Jesteś tak cholernie nieszczęśliwa i rozżalona. Bo przecież inaczej sobie to wspólne życie wyobrażałaś. Wy mieliście nie popaść w rutynę. Jeszcze niedawno przecież świata poza sobą nie widzieliście. Planowaliście, świętowaliście, wychodziliście. Kochaliście się. Namiętnie. Przez całą noc. Wam miało się przecież udać. Ale on się zmienił, ty się zmieniłaś. Rzeczywistość się zmieniła. Problemy przytłaczają, niespełnione pragnienia dobijają. Znam to. Chcesz czegoś więcej od życia i jesteś o krok, by po to sięgnąć, ale wahasz się. Ja pomogę ci podjąć decyzję. Ja już swoje życie schrzaniłam.
U mnie zaczęło się to równie niewinnie. Miłość, ślub, dziecko, praca. Proza życia, zmęczenie, problemy finansowe, ciągłe niezadowolenie. Ja po urodzeniu dziecka nie czułam się już piękną kobietą, on zmęczony utrzymywaniem rodziny, wolał wieczorami grać i oglądać seriale. Często zasypiał na kanapie. Na początku przenosił się do sypialni, potem już rzadziej. Kłótnie o mój spadek libido, kłótnie o jego brudne skarpetki. Wiesz, o czym mówię, bo dobrze znasz te sprzeczki. On nie pomaga w domu i przy dziecku, ty w jego oczach stałaś się zimną suką, tudzież Matką Polką z uwieszonym przy nodze bachorem.
Któregoś dnia dociera do ciebie, że ty tak nie chcesz. Że nie tak to miało być. Że jesteś fajna, piękna i mądra. Że zasługujesz na adorację, prezenty, sprośne smsy i gorący seks. Nie jesteś przecież tylko matką. Jesteś kobietą! I to jaką kobietą! Wyzwoloną, pewną siebie, atrakcyjną. Ten frajer, z którym się związałaś, po prostu tego nie zauważa. Nie docenia, jaką kobietę ma u boku. Myśli, że jak raz zdobył, to już się nie musi starać. O nie, kochanieńki, tak nie będzie.
Nie wiem, czy już masz kogoś na oku. Ja miałam. Taki tam kolega, z którym czasem pisałam na Facebooku. Poznaliśmy się w poprzedniej pracy. Często żaliłam mu się, że jestem niezadowolona z małżeństwa i macierzyństwa. Zawsze miał czas, żeby mnie wysłuchać. Doradzał. Nigdy nie nastawiał mnie przeciwko mojemu mężowi, choć zawsze jakaś tam chemia między nami była. Któregoś dnia zaproponował kawę. Poszłam. Mąż wiedział z kim się spotykam i gdzie będę. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Wtedy jeszcze nie.
Pogadaliśmy. Było miło. Czułam się tak, jak kiedyś – atrakcyjna, zabawna, nieco tajemnicza. Nie, to nie była randka.
Po tym spotkaniu zaczęliśmy pisać częściej i byliśmy bardziej otwarci. To nie był żaden flirt. Rozmawialiśmy o programach telewizyjnych, o ciekawych książkach, o kuchni włoskiej, którą oboje uwielbialiśmy, o wysokich rachunkach za wodę, o różnicach między kobietami i mężczyznami. Bardzo lubiłam te nasze rozmowy.
A w domu? W domu dalej było to samo, choć już tak bardzo mnie to nie uwierało, bo miałam swoją odskocznię. Sekretny świat, w którym kogoś interesowało, jak minął mi dzień i co ciekawego dziś zrobiłam, przeczytałam czy usłyszałam.
Dwa miesiące później zaprosił mnie do siebie na obiad. Miał zrobić lasagne, którą tak uwielbiam. Mówił, że to jego popisowe danie. A co w tym złego? – pomyślałam. Zwykły obiad u znajomego. Powiedziałam mężowi z kim się umówiłam. Nie dodałam jednak, że to nie jest obiad na mieście.
Seks? Zdrada? Absolutnie. Co najwyżej delikatny flirt.
Ale ogoliłam nogi. Założyłam fajną bieliznę.
