W życiu każdej z nas przychodzi w końcu taki moment, w którym myślimy: „No nie. No po prostu k*rwa nie! Dłużej tego nie zniosę!”. To taka chwila, kiedy chciałybyśmy rzucić wszystko i wreszcie zmienić coś w swoim życiu. Jednak gdy tylko zamierzamy zrobić pierwszy krok, napotykamy na wewnętrzny opór. Dlaczego?
Boimy się zmiany. Boimy się, bo przecież już tyle energii zaangażowałyśmy w ten projekt. Wolimy cierpieć w niekomfortowej sytuacji, którą znamy, niż iść w kierunku nowej niewiadomej. Coś nam szepcze z tyłu głowy: „A co będzie, jeśli to nowe okaże się jeszcze gorsze niż stare?” W dodatku karmimy się nadzieją, że w końcu nasza pracowitość i zaangażowanie muszą zostać zauważone. Więc postanawiamy nadal czekać, brnąc dalej w tę rzeczywistość. A jeśli dostaniemy od toksycznego przełożonego choć jedno pozytywne wzmocnienie, karmimy się nim, jakby było narkotykiem. Liczymy, że od momentu tej jednorazowej pochwały wszystko będzie już lepiej. I znów postanawiamy trwać w sytuacji, która nas unieszczęśliwia. Jest takie powiedzenie, że brak decyzji to też decyzja. Po prostu tego dnia postanawiasz znów nic nie robić, by wyjść sobie na ratunek. Bo oczywiście toksyczny szef się nie zmienia. Dalej dręczy i nie docenia. Najgorsze, że za taką sytuację, która trwa dłużej: miesiące, a czasem lata – płacimy wysoką cenę. Jaką? Chodzi o nasze zdrowie.
Pierwsze wie ciało
Pewnie znasz ten stan, kiedy nie masz siły się dobudzić, wstać z łóżka i iść do pracy. Jednak robisz to resztkami siły woli. Dlaczego!? Przecież tego ranka twój organizm mówił ci wyraźnie: „Stop! Potrzebujesz odpoczynku, zwolnienia tempa, bo twoje baterie są już prawie puste. Musisz je napełnić”. Jeśli tego nie zauważasz, jeśli ignorujesz sygnały, które płyną z ciała, narażasz się na poważniejsze konsekwencje.
„Życie nie zawsze upływa gładko, lecz gdy ktoś całymi dniami zmuszony jest popychać swe ciało siłą woli, oznacza to, że dynamika jego ciała została już poważnie zakłócona, co naraża go na choroby”, pisze w książce „Duchowość ciała. Bioenergetyka w terapii ciała i duszy” Alexander Lowen. Jakie to mogą być choroby? Dowolne. Na przykład zwykła grypa, bo twój przemęczony organizm traci odporność. Ale może to być też jakaś choroba autoimmunologiczna, czyli m.in. łuszczyca, reumatoidalne zapalenie stawów, Hashimoto. Ciało jest mądrzejsze od naszej świadomości. Gdybyśmy potrafili wsłuchać się w sygnały z niego płynące, już dawno powiedzielibyśmy sobie „stop”, zamiast łykać kolejny paracetamol i biec do pracy.
Tłumienie gniewu
Wyobraź sobie, że dostałaś po głowie od swojego szefa. Czujesz, że aż gotuje się ci wszystko w środku. Jednak ponieważ wiesz, że to nie jest odpowiedni moment, by się mu przeciwstawić przy innych pracownikach, strasz się zrobić wszystko, by opanować złość. Próbujesz się nawet odrobinę uśmiechać, by nikt nie zauważył, co naprawdę przeżywasz.
