Go to content

Wypominał, że ją utrzymuje, w towarzystwie drwił z jej pracy. Kombinowała więc, oszczędzała

fot. MarioGuti/iStock

Lidka zerknęła ma paragon. Pilnowała się. Kupiła najpotrzebniejsze rzeczy, często te najtańsze, ale mimo to przekroczyła budżet. Zakładała, że wyda w supermarkecie 200 zł. Wydała 267,32. Ceny poszybowały w górę. Produkty bez laktozy są droższe niż te z laktozą. A musi je kupić, bo Helenka jest alergikiem. Wojtek twierdzi, że Lidka jest bardzo rozrzutną żoną i skoro nie umie gospodarować pieniędzmi, to niech kombinuje. Kobieta więc kombinuje. Oszczędza.

Nie chodzi do fryzjera ani kosmetyczki. Włosy farbuje sama farbą z popularnej sieci drogerii. Paznokcie muska lakierem bezbarwnym. Ubrania kupuje w lumpeksie. Czasem znajdzie jakąś perełkę za grosze. Pracuje w szkole od kilku lat, ale że
zmieniała placówki i po drodze zaszła jeszcze w ciążę, nie mogła robić awansu zawodowego nauczyciela i mimo kilkuletniego stażu jest wciąż nauczycielem kontraktowym. Zarabia na przysłowiowe waciki. Jej Wojtek twierdzi, że to drogie hobby, ale jeśli się uparła to niech się męczy. Lepiej by było, gdyby siedziała w domu z Helenką, a tak na własne życzenie jest urobiona po pachy.

Lidka uczy młodsze klasy, ma jeszcze podyplomowe studia z logopedii, ale w szkole nie ma etatu dla logopedy, a ona popołudniami nie ma z kim zostawić dziecka, toteż jej logopedia czeka na lepsze czasy. Łatwo nie jest, jednak ona chce pracować. Wie, że gdyby została w domu byłaby niewolnicą. Wojtek wylicza jej pieniądze. Nie przyjmuje do wiadomości, że coś zdrożało albo że Helenka potrzebuje leków czy drogich emolientów, że rośnie i co chwila trzeba kupić jej nowe ciuszki.

Lidka o sobie mężowi już nawet nie przypomina. Wiele razy słyszała, że w głowie jej się poprzewracało od tych fatałaszków. Przecież pracuje tylko w szkole, stroić się nie musi w przeciwieństwie do niego, który ma kierownicze stanowisko i powinien wyglądać reprezentacyjnie. Kobieta zatem jest stałą klientką w second handzie na swoim osiedlu.

Ostatnio za grosze kupiła w nim markową sukienkę, nawet nie trzeba było jej przerabiać. Założyła ją na Wielkanoc, a gdy Wojtek ją w niej zobaczył, zażądał by się przebrała, bo za bardzo eksponuje jej wdzięki. Lidka posłusznie zmieniła kreację na spodnium, a wieczorem gdy poszła się kąpać zdała sobie sprawę z tego, że już dłużej nie wytrzyma w tym małżeństwie. 

Poczuła się jak zabawka, którą Wojtek akurat nie miał ochoty się bawić. Nigdy nie traktował jej jak partnerki, rozliczał z każdej złotówki, wypominał, że ją utrzymuje, w towarzystwie drwił z jej pracy twierdząc, że przecież tylko żartował, a ona nie zna się na żartach. Lidia, płacząc bezgłośnie pod prysznicem, uznała, że musi z tego niewolniczego układu uciec. Jeszcze nie wiedziała jak, ale czuła że się dusi i że nie jest z Wojtkiem szczęśliwa.

W sumie to nigdy nie była. Owszem początkowo była chemia. Imponował jej, bo był taki pewny siebie i wiedział czego chce. Na studiach już pracował u ojca i zaczął budowę domu. Zdawał się być facetem, który zapewni kobiecie bezpieczeństwo. Do utraty tchu już raz kochała. Gdy miłość się skończyła przypłaciła to zawaloną sesja na uczelni. Dlatego też poznając Wojtka myślała,  że to idealny materiał na męża. Szalony może nie jest, ale da jej spokojne życie.

