Go to content

12 pytań, które chcielibyście zadać terapeucie małżeńskiemu

Fot. iStock

Zapytałam kilku koleżanek, które mają w związkach kryzys: – Dlaczego nie pójdziecie na terapię? Usłyszałam: „A co nam to da?”, „A na czym to polega?”. Byłam w szoku. XXI wiek, a my wciąż boimy się terapii. Poprosiłam Izę Barton Smoczyńską, psycholożkę i psychoterapeutkę, która m.in. pracuje z parami, o odpowiedź na kilka pytań, które być może zmotywują niektórych do wizyty.

Czy to naprawdę może pomóc?

Czy może pomóc? Tak. Czy na pewno? To zależy, co rozumiemy przez pomoc. Czasem podczas terapii pary dochodzą do wniosku, że warto się rozstać. 

Ja zadałabym pytanie inaczej: dlaczego warto pójść, porozmawiać, że bywa nam trudno w związku. To „trudno” może dotyczyć różnych rzeczy. Na przykład tego, że nagle znaleźliśmy się w sytuacji, która nas przerosła. Zaskoczyły nas nasze emocje, emocje partnera. Sytuacja zaczyna być trudna, bo trudno o niej rozmawiać. Ale też ciężko coś zostawić. To jeden typ sytuacji. Drugi – gdy nie spotkało nas żadne trzęsienie ziemi, ale coś narastało powoli. Nie było żadnego dramatycznego przebiegu, ale w pewnym momencie dochodzi do takiego oddalenia partnerów od siebie, że   nie potrafią ze sobą być ani rozmawiać.
Dlaczego warto pójść? Bo rozmowa z kimś, kto nie doświadcza naszych emocji, powoduje, że zaczynają się pojawiać najważniejsze, zasadnicze pytania.

Kiedy jest czas na terapię?

Dobrze byłoby przyjść  wcześniej, zanim emocje są już tak duże, że zamiast rozmowy są kłótnie, a ciche dni nie są już dniami, tylko miesiącami. Jednak bardzo często ludzie decydują się na taką wizytę, gdy jest już między nimi źle. Kiedy żyją obok siebie, nie mając kontaktu. Najczęściej tym parom pomaga jakaś sytuacja zewnętrzna. Na przykład kryzys związany ze zdradą jednego z partnerów albo z jakąś chorobą, albo gdy oczekujemy, że partner nas wesprze, a on jest już daleko i nie jest w stanie z nami współodczuwać, bo od dawna żyjemy oddzielnie. I wtedy ten brak, pustka, samotność powodują, że któraś ze stron poszukuje pomocy.
Tymczasem lampka ostrzegawcza powinna się nam zapalić w  momencie, gdy zauważamy, że więcej rzeczy myślimy, niż mówimy  partnerowi. Albo o naszych przeżyciach rozmawiamy częściej z przyjaciółmi niż z naszym partnerem.

A kiedy nie warto iść?

Gdy chcemy, żeby terapeuta rozstrzygnął, kto ma rację. Terapeuta nie ma takich narzędzi. W terapii zresztą nie chodzi o racje.

Jak wygląda pierwsze spotkanie? O co pyta terapeuta?

Pyta na czym polega problem i kiedy ostatni raz miała miejsce sytuacja, którą ktoś nazywa problemem. Zapyta też, co konkretnie oznacza ten problem dla każdej ze stron. Na pewno poprosi o informacje na temat mocnych stron związku, mocnych stron partnera.

Terapeuta przysłuchuje się, jak ludzie ze sobą rozmawiają, na co reagują, kiedy i w jaki sposób rozmowa przestaje dotyczyć treści, czyli opisywania fatów, a zaczyna dotyczyć ich relacji.

Najtrudniejsze pytanie, które zdarza mi się zadawać? Co konkretnie pani czuje, gdy mąż mówi do pani w taki sposób, jak przywołuje określone zdarzenia. Czyli przestaję zajmować się emocjami historycznymi i prehistorycznymi, tylko skupiam się na tym co „tu i teraz”. I temu też służą te pytania: na skierowanie uwagi, jak oni teraz ze sobą rozmawiają, jak się czują, co im pomaga się porozumieć, co im przeszkadza. Praca w taki sposób może pomóc, bo urealnia sytuację.

Para jest przepytywana razem czy osobno?

Powinna być razem. Czasem jest jednak tak, że jedno z partnerów odczuwa opór i to drugie pojawia się w pojedynkę. Choć według niektórych szkół terapeutycznych nie jest etyczna praca z parą, gdy wcześniej pracowało się z jednym z partnerów. Dlatego, że ta druga osoba nie czuje się komfortowo, bo wydaje jej się, że terapeuta jest stroną. Trzeba dużo czasu na zbudowanie zaufania.

Czy terapeuta nie stanie po stronie partnera?

Lęk, że tak się stanie, jest naturalny i nie powinien przekreślać chęci pójścia do terapeuty. Z taką obawą psycholog powinien umieć pracować. Czyli umieć o tym rozmawiać. Wtedy ten problem jest częścią terapii. Obawa, że terapeuta będzie po stronie partnera, jest tak naprawdę obawą, czy ktoś będzie w stanie mnie obiektywnie wysłuchać. To lęk przed tym, że  zostaniemy oskarżeni.

Jest jeden czy dwóch terapeutów?

Bywa różnie w różnych szkołach. Każda para ma swój rytm, nazwijmy go tańcem. Trzeba dużej uważności i ostrożności, żeby jednocześnie w tym uczestniczyć, ale też obserwować i jak lustro „oddawać” to tym osobom, które przyszły po pomoc. Trudniej jest to robić w pojedynkę.

Czy terapeucie można powiedzieć coś, czego nie chcemy powiedzieć przy partnerze?

Nie, bo to budowanie sojuszu na boku.

Czy terapia ma sens, jeśli któraś ze stron trwa w romansie?

Przeważnie terapeuta będzie dążył do tego, żeby para w trakcie terapii była tylko ze sobą, czyli, żeby zawiesić relacje poboczne. Bo jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś nowego o tym, kim jesteśmy dla partnera i kim on jest dla nas – musimy zrobić coś nowego, innego.

Jak często odbywają się takie spotkania i jak długo trwają?

Zależy od terapeuty. Czasem raz w tygodniu, szczególnie na początku. Ale w niektórych szkołach  raz na dwa tygodnie, a czasem raz na trzy. Jednak  trwają półtorej godziny, czyli dłużej, niż terapia indywidualna.

Czy terapia może doprowadzić do rozstania?

Terapia może doprowadzić do tego, że para podejmuje pewną świadomą decyzję. I czasami jest tak, że tą świadomą decyzją jest rozstanie.

Jak zachęcić partnera do terapii?

Tylko w jeden sposób – rozmawiając z nim, pokazując, dlaczego coś jest dla nas ważne. Zachęcić, to nie oznacza zmusić. Nie szantażujemy, nie mówimy, jak czujemy się rozczarowani, jak się poczujemy, gdy ktoś nam odmówi, bo to są negatywne emocje, które budzą podświadomy opór. Lepiej  powtarzać: „To dla mnie bardzo ważne”, mówić, co dobrego poczujemy, jeśli druga strona się zgodzi. „To by znaczyło dla mnie, że chcemy ze sobą porozmawiać o naszym partnerstwie“, „czułabym, że mnie szanujesz”, „to by znaczyło, że doceniasz i pamiętasz to, co było między nami pozytywnego“.