Środek tygodnia, południe. I jak zwykle o tej porze – niemal pusty lokal. Pod ścianą standardowo usadziła się ta przezroczysta kobieta, w której jedynym mocnym akcentem były fatalnie dobrane ramki do okularów: grube i ciężkie. Zawsze tam siadała – po prostu było najbliżej do gniazdka, do którego skwapliwie się podpinała z przechodzonym laptopem i łapczywie ścigała darmowe wi-fi.
Po raz setny sprawdził witrynę, ekspres i wyszedł dosłownie na chwilę do pakamery, a gdy wrócił, przy barze siedziała jakaś kobieta. Nerwowo szukała czegoś w torebce i dopiero na jego głośne:
– Dzień dobry! Co dla pani? – podniosła wzrok.
– Kawę…
– Jaką? – uśmiechnął się z zawodową uprzejmością.
– Jezus… Nie wiem! Jakąś… – zatopiła wzrok w czeluściach torby i nieustannie testowała jej zawartość zanurzoną w niej po łokieć ręką.
– Duża? Mała? – siłą się powstrzymał, żeby nie przewrócić oczami.
– Kawę, człowieku…. – skupiła wzrok na wielkim menu za jego plecami i jakby z ulgą sapnęła – Latte!
– Z syropem?
– Może być brandy… Macie tu w ogóle brandy? Czy tylko karmelek? – prychnęła.
Odwrócił się w stronę ekspresu i wziął gorącą szklankę. Z górnej półki zdjął butelkę i szybko odkręcił nakrętkę. Zanim zdążył przechylić ją nad szklanką, kobieta upomniała go:
– Tylko wie pan… Niech pan się nie oszczędza…
Spojrzał zdziwiony.
– Lubię kiedy brandy pachnie kawą, a nie na odwrót… – dorzuciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Z dna torebki wyciągnęła papierosy i zapalniczkę, po czym beztrosko zapaliła. Wzięła tak głęboki wdech, że dym miał pełne prawo wydobyć się z jej stóp.
– Tu nie wolno palić… – powiedział zmęczonym głosem.
– Bo co? – bezczelnie wypuściła dym w jego stronę.
– Bo to przeszkadza innym gościom – dodał tonem wyjaśnienia.
– Jakim innym?! – zaśmiała się kpiąco. – Przecież tu nikogo nie ma!
Spojrzeniem wskazał tę internetowa kloszardkę. Kobieta przy barze odwróciła się powoli i omiotła ją wzrokiem. Po czym znów spojrzała na niego, kolejny raz zaciągnęła się dymem i unosząc w zdziwieniu brwi, uściśliła:
– Ta nudziara? Słowem się odezwie… Wygląda na taką, której wszyscy skaczą po głowie – papieros utknął w kąciku ust, a ona znów pochyliła się nad torebką. – Panu też wszyscy skaczą po głowie? – podniosła wzrok.
– To lokal dla niepalących – uparł się. Codziennie miał takie sytuacje… Przywykł i nie emocjonował się niepotrzebnie.
– To wezwij, służbisto, policję i niech mnie aresztują… – zaciągnęła się niepodlegle i powoli wypuściła dym. Na filtrze papierosa odbiła się jej szminka. Patrzył na ten ślad i zastanawiał się, jak ona wygląda bez makijażu. Teraz spora warstwa kosmetyków ewidentnie pokrywała koszmarne zmęczenie.
– No co z tą kawą? – upomniała się nie przestając się uśmiechać kpiąco.
– Proszę zgasić papierosa albo opuścić lokal – patrzyli na siebie chwilę i nagle poczuł, że ta scena zaczyna go wciągać.
Uśmiechnęła się lekko mrużąc oczy.
– No no no… Jaki dzielny… Ma tu pan na stanie jakąś popielniczkę? – zerknęła z żalem na wypalony do połowy papieros. Podsunął jej spodek, na którym z pasją go zgasiła.
– No i? Teraz kawę dostanę? Czy mam jeszcze jakoś specjalnie poprosić? – zapytała z wyszukaną uprzejmością. Wzruszył ramionami i nalał mleko do dzbanka. Po chwili spieniony, gęsty obłok był już w szklance, wyraźnie odcinając się od warstwy alkoholu.