Pierwsze miesiące po ślubie były sielankowe. Oboje pracowali i fakt, że Lidka zarabia o wiele mniej, Wojtkowi nie przeszkadzał. Twierdził, że jej zawód jest idealny jeśli chce się mieć rodzinę. A przecież oboje tej rodziny pragnęli. Problemy zaczęły się, gdy Lidka nieśmiało zapytała o wspólne konto. Wtedy Wojtek cynicznie ją wyśmiał. I to wtedy z łaską powiedział,
że może jej się do życia dokładać. Dla Lidii zabrzmiało to jak jałmużna. Sądziła, że małżonkowie wszystko dzielą na pół, że nie ma podziału na moje i twoje, bo wszystko jest nasze. Wojtek widział to inaczej. Lidka dumnie zagryzła zęby.

On płacił rachunki, czasem robił zakupy. Na jej głowie było jedzenie, leki, kosmetyki. Na urządzenie mieszkania składali
się po równo. Problem polegał na tym, że Wojtek tego na swoim koncie nie odczuwał, a Lidka i owszem. Z biegiem czasu on zarabiał coraz więcej. Ona nie. Gdy urodziła dziecko, kwestie związane z wydatkami na małą spadły na nią. Wojtek uznał, że skoro płaci rachunki to też ponosi większe koszta, bo utrzymuje już nie dwie, lecz trzy osoby. Przez moment Lidia nawet chciała zmienić pracę, ale nauczycielskie wakacje i ferie były ogromnym plusem i odciążeniem jej z opłat za żłobek czy doraźną opiekunkę. Bo za żłobek, skoro chciała wrócić do pracy, miała płacić sama. Wojtka „dofinansowanie” znikało w ciągu kilku dni, co sprawiało, że pętla na szyi Lidki tylko się zacieśniała.

Tego dnia, gdy pod prysznicem zdecydowała, że odejdzie poczuła się lżej. Ze swojej decyzji zwierzyła się Agacie – przyjaciółce, która już wiele razy wcześniej jej mówiła, że zachowanie Wojtka jest przemocą ekonomiczną. Lidka jednak zawsze odpierała te zarzuty, wmawiając sobie, że przecież nie jest jej tak źle. Nie mieli kredytu, ona pracowała,  Wojtek robił karierę. Nie pił, nie bił. Był po prostu oszczędny. Problem z tym, że Lidka nie wiedziała, na co on traci resztę pieniędzy.

Ona oszczędności miała skromne. Raptem kilkaset złotych uzbieranych przez lata, które miała wydać w nagłej sytuacji. I gdy pewnego razu, znów czując wewnętrzny bunt, poprosiła męża o przelew, bo Helenka potrzebowała sterydów, a ten cynicznie to skomentował, stwierdziła że dłużej już nie wytrzyma. Rano spakowała torbę, wzięła córkę na ręce i autobusem pojechała
do Agaty. Jako że to była sobota nie musiała myśleć o pracy. Agata szybko zaczęła działać. Załatwiła jej zwolnienie lekarskie, by ta na razie skupiła się na sobie. Oddała jej pokój gościnny i namówiła sąsiadkę, prowadzącą klubik osiedlowy na zatrudnienie Lidki.

Logopeda był poszukiwany na wczoraj. Helenką miały zająć się opiekunki z klubiku za niewielką kwotę. Łatwo początkowo nie było. Wojtek szalał, groził, szantażował. Gdyby nie Agata, Lidka pewnie by do niego wróciła, jednak dzięki przyjaciółce uwierzyła, że sama sobie poradzi. Pracowała w szkole i popołudniami. Agacie dokładała się do czynszu. Znajoma prawniczka zgodziła się pomóc pro bono. Po kilku miesiącach Wojtek zrozumiał, że Lidka nie wróci. Zgodził się na rozwód po tym, jak prawniczka udowodniła mu wieloletnią przemoc ekonomiczną wobec żony.

Po jakimś czasie Lidka wynajęła kawalerkę. Stawała na nogi. Zrezygnowała ze szkoły i skupiła się tylko na pracy w klubiku. Chętnych nie brakowało. W końcu przestała liczyć pieniądze od pierwszego do pierwszego. Dziś jest spokojna, od nikogo niezależna. Wojtek płaci alimenty,  dwa razy w miesiącu widuje córkę i choć nigdy nie kupi jej nawet lizaka, to Lidka już nie oczekuje od niego nic więcej.

On, jak dawniej, żałuje nawet własnej córce kilku złotych, ona się tylko uśmiecha, bo wie, że teraz sama jej tego lizaka kupi, nie prosząc się o niczyją łaskę.