tłustymi włosami, nieogolony, zapuszczony.

Tak jak Niechudy z twojej książki?

Tak. To historia mojej koleżanki. Cała scena na siłowni jest prawdziwa. Poszła z nim ćwiczyć i prawie umarła ze wstydu, bo wszedł na bieżnię w brudnej i za krótkiej koszulce, odsłaniającej wielgachny, goły brzuch. W dodatku tenże Niechudy ogłaszał wszem i wobec: „Ludzie jestem najszczęśliwszy, dzisiaj poznałem ją na Tinderze!”.

Tinder z perspektywy kobiet

Anna Klimczewska, autorka książki „Masz nową parę!”

A ci, którzy nie pokazują swoich zdjęć?

O, to może być jeszcze gorsza opcja, żonaci. Boją się, że nakryje ich bliższa lub dalsza koleżanka żony. Czasem zdjęć nie pokazują osoby popularne. Ale zdarza się też, że są i popularni i żonaci. Mężczyźni, którzy nie chcą pokazać twarzy mają różne patenty. Wrzucają zdjęcia na motocyklu, to popularny trend – „Zobacz, jaki jestem „cool”. Na tle gór majaczy się sylwetka – „Zobacz, jakie mam pasje” zdaje się mówić on. I oczywiście klasyka: gość stojący tyłem na tle drogiego samochodu. Lub nadgarstek z drogim zegarkiem, na to też bym uważała. To kuszenie wysokim statusem bardzo często okazuje się bujdą na resorach. Jedna z moich koleżanek to przeżyła.

Facet przyjeżdżał na randki Porsche, świetnie ubrany, potem się okazało, że był zadłużony w cholerę, a gadżety były wypożyczone. Zaniepokoiła ją prośba o pożyczenie na jeden dzień 80 tysięcy. Ponoć tyle mu brakowało by dopiąć jakiś milionowy kontrakt. Obiecywał, że odda jej potem 100 tysięcy, miała na tym zrobić złoty interes. Coś ją tknęło, zaczęła go sprawdzać i okazało się, że facet jest biedny, jak mysz kościelna. Jego sposobem na wyłudzanie pieniędzy była zabawa w biznesmena. Uwodził dobrze sytuowane kobiety. Najpierw inwestował w drogie prezenty, kusił, a potem nagle „na chwilę” potrzebował dużej sumy. Policja się nim zajęła.

Twoja najgorsza tinderowa historia? Wiem, że faceci wysyłają zdjęcia swoich penisów, bywają wulgarni, obcesowi.

Jest sporo prymitywnych facetów, którzy rozmowę zaczynają od: „Jak duże masz cyce?” Albo „jakie lubisz pozycję, bo ja się lubię pierd… od tyłu”. Tacy najczęściej wrzucają zdjęcia z siłowni, wyeksponowane mięśnie, klata. Ja klikałam, bo byłam ciekawa kto się za tym kryje. No i kryje się właśnie to. Używają wulgaryzmów, na wstępie mówią o swoich potrzebach, do czego chcą kobiety, jakie powinna mieć w łóżku umiejętności, jakie rozmiary.

Co oni mają z tym wysyłaniem penisów od razu…

Tego jest niestety mnóstwo. A droga jest najczęściej taka: na tych aplikacjach nie można wysyłać sobie zdjęć, po jakimś czasie przechodzi się na inny komunikator. Tam pada zwykle magiczne zdanie: przyślij mi więcej swoich zdjęć. Ty wysyłasz jakieś romantyczne, jak siedzisz na ławeczce, a on wysyła ci penisa albo – co gorsza – jak sobie coś przy nim robi. Klasyka.

A ci co się tak uwielbiają najadać za kasę kobiety?

