Go to content

Od ginekologów nadal słyszymy: „Pani się przed seksem napije kieliszek wina dla rozluźnienia i powinno być lepiej”. Nie, nie jesteście histeryczkami, to może być endometrioza!

fot. Tharakorn/iStock

Masz bolesną miesiączkę, czujesz ból podczas współżycia albo wypróżniania się – uwaga to może być endometrioza. Oczywiście, że powinnaś się leczyć u dobrego ginekologa. Ale dziś stawia się coraz częściej na holistyczne leczenie: dietą, ziołami, pracą z emocjami i tkanką. O tym wszystkim rozmawiamy z guru polskiej osteopatii uroginekologicznej Eweliną Tyszko-Bury.

Kobiety, które chorują na endometriozę, mówią, że coś z nimi jest nie tak, że to ich wina, że nie potrafią czerpać przyjemności z seksu.

– Ależ, jak one mają czuć przyjemność ze współżycia, kiedy w tracie seksu odczuwają ból. Niektóre z tych kobiet przychodzących na terapię i mówią, że od swojego ginekologa słyszały: „Pani się przed seksem napije kieliszek wina, dla rozluźnienia i powinno być lepiej”. Przyznaję, że mi się nóż w kieszeni wtedy otwiera. Nie chcę generalizować, znam wielu wspaniałych ginekologów i ginekolożek, jednak takie zdanie nadal potrafi przytrafić się w gabinecie.

Zacznijmy jednak od początku. Co to jest endometrioza?

– Endometrium to tkanka (wyścielająca od wewnątrz macicę), która przyrasta po owulacji, po to, by złuszczyć się w czasie miesiączki. Natomiast endometrioza to choroba, która polega na tym, że endometrium występuje w miejscu, w którym nie powinno go być wcale. Najczęściej w trzewiach brzucha, ale może być tak naprawdę wszędzie. Czasem ogniska znajdywane są w płucach czy obszarze mózgu – to są oczywiście rzadsze przypadki. Niemniej przerośnięte endometrium powoduje dolegliwości.

Jeśli taka tkanka znajduje się w obrębie jelit, to ona zachowuje się podobnie jak w macicy, czyli również złuszcza się w czasie miesiączki. Dochodzi wtedy do podkrwawiania. Kobieta może czuć dolegliwości bólowe, zwłaszcza w czasie miesiączki, może boleć ją podbrzusze czy odcinek krzyżowo-lędźwiowy. To tylko przykłady. Ból będzie pojawiał się w miejscu, gdzie endometrium zostało rozsiane

Jakie są objawy tej choroby?

– Pacjentki najczęściej zgłaszają, że mają bardzo bolesne miesiączki i owulacje. Mówią też o bólu podczas współżycia w dwóch sytuacjach. Pierwsza: to ból przy wejściu do pochwy – co w zasadzie uniemożliwia głębszą penetrację. Druga: to ból przy głębokiej penetracji. Jeśli nacieczone są więzadła krzyżowo-maciczne, przyczepiające się od szyjki macicy do kości krzyżowej, wtedy pacjentka może odczuwać dolegliwości w trakcie współżycia w pozycji od tyłu. Członek dociera wtedy do sklepienia tylnego i będzie drażnił okolicę więzadeł krzyżowo-macicznych.

Jeśli nacieki endometrium są na jelitach, to pacjentki mogą czuć ból przed wypróżnianiem (ciągnięcie), albo w czasie wypróżnia. Mają wzdęty brzuch i skarżą się na problemy jelitowe, które mogą współtowarzyszyć endometriozie.

Czy diagnostyka jest trudna?

– Tak. Kobiety trafiają do naszej kliniki średnio statystycznie po siedmiu latach szukania pomocy u najróżniejszych lekarzy. Niestety często jest tak, że niewprawne oko ultrasonografisty nie zauważy endometriozy. Najlepszym kierunkiem do diagnostyki są ginekolodzy zajmujący się tematyką tej choroby. Endometriozę diagnozuje się dobrze zebranym wywiadem i badaniem USG. Czasem ginekolodzy zlecają też rezonans miednicy mniejszej.

Kiedyś endometriozę potwierdzano za pomocą laparoskopii diagnostycznycznej.

– Teraz się od tego odchodzi, bo laparoskopia powoduje jednak kolejne zrosty – a te powodują przecież u tych pacjentek dolegliwości bólowe. Dlatego dziś ginekolodzy, zajmujący się endometriozą, nie stawiają diagnozy z ten sposób.

Na czym polega leczenie?