Lasagne nie jadłam. Zaczęliśmy się całować tuż za drzwiami. Pamiętam tylko, że co chwilę powtarzałam „przestań, nie mogę”, ale raczej nie brzmiałam wiarygodnie. Chyba chciałam oszukać samą siebie. Sądziłam, że moralnie zniosę to lepiej, jeśli będę się na pokaz opierać. Powtarzałam to wtedy, gdy brał mnie od tyłu przy stole i potem, gdy rzucił mnie na łóżko. Nawet wtedy, gdy na nim siedziałam, szeptałam „co my robimy”. Było naprawdę cudownie, choć nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Chwilę później poprosiłam, żeby mnie odwiózł.
W samochodzie milczałam. Byłam przerażona. On zaczął mówić, że mnie kocha. I to od dawna. A mi chciało się płakać. Bardzo się bałam, że wszystko wyjdzie na jaw, że mój mąż się zorientuje. Przecież czekał na mnie w domu. Nie było mnie raptem półtorej godziny. Ale… wokół ust miałam zaczerwienioną skórę od jego zarostu. I na pewno pachniałam innym facetem.
Zauważył zaczerwienienie, ale wytłumaczyłam się panującym mrozem (była wtedy ostra zima). Nie przywitałam się z nim, szybko poszłam do łazienki. Nie myłam się, bo to byłoby podejrzane. Poczekałam do wieczora. W wannie leżałam godzinę, długo myślałam. Czułam do siebie obrzydzenie. Ale jeszcze bardziej bałam się, że wszystko się wyda. Że może mój kochanek zrobił to dla żartu? Że może o wszystkim po prostu powie mojemu mężowi. Po co? Nie wiem. Strach mnie paraliżował. Jednego byłam pewna – to już nie może się powtórzyć.
Mój mąż wyczuł, że myślami jestem gdzieś daleko. Żeby sprowadzić mnie na ziemię, zaczął nalegać na seks. Zgodziłam się, żeby nie wzbudzać jeszcze większych podejrzeń. Dokładnie to pamiętam. Leżałam na plecach, a on rytmicznie we mnie wchodził. Tak jak zawsze. Tak jak przez ostatnie pięć lat to robił. A ja patrzyłam tępo w sufit. Czułam do siebie ogromne obrzydzenie. Do niego też. Bo cztery godziny wcześniej był we mnie inny facet. Miałam wrażenie, że mój mąż poczuł zagrożenie. Jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, chciał mnie przelecieć, żeby upewnić mnie, że jestem jego. A ja tylko wpatrywałam się w sufit i nie mogłam uwierzyć, co zrobiłam. Potem znów dokładnie się umyłam.
To był jeden z naszych ostatnich seksów. Potem wszystko szybko się posypało. Nigdy nie dowiedział się, co zrobiłam, ale ja nie potrafiłam już spojrzeć mu w oczy. Były kłótnie, ciche dni. Tak minął rok. W tym czasie intensywnie próbował kontaktować się ze mną facet, z którym poszłam do łóżka. Wyjaśniłam mu, że żałuję tego, co się stało i nie chcę dalej utrzymywać tej znajomości. Mniej więcej rok po tym zdarzeniu mąż się wyprowadził.
Od czterech lat jestem po rozwodzie. Od dwóch na terapii.
Może należysz do tych kobiet, które potrafią zdradzić i przejść nad tym do porządku dziennego. Może będziesz to wspominać jako swoje najlepsze doświadczenie seksualne. Może sięgniesz po więcej. Może będziesz zdradzać już zawsze, niezależnie od tego, z kim się zwiążesz. Nie wiesz, dopóki nie spróbujesz.
Ale uważaj, bo może się okazać, że jesteś tak słaba psychicznie jak ja. Wyrzuty sumienia mogą cię zżerać latami. Może też skończyć się tak jak u mnie – brakiem zaufania w związku. To zabawne, że choć nikt mnie nigdy nie zdradził, boję się, że tak się stanie. Skoro ja zrobiłam coś złego, dlaczego ktoś inny nie miałby potraktować mnie podobnie? Jak zaufać? Przecież mi też ktoś ufał. Ja też obiecywałam miłość. Przysięgałam przed Bogiem.
Od czterech lat nie udało mi się zbudować żadnej, poważniejszej relacji, choć podejmowałam takie próby trzykrotnie.
Karma wraca i tego się boję.