Słyszałam dwie niemal identyczne historie i w obu przypadkach było tak: droga restauracja i jego lekko rzucone: „Zamawiaj, co chcesz, ten wieczór należy do nas”. Pan oczywiście, też zamówił trzy mega kosztowne dania, przystawki, wina, deser. Potem facet poszedł niby na chwilę do łazienki i już nie wrócił. I tyle dobrego. Co ważne – obie te restauracje miały podwójne wyjścia. On mógł więc ulotnić się niezauważalnie, sekundę później likwidował parę i był nie do znalezienia.

Typy znikające? Facet umawia się, uwodzi, codziennie rozmawia z nią przez telefon, a potem nie dojeżdża na spotkania.

Kolejna mocna grupa. Gawędziarze, których kręci tylko werbalne rozkochanie kobiety, doprowadzenie jej do białej gorączki. Potem zajmują się kolejnymi. Ale jeszcze gorsi są tacy, którzy idą krok dalej. Zaczyna się relacja, jest cudownie, wspaniale, a potem on znika w najgorętszej fazie, po dwóch, trzech miesiącach, gdy ona zaczyna się zakochiwać, ma motyle w brzuchu. To mężczyźni uzależnieni od pierwszej fazy związku: uwielbiają uwodzić, odgrywać rolę cudownych książąt, romantyków, którzy potrafią przychylić nieba, po czym, jak już się nasycą, znikają bez słowa. Takie zjawisko gdy facet znika niczym duch nazywa się ghostingiem. Przeżyła to moja przyjaciółka.

Żadnej kłótni, pretensji, gorszych dni. On rzucił: widzimy się kochanie jutro, porywam cię do kina i na romantyczną kolację, po czym nagle nie odbierał, nie oddzwaniał. Ona była przekonana, że coś mu się stało strasznego. W końcu napisała do niego: „Zamartwiam się czy żyjesz. Obyś się okazał tylko draniem, nie pozwól mi się zadręczać, że zginąłeś w w wypadku. Jeśli nic ci się nie stało, wyślij choć kropkę.” Chwilę później dostała wiadomość: kropkę.

Dopytywałam potem: Czy coś zwiastowało kłopoty? Czułaś, że coś jest nie tak? Mówiła, że dopiero, jak po czasie analizowała ten związek, dotarło do niej, że spotkania były zawsze u niej. Byli trzy miesiące, ale nie poznała żadnych jego przyjaciół, rodziny. Być może to był po prostu żonaty facet, który chciał skoku w bok, a potem znalazł kogoś nowego. Ewentualnie wrócił na jakiś czas w ramiona żonki.

Tinder z perspektywy kobiety

Ile to mężatki nie wiedzą o swoich mężach…

Tak, pozostaje współczuć kobietom, które żyją z kimś takim pod jednym dachem. W dodatku większość tych żon mówi: „Mój taki nie jest, on nigdy by mnie nie zdradził”.
Tinder jest takim samym miejscem prawdy, jak każdy inne. Gdy poznajemy kogoś na ulicy, wyjeździe, czy w klubie też nie mamy gwarancji, że facet jest uczciwy. Warto zwracać uwagę na takie rzeczy: czy poznajemy przyjaciół, rodzinę, jak się taka osoba zachowuje w zwyczajnych sytuacjach, jak traktuje ludzi.

Kiedyś spotkałam się z pewnym mężczyzną. Bardzo przystojnym, dobrze ubranym, kulturalnym. Przyszedł do knajpy z małym pieskiem, pocałował mnie w rękę, kto dziś tak robi. „Dżentelmen” myślę. Usiedliśmy przy stoliku, gdzie obok siedział z kolei mężczyzna z dużym psem i ten mały zaczął ujadać, biegać koło tego dużego. W pewnym momencie właściciel dużego psa odwrócił się w naszą stronę i spytał: „Przepraszam, czy to jest państwa pies?”. Mój towarzysz odpowiedział: „Tak, a co chodzi?”. „Czy mógłbym państwa prosić, żebyście go przywiązali, zaczepia mojego psa, poza tym to szczekanie przeszkadza gościom”. I wtedy z ust faceta, z którym się umówiłam, poleciał rynsztok. Wyzwał tamtego od najgorszych. Byłam w szoku, tamten mężczyzna wstał, wziął psa i wyszedł. „To było okropne co zrobiłeś” rzuciłam. A on na to: „Dobrze zrobiłem, nie będzie jakiś cham i prostak wyskakiwał do mojego Fifka”. Też wstałam i powiedziałam, że jednak podziękuję za kolację.