– Coś do kawy? – zapytał dla porządku.
– A co pan proponuje?
– Ciasta są w witrynce – wskazał na ekspozycję.
– Nie… – skrzywiła się. – Kawa wystarczy…
Dolał do mleka espresso i postawił przed nią szklankę.
– To jak? – wsypała do kawy brązowy cukier i patrzyła, jak złocisty stożek utrzymuje się na warstwie gęstej piany. Spojrzał pytająco.
– Wchodzą panu na głowę? – wbiła w niego wzrok.
– Kto?
– No… takie uciążliwe krowy? – ewidentna prowokacja. Nachalna, żałosna.
– Jakie?
– Jak ja…
Spojrzał na nią bardzo uważnie. Kpiący uśmiech nie schodził z jej ust. Zastanawiał się, co i komu tak bardzo chce udowodnić.
– Ilość brandy właściwa? – uciekł od odpowiedzi.
Upiła łyk i przymknęła oczy.
– W sam raz… – z przyjemnością oblizała usta. – Dawno tu jesteście? – wysiliła się na kurtuazyjną gadkę.
– Od siedmiu lat.
– O, do diabła! – zachichotała. – Rzadko bywam w tej części miasta – wytłumaczyła się ze swojej niewiedzy. Tęsknie spojrzała w stronę niedopałka. – I jak idzie?
– Jakoś idzie… – wyczuł, że kobieta urabia grunt pod coś innego. Znał ten zmęczony wzrok i namacalną wręcz chęć pogawędki z człowiekiem, którego widzi się pierwszy i z pewnością ostatni raz w życiu. Nie pomylił się… Chwilę kręciła się na krześle, zanurzyła rękę w torbie, wyciągnęła komórkę, coś tam przejrzała i wrzuciła ją z powrotem. Dał jej czas. Spokojnie przetarł szklanki, dosypał do młynka kawę, zmiótł z blatu kilka mikroskopijnych kryształków cukru. Usłyszał, że westchnęła i odwrócił się w jej stronę.
– Wie pan, jaki dziś jest dzień? – nawet na niego nie patrzyła. Utknęła gdzieś na szlaku nieprzyjemnych wspomnień i chyba nie mogła się wydostać.
– Środa – odparł zdziwiony.
– Środa? Środa…Może i środa… … – miała szeroko otwarte i suche oczy. – Kolejna środa w kolejnym tygodniu…To w tej chwili jest kompletnie nieistotne – wciąż wpatrywała się tępo w jeden punkt na blacie.
– A co jest? – zapytał spokojnie.
– Że się udało…
– Co… się udało? – nie zrozumiał.
– Muszę zapalić… Fuck, no muszę!… – Odwróciła się w stronę stolików i zapytała głośno: – Przeszkadza pani papieros?
Tamta nerwowo zaprzeczyła ruchem głowy.
– Mogę? – teraz już patrzyła na niego inaczej, bez tej bezczelnej kpiny.
Postawił przed nią czysty talerzyk. Szybko zapaliła i znów mocno się zaciągnęła, jakby ten pierwszy haust dymu miał uratować ją od szaleństwa. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się.
– Powiedział, że nie wytrzymam bez niego nawet jednego dnia… – otworzyła oczy i wbiła w niego spojrzenie. – Ale wie pan co? Ja wytrzymałam ten jeden cholerny dzień i jeszcze jeden, i kolejne… Wytrzymałam trzysta sześćdziesiąt pięć pieprzonych dni i dziś już wiem, że każdy następny nie miał najmniejszego znaczenia… Bo najważniejszy był właśnie tylko ten pierwszy dzień… bez niego…
Patrzył z niedowierzaniem, jak coraz bardziej zbliża żarzący się papieros do wierzchu swojej dłoni. Spokojnie, na zimno, z dziwnym namysłem. Nagle podniosła na niego pusty wzrok i zaciągnęła się dymem ostatni raz, a widząc jego zdziwione spojrzenie dodała:
– Ból jest najgorszy tylko chwilę po… A potem to tylko żmudna rekonwalescencja… – z pasją zdusiła niedopałek. – Ile za kawę?