– Przede wszystkim jest ono uzależnione od tego, w jakim stopniu nasilenia jest choroba i na jakim etapie życia jest pacjentka. Jeśli pacjentka nie chce zachodzić w ciążę, leczeniem standardowym jest terapia hormonalna. Innym rozwiązaniem może być operacja – usunięcie ognisk endometriozy. Kolejnym – niekonwencjonalnym (według większości) leczeniem jest terapia żywieniowa, czyli odpowiednia dieta, która nie będzie podnosiła procesów zapalnych w organizmie. Do tego zioła i minimalizowanie stresu, czy praca z emocjami.

Słyszałam, że po operacjach chirurgicznych endometrium czasem potrafi odrosnąć.

– To zdarza się na przykład, kiedy nie wszystkie ogniska zostaną w całości usunięte na stole operacyjnym. Niektóre pacjentki, które do mnie trafiają, miały siedem operacji i nadal cierpią. Prawda jest taka, że endometrioza jest bardzo trudną do wyleczenia chorobą.

Czy kobiety z endometriozą mają trudności z zajściem w ciążę?

– Tak, z prostej przyczyny. Endometrium może powodować stany zapalne jajników, a to ma wpływ na płodność kobiety. Jajniki nacieczone endometriozą będą mniej produktywne. Często u takich pacjentek AMH (inaczej rezerwa jajnikowa) jest na obniżonym poziomie. Stan zapalny toczący się w okolicy miednicy mniejszej również nie sprzyja zachodzeniu w ciążę. Ponadto endometrioza powoduje zrosty, a wtedy jajowody pacjentki mogą nie być drożne. W takim przypadku komórka jajowa nie ma jak dotrzeć do macicy.

Polecamy: Endometrioza – dieta. Co może pomóc, a czego lepiej unikać?

Jaka dieta pomaga w leczeniu endometriozy?

– Taka, która eliminuje czynniki prozapalne, czyli m.in.: cukier i mięso czerwone. Należy zastanowić się nad wykluczeniem laktozy. Sugeruję jednak, by wprowadzenie odpowiedniej diety odbyło się pod kontrolą dietetyków, znających się na tematyce endometriozy. Wiele moich pacjentek decyduje się na zmianę diety, weryfikują w życiu priorytety, zaczynają inaczej żyć. Wspomagają się ziołami i dopiero to wszystko powoduje, że czują się lepiej. Dziś coraz więcej osób decyduje się na taki rodzaj leczenia, ponieważ wierzą, że leczenie naturalne, może przynieść lepszy i długotrwały efekt.

Nie jestem za skrajnymi rozwiązaniami i każda kobieta chorująca na endometriozę powinna znaleźć swoją ścieżkę leczenia. Dla jednej będzie to terapia hormonalna, dla innej jedyną słuszną opcją w danym momencie jest operacja; a jeszcze dla innej metody niekonwencjonalne, które potrafią naprawdę przynieść ulgę.

Jaka jest rola osteopaty w leczeniu tej choroby?

– W przypadku endometriozy pojawia się stan zapalny i to on powoduje, że mamy mało ruchomości w trzewiach. Ja za pomocą swoich rąk staram się, uruchomić tkanki, zrobić drenaż. Dzięki temu zmniejsza się stan zapalny i łagodnieją dolegliwości bólowe. W terapii osteopatycznej działamy pod kątem uruchomienia drenażu tkankowego, mobilizacji trzewi jamy brzucha czy miednicy mniejszej. Często terapia dosięga klatki piersiowej czy okolicy czaszki, gdyż ciało jest całością.

Prowadzę w terapii pacjentkę, która przyszła do mnie po skomplikowanej ratującej jej życie operacji na jelicie grubym. Co noc przez kilka lat wybudzała się ze snu z ogromnym bólem, który mijał dopiero po wypróżnieniu. Wyobraź siebie, jak ona musiała być zmęczona. Na początku terapii jej brzuch był twardy jak kamień, a szyjka macicy sztywna. Obecnie pacjentka czuje się dużo lepiej, brzuch jest miękki, a ona przesypia noce.

Czy twoja terapia jest bolesna?

– Pracuję w „ruchu ułatwionym tkanki”, czyli w taki sposób, by raczej nie powodować dodatkowych dolegliwości bólowych. Zawsze mówię: „Jeśli cię boli, powiedz mi i wtedy poczekamy na tkankę, by sama zaczęła odpuszczać.” To ważne, zwłaszcza w miejscach intymnych. Poza tym ból zawsze będzie powodował większe napięcie już napiętej tkanki, A to przecież mija się z celem.

Czy ty pracujesz „wewnętrznie” z pacjentkami?

– Tak. Przychodzą do mnie bardzo świadome pacjentki i jeszcze nie zdarzyło się, żeby kobieta zrezygnowała z powodu wstydu. Pacjentki jak u ginekologa dostają u mnie dyskretne spódniczki ginekologiczne. Jeśli okazuje się, że np. mają dyspareunię powierzchowną, czyli taki ból przy współżyciu „na wstępie”, to ja mogę manualnie pomóc im rozluźnić tkankę, ale też pracuję nad tym, by kobiety uczyły się świadomej relaksacji. Mam takie szczęście, że razem ze mną pracuje Kamila Raczyńska-Chomyn, która doskonale wie, jak nauczyć świadomie rozluźniać i aktywować dno miednicy. Prowadząc pacjentki razem o wiele łatwiej i szybciej uzyskujemy efekt.

