– Bardzo uwrażliwiam osoby, które są zainteresowane tą tematyką, na próby sprzedawania Wam warsztatów technik seksualnych jako „Tantry”! To nieuczciwe. To nadużycie – napisała Paulina Młynarska.
Poruszyła ważny temat. Przyczynkiem był opublikowany w jednym z popularnych serwisów internetowych obszerny materiał o tantrze, który był tak naprawdę poświęcony warsztatom o seksie. Młynarska apeluje o ostrożność, ponieważ uważa, że najwięcej nadużyć, molestowania i niebezpiecznych praktyk ma miejsce właśnie pod hasłem „tantra”. Dlatego zwróciła uwagę, byśmy uważali na siebie i szukali uczciwych trenerów tantry. I sprawdzali ich doświadczenie.
Czym jest tantra? Czym są tantry?
„Każdy średnio rozgarnięty człowiek może wejść w wyszukiwarkę google i sprawdzić co stoi za słowem TANTRA. Tantry, bo jest ich wiele, to nie są techniki seksualne”, zaoponowała Młynarska i choć nie czuje się ekspertką (podkreśliła to wielokrotnie), postanowiła wyjaśnić podstawy.
„Seksualność jest w tantrach traktowana bardzo poważnie i uważana, zależnie od poziomu inicjacji: za drogę do przyjemności i uzdrawiania lub praktykę duchową. Ale seksualność stanowi jeden z wielu wątków, wcale nie najważniejszy, tantr. […] Tantry to ścieżki duchowe, najczęściej niedualne, które zakładają (w największym skrócie), że tu, teraz, za życia, człowiek może osiągnąć stan pełnej świadomości absolutu i wykształcić doskonałe panowanie nad energią, jaka płynie przez ludzkie ciało/umysł”, napisała Młynarska.
Uważajcie na nieuczciwych trenerów
I teraz najważniejsza sprawa, na którą postanowiła zwrócić uwagę. Podkreśliła, że praktyki tantryczne wymagają prowadzenia i inicjacji przez doświadczoną/doświadczonego guru. Żadne warsztaty w weekend nie zapewnią bezpiecznej nauki.
„Bardzo uwrażliwiam osoby, które są zainteresowane tą tematyką, na próby sprzedawania Wam warsztatów technik seksualnych jako „Tantry”! To nieuczciwe. To nadużycie. „Warsztaty seksualne inspirowane tantryczmi technikami „joga, a seks tantryczny” – to bym rozumiała. Ale nie TANTRA jako seks!!! Tak jak joga nie jest gimnastyką, tak tantra nie jest seksem. Nie dajmy się ogłupiać”, napisała.
Młynarska twierdzi, że słowo tantra jest notorycznie okradane ze swojego znaczenia, przerabiane na logo i używane do handlowania w rozwojowym, duchowym supermarkecie.
„Swoje regały wystawiają tam osoby, które ani o jodze, ani o tantrach nie mają pojęcia. Ich motywacje bywają bardzo różne. Jednym za gratyfikację wystarcza kasa, inni/inne szukają także podziwu, uwielbienia, władzy i kontroli. […] To, co się dzieje pod hasłem „tantra” na zachodzie, to co się ludziom wmawia i sprzedaje jest jednym wielkim oszustwem. Nie ma mowy o „seksie tantrycznym” bez jogi fizycznej (asan), bez opanowania energii w ciele, bez znajomości i praktyki pranajamy, bez ugruntowanej praktyki medytacyjnej. To się buduje latami”, twierdzi Młynarska.
Jednej z czytelniczek na Facebooku Młynarska odpowiedziała jednak, że pewne elementy można stosować od ręki. Wymieniła traktowanie seksu jako czegoś „świętego”, wspólną medytację, wspólne głębokie oddychanie i patrzenie w oczy bez mówienia, wydłużanie czasu w bliskości bez przechodzenia do stosunku, masaże, pieszczoty, w przypadku mężczyzn nauczenie się przeżywania orgazmu bez wytrysku. „Ale nadal nie jest to żadna tantra. Oczywiście polecam Kamasutrę”, podkreśliła.
- Zobacz także: Bez wody daleko nie zajdziesz. Tak samo jest z odpoczynkiem – należy ci się! Niezależnie, ile zrobiłaś i czy ktoś robi więcej
Młynarska zaleca więc ostrożność i szukanie — mistrzyni/mistrza, który naprawdę wie, czym jest tantra. Przestrzega, że te poszukiwania nie będą łatwe.
Na koniec mówi: „Na tym polega różnica między ofertą w supermarkecie a prawdziwym rozwojem duchowym. W supermarkecie jesteś roszczeniowym klientem/ klientką. Na ścieżce rozwoju jesteś utrudzonym wędrowcem/wędrowczynią”.
O tym, jak szukać nauczyciela/nauczycielki i na co uważać, Młynarska dużo więcej napisała w swojej książce „Moja lewa joga” (wyd. Prószyński)