autorka: Aldona Reich
Akcja „Kwiecień-plecień, czyli upleć nam ciekawą historię”
Zadanie konkursowe: jeśli chcesz wziąć udział w akcji „Kwiecień-plecień, czyli upleć nam ciekawą historię” prześlij do nas swoje opowiadanie, nie narzucamy formy, tematyki – napiszcie o tym, co wam w duszy od dawna, a może właśnie w kwietniu gra. Na wasze prace czekamy pod adresem: kontakt@ohme.pl. Najciekawsze z nich opublikujemy i nagrodzimy.
Prosimy o dołączenie do wiadomości poniższego oświadczenia:
Oświadczam, że jestem autorem nadesłanej pracy konkursowej oraz wyrażam zgodę na jej publikację przez portal Oh!me.Wyrażam zgodę na wykorzystanie i przetwarzanie przez Organizatora swoich danych osobowych uzyskanych w związku z organizacją Konkursu, wyłącznie na potrzeby organizowanego Konkursu, zgodnie z przepisami Ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (Dz. U. z 2002 r., Nr 101, poz. 926 z późn. zm.).
Akcja potrwa od 12 kwietnia do 8 maja. Wyniki zostaną opublikowane do dnia 18 maja 2017 roku na stronie www.ohme.pl
Nagrody:
10 x zestaw książek, skłądający się z:
Steczkowscy. Miłość wbrew regule
Postawili wszystko na jedną kartę – sprzeciwili się tradycji, zasadom i kościelnej regule. Wybrali siebie i miłość. Nikt ich nie wspierał, wszyscy się odwrócili. Było ciężko, ale wygrali swoje życie.
W latach sześćdziesiątych młody Stanisław Steczkowski jest księdzem w Duląbce, niewielkiej wsi w województwie podkarpackim. Charyzmatycznym, tryskającym energią, uwielbianym przez wiernych, dyrygentem chóru przykościelnego aktywizującego parafian. Danusia Wyżkiewicz, młodsza od niego o siedem lat, mieszka w tej samej wsi i śpiewa w chórze przykościelnym. Od dawna jest zakochana w Stanisławie, okazuje się, że z wzajemnością.
Ta książka mówi o pięknej miłości, ale też o borykaniu się przez całe życie z bytem, akceptacją społeczną, Kościołem i aparatem władzy, o nieustannym życiu poza nawiasem. Jest to też opowieść o bezprzykładnej walce o uznanie tej miłości przez Kościół, o dyspensę od ślubów kapłańskich i ślub kościelny. Walce wygranej na trzy lata przed śmiercią Stanisława.
Costello. Przebudzenie
Drapieżna, bardzo zmysłowa próba zmierzenia się z cielesnością.
Czy w obecnych czasach możliwe jest pełna akceptacja własnego ciała? Czy przyjemność z własnej cielesności zarezerwowana jest dla pięknych i młodych? Co z ciałami ułomnymi, niedoskonałymi, starzejącymi się, które nasza kultura skazuje na niebyt?
Elizabeth Costello, postać wykreowana przez J.M. Coetzeego, jest znaną pisarką. Do tej pory w swoich wykładach, wygłaszanych w uniwersyteckich aulach i podczas spotkań autorskich koncentrowała się na prawach uciskanych mniejszości, słowa służyły jej do stawania w obronie Innego. Żarliwie walczyła również z zabijaniem zwierząt.
Teraz, gdy odbywa serię spotkań w Europie, odkrywa zupełnie nowy rys swojej osobowości. Zaczyna na nowo doświadczać własnej cielesności, emanuje erotyzmem, zaraża nim. Prowokuje i buntuje się przeciwko ograniczeniom, jakie w tej sferze narzuca ludziom kultura, religia, ale i język, zazwyczaj tak giętki i bogaty, a tak ubogi w opisywaniu ludzkiej seksualności.
3 x Class A Collagen Complex
4 x Detox na Maxa
2 x Detox Tea + kubek
1 x Żelkowe love
Regulamin akcji znajduje się tutaj.