Hej, zadam ci pytanie, a ty spróbuj na nie odpowiedzieć. Co ukrywasz? Nie, nie chodzi mi o wstydliwe zdjęcie z wakacji, ukryte pod okładką pamiętnika, ani zjedzone po kryjomu lody czekoladowe. Co ukrywasz głęboko w środku. Tak bardzo, że sama nie chcesz o tym pamiętać. Bo to, że ukrywasz, wiem na pewno, większość z nas to robi. Na górę zakładamy całą masę swetrów, płaszczy i szalików, żeby nie wystawało nic brzydkiego, niewygodnego. Żeby wszystko było na miejscu, jak na ładnym obrazku.
To co, jesteś gotowa rozwiązać swoją zagadkę? Zanim to zrobisz opowiem ci bajkę, o tym dlaczego uciekamy od siebie i jak sprytnie to robimy, bajkę o tym, czym przykrywamy niewygodne emocje.
Każdy z nas ma swoją zbroję, zbudowaną z granic i pewności siebie. Czasem zbroja jest dziurawa, a my boleśnie odczuwamy każde emocjonalne szturchnięcie. Gdy ktoś nas kilka razy poobija, uciekamy w kąt, musimy się chronić. Obiecujemy sobie, że gdy zbroja będzie lepsza, pewniejsza, wtedy ruszymy podbijać świat na nowo. Jednak z biegiem lat nasza zbroja wcale nie jest lepsza, zaczyna rdzewieć i sypać się na każdym kroku, a my jeszcze bardziej chcemy się schować. Paradoks polega na tym, że im głębiej ukrywamy się w lochach, tym mniej dbamy o naszą zbroję i jeszcze bardziej boimy się wyjść.
Dlaczego wciąż nie potrafimy mówić głośno o swoich potrzebach, kochać siebie, akceptować i stawiać na pierwszym miejscu? Dlaczego wciąż czekamy na lepszy moment, lepsze czasy, lepszy wygląd, pracę, okazję, miłość? Zamiast nauczyć się tańca uników, a po upadku nakleić kolorową łatę na dziurawy napierśnik… Bo ucieczka jest kusząca, wydaje się taka prosta, że nader często nawet nie wiemy, że już ją rozpoczęliśmy. Dziurawą zbroję i niechciane emocje chętnie zakrywamy modnym swetrem z grubym warkoczem, dokładamy kilka narzutek, kamizelkę i kurtkę… Choć wszystko świetnie jest zasłonięte, odkrywamy, że pewnego dnia nie możemy się już ruszyć. Tyle warstw, tyle do dźwigania…
Czasem narzucamy tylko palto, na chwilę, na wszelki wypadek, a gdy czujemy, że nam gorąco, odwieszamy je do szafy. Wiemy i czujemy, że jest nam niepotrzebne – dojrzewamy do tego, uczymy się ubierać naszą duszę.
Prawie każdy z nas, z pokolenia na granicy światów, starego i nowego, nosi na sobie jakiś kamuflaż, tę jedną warstwę za dużo, bagaż oczekiwań nie do spełnienia. Nie pozwólmy by pewnego dnia nasze ukrywane lęki i emocje przygniotły nas do ziemi i nie pozwoliły nigdzie pójść. Żeby wiedzieć, czy ty też uciekasz przed samą sobą, zobacz, jakie drogi ucieczki wybieramy najczęściej.
5 sposobów na ucieczkę od samej siebie
Pracoholizm i lawina zajęć
Stary sprawdzony sposób, by odwrócić kota ogonem. Co zrobić, żeby uciec przed sobą, przed swoimi lękami, trudnościami, tym, co boli tak bardzo? Nie mieć czasu. To takie proste, tak trudne do zdemaskowania. Nie będę się nad sobą użalać, bo nie mam na to czasu, są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Nie pójdę na terapię, bo… – tak, zgadłyście – nie mam czasu. Nie będę o tym teraz myśleć, bo nie mam czasu. Praca to tylko jedna z dróg ucieczki, ale bycie zapracowanym od świtu do nocy działa doskonale. Można nie mieć czasu w sposób bardziej wzniosły, w końcu w przypadku kobiet ciągła praca zawodowa nie jest zbyt dobrze postrzegana, ale gdyby tak bez reszty w majestacie wszystkich stereotypów poświęcić się komuś bez reszty? Rodzinie, dzieciom, działalności społecznej.
Można być zabieganym od świtu do nocy, przefrunąć przez każdy kolejny dzień, nie mając czasu pomyśleć o tym, co boli najbardziej. Bardzo często uciekamy od siebie w ten sposób, w akompaniamencie aplauzu i podziwu innych.
Zaprzeczanie
Problem? Jaki problem? Wiem, że jestem taka i siaka, że coś mi się przydarzyło, ale bez przesady, ja nie mam problemu. Gdybym miała problem, chyba bym o tym wiedziała?! Brzmi znajomo? Masz kłopotliwy problem, z którym nie chcesz się konfrontować? Udawaj, że go nie ma. Równie dobrze sprawdzony sposób na ucieczkę przed tym, co schowaliśmy głęboko pod wszystkimi, pięknymi sweterkami.
Tłumienie
Bo jak się coś leciutko przydusi, nie będzie tak głośno krzyczało… tam w środku oczywiście. Tłumienie to sposób na ucieczkę, gdy zdajemy sobie sprawę z problemu, ale nie bardzo wiemy, co z tym teraz zrobić. Problem jest, rozwiązania brak. Co zrobić? Dać sobie rozgrzeszenie za brak reakcji. Nagle okazuje się, że nasz problem wcale nie jest taki wielki, może poczekać, a w ogóle to nie jest problem, tyko drobny kłopocik.
Kompensacja
Och, jak my to lubimy! Niestety z kompensacji biorą się… kłopoty. Działanie znów opiera się na dość prostym i kuszącym mechanizmie – jest ci źle, coś się stało? Musisz to sobie wynagrodzić! A my chętnie się wtedy nagradzamy chociażby zakupami, które w innych warunkach byłyby naszym wyrzutem sumienia. Gdy się tak troszkę pogłaszczemy po głowie, kupimy ciastko na pocieszenie, problem krzyczy troszkę ciszej, można znów go zacząć tłumić…
Niestety prędzej czy później problem wróci, nikt go przecież nie rozwiązał.
Fantazje
Och, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma… Kiedy tu i teraz nam niedobrze, szybko znajdujemy świat równoległy, świat fantazji. Tam jest lepiej, możemy zatopić się w marzeniach i planach. Tam można uciec i nikt nas stamtąd siłą nie wyciągnie. Pełne bezpieczeństwo – pozorne oczywiście. Gdy coś nie działa w naszym związku – fantazjujemy o tajemniczym nieznajomym, który uratuje nas i obsypie miłością. Gdy nie akceptujemy swoje ciała – uciekamy w fantazję o tym, jak zmieni się całe nasze życie, gdy tylko będziemy już fizycznie idealne. Zaczynamy śnić swój sen, często na jawie. W rezultacie ani w naszych fantazjach ani w porzuconym realnym świecie nie żyjemy naprawdę.
Nie można uciekać przed sobą w nieskończoność, nie można być dla siebie już zawsze niewidzialną. Trzeba żyć. Teraz. Najlepiej jak tylko potrafimy.