Magda jest moją koleżanką z pracy. Nigdy dużo nie rozmawiałyśmy, bo jest nowa i chyba nie lubi robić wokół siebie szumu. Ładna, trakcyjna, zgrabna. Chyba za skromna, pracowita, nieco po trzydziestce, ambitna, bo widzę jak bardzo się stara. Zależy jej na posadzie w firmie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie obgaduje, nie plotkuje, nie wychodzi na papieroska dwadzieścia razy. Jest miła, rozmowna, gdy czuje, że do konwersacji jest zaproszona. W pracy ma opinię myszki, ale nie szarej, bo zahukana nie jest. Powiedziałabym raczej, że ostrożna. To typ obserwatora. Woli słuchać niż gadać.
Rozmawiać zaczęłyśmy, gdy moja córka, która właśnie poszła do żłobka po raz setny miała katar, a ja miałam dość tych ciągłych infekcji. Zastanawiałam się, co tu zrobić. Brać zwolnienie, ściągać mamę czy kombinować sąsiadkę? Ona podzielała moje obawy i tak przegadałyśmy cały dzień.
– Fajna dziewczyna – pomyślałam i gdy za jakiś czas w firmie gruchnęła wiadomość, że mamy trzydniowy wyjazd na konferencję, uznałam, że w pokoju zamieszkam z nią. Moja stała współlokatorka jechać nie mogła, więc nadarzała się świetna okazja, by poznać Magdę. Ta bardzo się ucieszyła, gdy jej to zaproponowałam. Mi natomiast było miło, że się otwiera.
W hotelu spędzić mieliśmy dwie noce. Za dnia szkolenia i konferencje, wieczorem basen, sauna i drinki w barze. Nasza ekipa, dość zgrana dała Magdzie szansę. Ona
czuła się mniej skrępowana, śmiała się, żartowała. Wszyscy wygłupialiśmy się na saunie i w basenie. Firmowy podrywacz już smolił cholewki do nowej, a gdy chciał ją
wziąć na ręce i wrzucić do wody, Magda zesztywniała, a potem odepchnęła go z całej siły. Towarzystwo oczywiście ryknęło śmiechem i tylko ja zauważyłam, że Magdzie do śmiechu nie było. Po chwili jednak otrząsnęła się i żartowała dalej.
Na kolacji, gdzie alkohol lał się strumieniami, ona ograniczyła się do dwóch kieliszków wina. Trzy czwarte ekipy piło ostro, niektórzy kleili się do siebie, a my z
Magdą obserwowałyśmy to małe show, robiąc zakłady, kto dziś nie będzie spał w swoim łóżku.
Gdy wróciłyśmy do pokoju, komentowałyśmy poczynania kolegów z firmy i całkiem swobodnie przeszłyśmy na tematy osobiste. Ja narzekałam, że bywam tak
zmęczona, że wolę się wyspać, niż szarżować w łóżku, a kiedyś to mogłam całe noce szaleć i chyba się starzeję.
– To zrezygnuj z seksu. Jak ja – rzuciła lekko, jakby mówiła o obieraniu ziemniaków.
Mnie zatkało.
– Wiem, wiem. Dziwne dla ogółu, ale dla nas nie. Nie sypiamy z mężem. Seks jakoś nigdy nie był dla mnie czymś „wow” – kontynuowała. – W sumie to jest nawet odrażający. Bardzo niehigieniczny. Dlatego wiedziałam, że mój mąż będzie musiał to zaakceptować, że w łóżku spać będę sama.
Ja siedziałam nadal z rozdziawioną gębą.
– Nie patrz się tak. Są specjalne grupy na fejsbuku dla tzw. białych małżeństw, są portale. Swój swego znajdzie, nawet w podziemiu.
– Żartujesz? – wydusiłam z siebie w końcu.
– Nie! Tam poznałam mojego męża. Cudowny facet.
– Ale macie Lenkę…
– Mamy, kilka imprez zakrapianych i poszliśmy do łóżka w pełnym tego słowa znaczeniu. Na szczęście szybko zaciążyłam.
– I nie podobało Ci się?
– Nic. Zero.
– To może mąż cię nie pociąga?
– Tomek to mój ideał. Kocham go. On mnie. Jesteśmy świetną parą, przyjaźnimy się, możemy na sobie polegać. To facet mojego życia. Po prostu obydwoje nie potrzebujemy seksu, by być razem. Oboje wiedzieliśmy, że pasujemy do siebie, byliśmy szczerzy od samego początku, dlatego to wypaliło.
– A potrzeby seksualne?
– Poziom zero.
– U ciebie, a u niego? Przecież to facet.
– Kochana mnóstwo jest mężczyzn, których te klocki nie kręcą. Mój Tomek miał odwagę się przyznać i tyle. Ja też.
– I serio nic?
– Nie lubię czyjegoś dotyku. Tomka akceptuję, bo go kocham, innych mężczyzn absolutnie nie.
– Tak jak dziś Radka?
– No właśnie. Aż tak było widać?
– Nie wiem, ja zauważyłam, że było ci nieswojo.
– Mało powiedziane.
– A jesteś pewna, że twój mąż nic a nic, że kogoś nie ma?
– Jestem, a jeśli nawet jak mogę być zazdrosna, że on lubi ryż, a ja wolę makaron? – uśmiechnęła się.
– Cholera, racja – odparłam.
– Mamy sporo znajomych, którzy nie współżyją. Poznaliśmy się na tej grupie. Marlena np. jest po mastektomii i nie chce. Jej mąż to szanuje. Wyżywa się w sporcie. Inny znajomy – Bartek ma depresję, żona go wspiera i dostosowała się do jego potrzeb. Marysia natomiast jest bardzo wierząca. Mówię Ci powodów jest mnóstwo.
– Myślałam, że to raczej zaburzenie jakieś.
– Słuchaj jak obydwojgu to pasuje to jest ok, nie?
– Tak, tak.
– Gorzej jak ktoś ukrywa niechęć. Mamy takie małżeństwa w grupie, są super kumplami, ona śpi z kochankiem, a on też tylko z innym. Jego rodzice nigdy nie zaakceptowaliby tego, że jest gejem. A tak wszyscy szczęśliwi.
– No w sumie…A ty?
– Bardzo i uwierz, że żal mi tych ludzi jak na przykład jak Paweł z Anitą. Nie chodzi mi o sumienie tylko o to, że są nieszczęśliwi i oszukują przede wszystkim siebie.
Oboje w związkach.
– No tak. Racja.
– Po co się okłamywać? Szkoda życia.
– Magda kobito, racja. Serio!
– Wiem – uśmiechnęła się i zniknęła w łazience, a ja nadal choć trudno było mi to pojąć, że ktoś seksu po prostu nie lubi jak ja brukselki, to uznałam, że w życiu
przecież chodzi o to by być szczęśliwym. I jeśli Magdzie i Tomkowi to odpowiada to ja ani nikt inny nie ma prawa się wtrącać ani tego kwestionować.