Moja koleżanka, która cierpi z powodu endometriozy, powiedziała: „Nie uwierzysz, ile razy słyszałam, że histeryzuję, że jestem nadwrażliwa”.

– Co gorsza te pacjentki po jakimś czasie same tak zaczynają o sobie myśleć. Opowiem historię z mojego gabinetu. Przyszła kobieta ze zdiagnozowaną po ośmiu latach endometriozą. Podczas zbierania wywiadu powiedziała nieśmiało, że ma nie tylko ból brzucha, ale też w barku i że jej zdaniem to jest jakoś powiązane. Była przestraszona, bo jak wcześniej mówiła to różnym lekarzom, to oni stukali się czoło, a jeden nawet wysłał ją do psychiatry. A ja mówię: „Przecież jeśli mamy naciek endometriozy na okolicy wątroby i przepony z prawej strony, to te struktury są unerwione z odcinka szyjnego C3, C4, C5. Natomiast unerwienie skórne z tego rejonu to właśnie okolica barku. Oczywiście, to może mieć wpływ na ból rzutowany barku! Zwłaszcza jeśli jest on cykliczny, czyli pojawia się najsilniej w czasie miesiączki”. Gdy to powiedziałam, ta kobieta poczuła wielką ulgę, co spowodowało uwolnienie emocji i płacz.

Czyli u ciebie tzw. histeryczki odzyskują godność?

– Powiem ci, że przewlekłe stany zapalne w jamie brzusznej czy miednicy mniejszej będą powodowały niedobory serotoniny, a stąd krótka droga do zaburzeń depresyjnych. Dlatego endometrioza przekłada się też na stan emocjonalny pacjentek. Nie dziwię się, bo te kobiety zwykle od siedmiu lat żyją w bólu, zanim komuś uda się im pomóc. Dlatego ja jestem zwolenniczką holistycznego podejścia do zdrowia.

Najtrudniejsze przypadki?

– Jedną z najtrudniejszych odmian endometriozy jest ta, która zajmuje unerwienie miednicy mniejszej, powodując silne bóle neuropatyczne. W rezonansie nic nie widać, na USG też nie, a pacjentka mówi, że bardzo ją boli. Te kobiety nie są w stanie normalnie funkcjonować, całe ich życie jest zdominowane przez chorobę. Jeszcze trzy lata temu nie zajmowali się tym w Polsce ani neurochirurdzy (bo to nie kręgosłup), ani ginekolodzy. Zaczęłam więc szukać pomocy i znalazłam, ale dopiero w Szwajcarii, gdzie pracuje profesor Marc Possover, który zajmuje się nauką i diagnostyką „neuropelveology”.

Dlatego odsyłałam te panie do Szwajcarii. Ale ponieważ, jak to się mówi… „kropla drąży skałę”, już dziś potrafimy tym kobietom pomóc także w Polsce. Cieszę się, że tak wiele się zmienia i to na moich oczach.

Ty też jesteś prekursorką osteopatii ginekologicznej w Polsce. Powiedzmy to wprost!

– Po studiach w Sutherland College of Osteopathic Medicine, zainteresowałam się szkoleniem z ginekologii. Prawda jest taka, że wtedy mało kto zajmował się tą tematyką. Myślę, że moja własna ciąża i poród przyspieszyły decyzję o zajęciu się osteopatią ginekologiczną. Wtedy na własnej skórze przekonałam się, jak bardzo my kobiety jesteśmy pozostawione same sobie z dolegliwościami ginekologicznymi. Dlatego moja praca to moja pasja. Robię to z miłości. Miłości do siebie i innych kobiet.

 


Ewelina Tyszko-Bury

Swoją zawodową drogę z rehabilitacją i osteopatią zaczęła w 2004 roku od studiów na warszawskim AWF-ie na wydziale fizjoterapii. Po obronie pracy magisterskiej wiedziała, że to jeszcze nie koniec drogi w tym kierunku. Wręcz przeciwnie to był tylko dobry początek. W latach 2009-2015 studiowała osteopatię w Sutherland College of Osteopathic Medicine i zakończyła naukę egzaminem zdanym z wyróżnieniem. Obecnie wykłada na szkoleniach autorskich dotyczących osteopatii ginekologicznej. Jest współtwórcą szkolenia Jonicare i wykładowcą w szkole osteopatii FICO. Współtworzy miejsce pracy, które uwielbia — Renort. Słuchając ciała.