Przed tym też bym ostrzegała, jeśli chłopak z Tindera jest wymuskany, dopięty na ostatni guzik, ę i ą czerwona lampka powinna migać, jak szalona. To jeden z takich, co po pierwszym, czy drugim spotkaniu mówi: jesteś najpiękniejsza, nigdy nie poznałam tak niesamowitej kobiety, nigdy nie miałem takiej chemii? Nie mogę uwierzyć, ze wiele kobiet łapie się na takie komplementy. Komplementy, których jest za dużo, są wyświechtane, egzaltowane. Dla kobiety, która nie musi słyszeć, że jest najpiękniejsza, to jest sygnał, że pan najoględniej mówiąc grubo przesadza i należy uciekać.

Największy grzech facetów z Tindera?

Nuda, najwięcej jest nudziarzy. Standardowe zagajenie:

„Hej”
„No hej”
„Cześć”
Na początku sama się starałam ożywić rozmowę, żartowałam. Gdy przestałam się wysilać, dalej czytałam nudziarstwa w stylu:
„Jak tam”
„No co tam?”
„Jak mija dzień?”
„Co słychać?”

Moja przyjaciółka odpowiada wtedy: „To samo, co wczoraj”.

Też po iluś takich razach stwierdziłam, że okej, też poprowadzę taką grę, nie będę niczego ułatwiać”.

Więc zaczepia mnie:
Co tam?
Ja: okej. A u ciebie?
On: okej. Fajna pogoda.
Ja: fajna.

I to się nie kończy, potrafią tak ciągnąć się nie wiadomo ile, a ja czekam, kiedy przestanie uprawiać te głupawe „small talki” i zaczniemy rozmawiać o czymś sensownym, ale to się nie dzieje. Jak jest nudno na początku, nie liczmy, że w końcu powali nas poczuciem humoru. Jeśli ktoś ma poczucie humoru, coś fajnego do powiedzenia, to od razu to widać. Co oczywiście nie znaczy, że jest wartościowym facetem, bo wtedy dopiero zaczynasz podróż przez pole minowe, nie wiadomo, kiedy co wybuchnie i kiedy cię zaskoczy.

Najgorzej wybuchnąć na samym końcu, jak z twoim książkowym Cyrylem.

Najgorzej. Czyli na samym końcu okazuje się, że choć on jest cudowny, wspaniały, macie świetny seks, wyjeżdżacie razem, to jest też… żonaty. O czym ci nigdy nie powiedział.

Jakimi kochankami są chłopaki z Tindera?

Kobiety, z którymi rozmawiałam, raczej nie narzekają. Częściej mówiły, że seks był super. Ale tylko seks. Jedynie tam gdzie była opowieść o narcyzie, na ogół była też frustracja, że pan leży i ma podejście: „ciesz się, że cię dopuszczam do siebie i do tego, co mam na dole”. Na portalach czy aplikacjach randkowych wielu mężczyzn nastawionych jest jednak na przygodę, adrenalinę i w łóżku często dają z siebie wszystko. Przynajmniej na początku.

Może mężczyźni nas nie zabiją, bo teraz piszesz drugą część o tym, co kobiety wyczyniają na Tinderze.

To druga studnia bez dna. Na pomysł wpadłam po rozmowach z kilkoma moimi bliskim kumplami. Tutaj też włos się jeży na głowie, ale na razie niczego nie zdradzam.