Go to content

Brené Brown: „Uważamy siebie za istoty myślące, które wpadają w pułapki emocji. A jest dokładnie odwrotnie”

Brené Brown
Brené Brown

„Wszyscy jesteśmy istotami emocjonalnymi. Nikt nas jednak nie uczy, jak je rozpoznawać, jak o nich rozmawiać”, mówi Brené Brown, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu w Houston, autorka wielu bestsellerów w tym „Atlas of the Heart”, w którym opowiada o 87 emocjach. „Największy nasz błąd polega na tym, że uważamy siebie za istoty myślące, które od czasu do czasu wpadają w pułapkę emocji. A tak naprawdę jesteśmy gównie osobami emocjonalnymi, które czasem myślą” – dodaje.

Bo przecież od dzieciństwa wychowywano nas w kulcie myślenia. Komu rodzice powiedzieli, że emocje są ważne? Idziemy o zakład, że naprawdę niewielu miało tego świadomość. Raczej słyszeliśmy od matki i ojca, ale też od nauczycieli, że liczy się szkoła i logiczne myślenie oraz poskromnienie w sobie wzbierających fal uczuć. Brené twierdzi, że kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, szukamy na zewnątrz różnych rozwiązań. Tak naprawdę rozwiązanie jest w nas. Musimy tylko z „tym czymś” nawiązać relację. Jeśli to się już stanie, dostaniemy narzędzia, by potem móc nawiązywać dobre zdrowe więzi z innymi ludźmi. A „tym czymś” – są właśnie emocje.

Dlaczego emocje są ważne?

Brené pyta, czy wiemy, że te same ośrodki w mózgu są odpowiedzialne za odczuwania bólu fizycznego, np. kiedy oparzymy sobie rękę kawą) i bólu psychicznego? Z jej badań wynika, że statystyczny człowiek niewiele o emocjach wie, bo zwyczajnie nie potrafi ich w sobie „zmapować”. Jeśli byśmy zapytali przeciętnego Kowalskiego, jakie emocje rozróżnia, ten najprawdopodobniej powiedziałby, że trzy: radość, smutek i złość. Dlaczego więc rozpoznawanie szerokiej gamy emocji, które kłębią się każdym człowieku, jest takie ważne? Okazuje się, że przyczyn jest co najmniej kilka.

  1. Jeśli rozpoznajemy tylko trzy emocje, to znaczy, że „podciągamy” pod nie całą gamę innych emocji, których nie potrafimy nazwać. Na przykład pod smutek – udrękę, rezygnację, apatię, bezsilność, tęsknotę, żałość, gorycz. Co się wtedy z nami dzieje? Czy w takiej sytuacji mamy szansę pogłębić więź ze sobą i innymi ludźmi? Naukowczyni podkreśla, że umiejętność szczegółowego i precyzyjnego nazywania tego, co czujemy, sprawia, że emocje stają się dla nas bardziej klarowne i zrozumiałe. Po prostu lepiej rozumiemy, co się z nami dzieje w danym momencie.
  2. Wszyscy mamy tendencje do posługiwania się ogólnikami. Niektórzy nie potrafią odróżnić lęku od strachu. Zawiści od zazdrości. Stresu od rozczarowania. Udręki od smutku. Poczucia pustki od poczucia zmarnowanej szansy. Dodatkowo niektórzy utrudniają sobie rozpoznawanie emocji, ponieważ na siłę chcą czuć tylko pozytywne emocje. Psychologowie nazywają to zjawisko „tyranią optymizmu”. Brené podpisuje się pod tezą, że jeśli każemy zgnębionej osobie myśleć pozytywnie, to znaczy, że nasz komfort jest dla nas ważniejszy niż to, co ona realnie czuje. Z tego powodu nie możemy w pełni zrozumieć siebie i tego, co czują inni.
  3. Według badaczki język nie służy tylko do nazywania emocji. Za jego pośrednictwem możemy wypaczyć to, co naprawdę czujemy. Przykład? Zadaj sobie pytanie, czym jest udręka. Psycholożka opisuje ją jako stan, który atakuje nasz oddech i całe ciało. Pod wpływem tej emocji z cierpienia możemy zwijać się w kłębek albo osuwać się z bólu na ziemię, bo nogi nie potrafią nas utrzymać. „Ta emocja jest taka silna, że uderza w nasze kości, dosłownie nas powala. Ale jeśli kompletnie nie potrafimy jej nazwać, to jak mamy pomagać? Jak wspierać siebie i innych?”, pyta.
  4.  Psycholożka podkreśla też, że jeśli ludzie myślą, że trudno nam rozpoznać „smutne emocje”, to z „pozytywnymi” jest jeszcze gorzej. Czy znamy różnicę między zachwytem a zdumieniem? Okazuje się, że zachwycać możemy się zorzą polarną. Natomiast zdumienie ma w sobie „zaszytą” chęć zrozumienia, by coś lepiej poznać. Przykład? „Jestem zdumiona tym, że tak szybko udało ci się wyzdrowieć. Jak to zrobiłaś?”