Alexander Lowen twierdzi, że gdy naturalny odruch gniewu zostaje świadomie tłumiony, następuje silny skurcz mięśni. „Mięśnie drżą jak konie wyścigowe palące się do biegu, lecz powstrzymywane przez dżokejów. A gdy to napięcie staje się chroniczne, mięśnie zastygają w skurczu i wtedy powstrzymywanie impulsu jest już nieświadome. Zastygły napięty mięsień uniemożliwia spontaniczne ruchy i człowiek nie jest dłużej świadomy swojego gniewu. (…) Wrażliwość w danym miejscu ciała zanika”, twierdzi Lowen i dodaje, że po latach, gdy mięsień osłabnie, zaczyna nas coś boleć. Jednak wtedy już nie potrafimy skojarzyć, że przykurczone ramiona lub kark bolą, bo latami tłumiliśmy gniew lub strach.
Gdy czujesz sztywność
Wracając wypoczęta z wakacji, czujesz się wesoła i rozluźniona. Twoje ciało jest pełne gracji, sprężyste, szybkie, zwinne, ciepłe i miękkie. Oddychasz spokojnie i głęboko. Ludzie mówią, że „promieniejesz zdrowiem”. Ale kiedy przez długi czas nie pozwalasz sobie na odpoczynek i żyjesz w permanentnym stresie w pracy, z której nie potrafisz odejść, twój oddech staje się płytszy, a ciało sztywne i powolne. Możesz to odczuwać jako rodzaj odrętwienia, sztywności w kręgosłupie i w stawach, a nawet mieć chłodniejsze palce u stóp i rąk.
Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, że stres powoduje przeciążenia w naszym ciele. Lowen porównuje takiego człowieka do samochodu, który z załadowanym bagażnikiem szoruje podwoziem po ulicy. „Podobnie jak amortyzatory w samochodzie, nasze kolana obniżają się, gdy ciało jest przeciążone”, twierdzi. „Dodatkowo chronicznie napięte mięśnie nadają ciału sztywność, niszczą jego grację, ograniczają głębokość oddechu i obniżają życiową energię”, dodaje.
Twarz jak maska
Przypominasz sobie takie dzień, kiedy spojrzałaś w lustro i byłaś od samego rana tak przygnębiona, że byłaś w stanie się sama do siebie uśmiechnąć? Choć widziałaś swoje usta wykrzywione w charakterystycznej podkówce do góry, to jednak oczy miałaś niewyraźne, zamglone, bez blasku. Sama nie wierzyłaś temu uśmiechowi. Zgasł, bo czułaś się od dłuższego czasu nieszczęśliwa.
„Szczery uśmiech jest rezultatem pobudzenia, które płynie w górę, rozświetlając twarz i zapalając oczy, tak jak rozświetlają się okna, gdy ktoś jest w domu. Oczy bez wyrazu sprawiają wrażenie, że dom tej osoby jest pusty”, pisze Lowen. Szczerego uśmiechu nie da się podrobić! Ten prawdziwy ma siłę rażenia, zaraża innych optymizmem, bo bije od niego blask.
Wnioski!
Oczywiście najlepiej na bieżąco czytać sygnały ze swojego ciała. Jeśli czujesz, że ono informuje cię o konieczności odpoczynku, posłuchaj go. Jeśli jesteś zmartwiona, płacz. Jeśli wściekła, złość się. Nie musisz tego robić natychmiast jak dziecko, ale najlepiej byś dość szybko rozpoznawała emocje, nie blokowała ich w ciele, tylko dawała im upust. Tak jest najzdrowiej.
Jeśli czujesz, że latami ignorowałaś upokorzenia i nie pozwalałaś sobie na bycie gniewną, weź do ręki rakietę tenisową i uderzaj nią w łóżko. Możesz też wybrać się na masaż i szeptać w myślach: „Nie muszę się już tego bać”. Są różne sposoby na to, by przeciwdziałać chorobom. Ale pierwszy i najważniejszy brzmi: staraj się wychodzić z destrukcyjnych sytuacji. Nie zwlekaj. Choć nie jest to zazwyczaj takie łatwe, warto być odważnym, by chronić siebie.
Zobacz także: Co takiego robimy, że nie możemy wyjść z samotności? 5 fatalnych strategii szkodzenia sobie