Go to content

To pieniądze zniszczyły nam małżeństwo! Żyliśmy razem z powodu mojego lęku i dla męża wygody

Przyjaźń po rozstaniu?
Fot. iStock / Peeter Viisimaa

Od dwóch lat nie mieliśmy seksu. Żyliśmy razem dla córki i z powodu mojego lęku przed rozstaniem i jego wygody. Już tyle razy próbowaliśmy coś z tym naszym związkiem zrobić. Byliśmy na terapii. Wyjechaliśmy na rok na egzotyczną gorącą Teneryfę, gdzie wynajęliśmy piękny dom z basenem. Żyliśmy jak w bajce. Ale może właśnie to nas zgubiło…

W końcu powiedziałam mu: „Wyprowadź się. Nie już być blisko ciebie! Chyba cię nie kocham”. Kazik spakował się i przeprowadził do naszej kawalerki, którą do tej pory wynajmowaliśmy znajomym. Uzgodniliśmy separację, bo na razie nie mam siły na rozwód. Ciągle jeszcze z tyłu głowy mam nadzieję, że wszystko się jakoś poukłada.

Safanduła, ale fajny tata

Muszę wam powiedzieć, że mój mąż nie jest jakimś podłym facetem. To naprawdę spolegliwy człowiek. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, nie zrobił mi celowo krzywdy, fajnie zajmuje się naszą córką… Ale zawsze jest jakieś „ale”! Moje dotyczy tego, że Kazik właściwie nigdy na własną rękę nie pracował. Zaczęliśmy spotykać się tuż po studiach i szybko zostaliśmy małżeństwem. Ja wtedy szukałam siebie i sensu życia, więc razem podróżowaliśmy przez kilka lat po świecie. Kompletnie nie zastanawiałam się nad tym, że żyjemy z moich pieniędzy, a właściwie to… na koszt moich rodziców. Kochałam Kazika i miałam takie romantyczne przekonanie: „Co moje mężu, to też jest twoje”.

Kasa od mojej mamusi

Wszystko dostaliśmy od moich rodziców. Pokaźny dom w Milanówku z ogrodem i basenem, do tego dwa samochody. Nie będę ukrywać, że pochodzę z bardzo zamożnej rodziny. Takiej, która inwestuje w nieruchomości i naprawdę mamy kasy jak lodu. Wiele lat żyłam z odsetek, które co miesiąc spływały na moje konto z rodzinnych lokat. Przyzwyczaiłam się do tego. Potem oboje z Kazikiem probowaliśmy pracować w firmie założonej przez moich rodziców. Ale to nie bardzo nam wychodziło. Najpierw ojciec zwolnił Kazika, a po pięciu latach ja weszłam w konflikt z bratem i też odeszłam. Wróciliśmy więc do wygodnego życia z odsetek.

Moja rodzina, a zwłaszcza mama, zawsze uważała, że Kazik powinien zarabiać, bo facet jednak musi mieć poczucie godności i wziąć odpowiedzialność za swoją żonę i dziecko. A jemu nigdy do tego się nie paliło. Dlatego, by odczepili się od nas rodzice, wymyśliłam, że założymy z Kazikiem firmę importującą tanie włoskie ciuchy. I cóż, powiem szczerze, nie bardzo nam szło. Nigdy jednak nie spojrzeliśmy sobie w oczy, by powiedzieć wprost, że ta firma to tylko przykrywka, by moja mama przestała gadać.

Lenistwo czy wygoda?

Nie szło nam z tym biznesem głównie dlatego, że Kazik nawalał. Okropnie długo robił zwroty towarów. Zapominał o sprawach księgowych. Zatrudniał masę podwykonawców, by sam móc się lenić. Raz zlecił komuś prowadzenie naszych mediów społecznościowych za niewyobrażalną kasę. Niedawno zaczął z konta firmowego, nie informując mnie o tym wcale, podbierać sobie kasę. Nie taka była nasza umowa! Poczułam się wtedy jakby własny mąż mnie okradał.

Z biegiem lat zaczęłam więc zauważać wyraźniej to, na co od samego początku zwracali mi uwagę rodzice. Wiele razy probowałam zaktywizować mojego męża do pracy. Ale nic z tego nie wychodziło. To dla mnie jest bardzo dziwne, bo przecież brat Kazika, starszy od niego o trzy lata, jest bardzo pracowity i zajmuje wysokie stanowisko w banku. Dlaczego więc mój mąż nie potrafi taki być? Może moje pieniądze niejako go zdemoralizowały? A może on w wieku 45 lat po prostu już nie potrafi iść do pracy na etat? Tak bardzo przyzwyczaił się do wygody i do tego, że moi rodzice zawsze nam kasę dadzą, jak będziemy w potrzebie?

Z drugiej strony, może nie powinnam rzucać kamieniem w mojego męża. Przecież sama taka jestem. Biorę tę kasę od matki, choć jestem już po czterdziestce. Nie mniej jednak postanowiłam ten list napisać bardzo szczerze. A prawda jest taka, że jak patrzę na mojego męża, to z roku na rok ubywa mi do niego szacunku. Wydaje mi się taki… niepociągający. Taki jak śląskie kluchy bez wyraźnej konsystencji. Sory za to porównanie, ale mąż kojarzy mi się tylko z brakiem charakteru. Cokolwiek mu mówię, to on przytakuje. Czuję, że mu zależy tylko na tym, żebym go przy sobie trzymała.

Potrzebuję przewietrzyć głowę

Dlatego już nie wytrzymałam i poprosiłam o separację. Powiedziałam, by kontaktował się ze mną jedynie SMS-ami, albo kiedy coś ważnego wyniknie podczas jego opieki nad córką. Firmę przepisałam na siebie. Odcięłam męża od firmowego konta i sama zajęłam się wszystkimi sprawami. Ruszyło z kopyta…

Poza tym naprawdę potrzebuję przewietrzyć swoją głowę. Od blisko dwudziestu lat jesteśmy bez przerwy razem. Dzień i noc, bo przecież w zasadzie nie pracujemy. A jak pracowaliśmy, to albo w firmie moich rodziców, albo gdzieś przez kilka miesięcy i rezygnowaliśmy. W rezultacie staliśmy się dla siebie jak mało kumple, którzy owszem może nie urządzają w domu karczemnych awantur, ale są dla siebie kompletnie aseksualni. Mój mąż nie potrafi postawić mi granicy, nigdy nie jest dla mnie wyzwaniem, nigdy niczym mnie nie zaskakuje. Nuda, nuda, okropna to nuda!

Zastanawiam się, co teraz będzie. I okropnie boję się, że nagle życie bez Kazika okaże się po prostu wspaniałe, a wtedy próba separacji zamieni się w decyzję o rozwodzie. Z jednej strony boję się tego, a z drugiej czuję wielką ekscytację.

A może to nie kwestia faceta?

Może wszystkiemu winna jest ta kasa? Boję się, że mnie znienawidzicie, ale uwierzcie: góra kasy, której nie zarobiłaś sama, okropnie cię demoralizuje. Rozleniwia. Sprawia, że nic nie musisz i że możesz tygodniami leżeć na Teneryfie obok męża i rozkminiając po cichu swoje egzystencjalne nieszczęście. Więc może to nie Kazika powinnam rzucić, tylko kasę moich rodziców? Wszystkiego jestem świadoma.

A może nie… może, jak trafię na odpowiedniego faceta, to wtedy poczuję się spełniona?!

Mar.