Zobacz także: Odczuwasz wewnętrzny niepokój? Wykorzystaj 6 sposobów na odzyskanie równowagi

Jak budować pomost między emocjami a myślami

Badaczka zachęca nas do tego, byśmy uczyli się budować pomost między emocjami a swoimi myślami. Tłumaczy, że nasze odczucia są wynikiem reakcji organizmu. Emocje są po prostu przetwarzane przez nasze ciała. Oczywiście wszystko jest też filtrowane przez kulturę czy zwyczaje rodzinne. Brown zdradziła na przykład, że w jej rodzinie wolno było czuć złość. Ale już smutku – nie. Można było krzyczeć, ale płacz był uznawany za słabość, za coś, czego lepiej unikać.

Brené twierdzi, że irytuje ją zdanie, które bardzo często słyszy. Jest to rodzaj porady: „Powinniśmy nauczyć się odczytywać emocje innych ludzi”. Ona nie wierzy, że to jest w ogóle możliwe. Uważa, że żaden Iksiński nie zrozumie emocji Igrekowskiego, nawet jeśli mu na tym zależy, nawet jeśli będzie się bardzo starał. Nie ma po prostu na to szans. Dlaczego? W emocjonalności człowieka zachodzi zbyt wiele zmiennych: każdy z nas ma inną biologię, inny zestaw genów, inną historią dzieciństwa.

Jak zatem znaleźć drogę do siebie samego i innych? Po pierwsze: „potrzebujemy tak rozległego zasobu słów, by opisywać nasze prawdziwe doświadczenia”, mówi badaczka. Po drugie: „potrzebujemy modelu komunikacji, który opiera się na ciekawości i byciu odpowiedzialnym za siebie i drugiego człowieka”, dodaje.

Zachęca, byśmy mówili raczej: „Widzę, że jest ci trudno” niż „Wiem co czujesz”. „Nie zrozumiem osoby, która nie miała takich przywilejów, co ja. Jeśli będę napierać na siłę, to tylko dodatkowo ją zranię”, mówi. Co możemy zrobić zamiast tego? „To nie będzie nic odkrywczego. Ale będzie trudne do zrealizowania. Możemy SŁUCHAĆ i WIERZYĆ ludziom w to, co mówią o swoich emocjach. Nawet jeśli to jest niezgodne z naszymi własnymi doświadczeniami, system wartości”, twierdzi. Nawet jeśli uważamy te emocje za przesadzone, a powody, z których powstały za mało istotne.

Niestety, często tego nie potrafimy robić. Umniejszamy czyjąś krzywdę albo natychmiast porównujemy do swojej sytuacji i chcemy doradzać z własnej mizernej perspektywy, która kompletnie nie bierze pod uwagę sytuacji tej drugiej osoby. A przecież ona może być mniej zamożna lub mniej inteligentna lub nie ma wsparcia w swojej rodzinie? Takie zachowania to nic innego jak mikroagresja. Sytuacja wygląda mniej więcej wtedy tak: słucham ci, ale nie wierzę, bo „twoja prawda” jest zagrożeniem dla moich poglądów.

Na koniec Brené zostawia nas z myślą, że prawdziwa więź między ludźmi powstaje, kiedy dajemy innymi i bierzemy od siebie bez oceniania.

Na platformie HBO możemy zobaczyć pierwszy sezon programu z udziałem widzów, w którym psycholożka opowiada o 30 różnych emocjach. Tytuł ten sam: „Atlas serca”.