Go to content

Bez wody daleko nie zajdziesz. Tak samo jest z odpoczynkiem – należy ci się! Niezależnie, ile zrobiłaś i czy ktoś robi więcej

Mava Targosz od pięciu lat mieszka z całą rodziną w Tajlandii. Jest reżyserką, ale w Azji zakochała się w jodze nidrze. Otworzyła platformę Lisia Matka. I pragnie nas wszystkich zarazić… odpoczywaniem. Mówi: „Przyzwyczailiśmy się, że jeśli coś ma być skuteczne, to ma być trudno, długo albo przynajmniej drogo. Tymczasem joga nidra jest po prostu… łatwa! Nie ma niczego skomplikowanego w położeniu się i zamknięciu oczu. Dlatego uważam, że jest idealna dla kobiet. Bo my już nie mamy czasu na żadne wymagające praktyki i lata oczekiwań na efekty. Mamy mało czasu i potrzebujemy szybko poczuć, że to działa. I to jest właśnie nidra – do zrobienia gdzieś między spotkaniem w sprawach biznesowych a obiadem.

Dlaczego zmieniłaś swoje życie i pięć lat temu przeprowadziłaś się z rodziną do Tajlandii?

Nie umiem tego wytłumaczyć jednym zdaniem. Coś mnie tu przyciągnęło, zawołało i sprawiło, że jest mi zwyczajnie dobrze. To nie było zaplanowane. Przyjeżdżaliśmy tu na wakacje coraz częściej i na coraz dłużej, aż okazało się, że chcemy spróbować zostać. Miały być trzy miesiące, ale trochę się przeciągnęło. Jesteśmy w Azji już pięć lat i to była miłość, która jakoś tak sama wykiełkowała, mimo niesamowitych różnic kulturowych, bo im dłużej tu jestem, tym wyraźniej widzę, jak bardzo jesteśmy inni i jak trudno nam wzajemnie pojąć nasze postrzeganie życia.

Czy ta zmiana była trudna dla dzieci?
Każdy z nas przeżył to inaczej. Młodsze dziecko zapuściło korzenie natychmiast, starszej córce zajęło to więcej czasu i wciąż marzy o powrocie do Polski. Ja jestem wdzięczna każdego dnia za to przepiękne miejsce pełne zieleni i śpiewających ptaków. Mam morze w zasięgu pięciu minut, ale tęsknię za osobami, które zostały w Polsce.

Mava Targosz

w Azji po raz pierwszy dowiedziałaś się o jodze nidra. Jak ona weszła w twoje życie?

Trochę tylnymi drzwiami. (śmiech) Moja tajska nauczycielka jogi zawsze śmiała się, że końcowa relaksacja to mój ulubiony element w praktyce. I właśnie tak było! Praktykowałam jogę, ale końcówka była dla mnie największą przyjemnością, bo tylko leżałam i nic nie musiałam robić. Nie miałam wtedy świadomości, dlaczego tak się dzieje. A ja po prostu byłam bardzo zmęczona i moje ciało dokładnie wiedziało, co je zasila i czego najbardziej potrzebuje. Dlatego mówiło do mnie. Kiedy więc w moje ręce wpadła książka o jodze odpoczynku, połknęłam ją za jednym zamachem. A kiedy spróbowałam po raz pierwszy nidry, pamiętam, że trudno mi było uwierzyć, że coś tak prostego może dać takie efekty! Mówi się, że czterdzieści minut nidry to jak trzy godziny snu. Tyle dobra dla naszego ciała i umysłu, kiedy TYLKO leżymy. Jak się nie zakochać?

Dlaczego to jest takie proste?

Ludzie często myślą, że jeśli coś jest za proste, to gdzieś musi być haczyk. Przyzwyczailiśmy się, że jeśli ma być skutecznie, to ma być trudno, długo albo przynajmniej drogo. Tymczasem joga nidra jest po prostu… łatwa! Nie ma niczego skomplikowanego w położeniu się i zamknięciu oczu. Co więcej, nawet jeśli uśniesz — a to osobom początkującym, czyli (wykończonym!) zdarza się często – nic się nie stanie! To jest dla mnie niesamowicie uwalniające: jogę nidrę ZAWSZE robisz dobrze. Jakkolwiek ją zrobisz – jest DOBRZE.

Dlatego uważam, że jest idealna dla nas kobiet. Bo my już nie mamy czasu na żadne wymagające praktyki i lata oczekiwań na efekty. Mamy mało czasu i potrzebujemy szybko poczuć, że to działa. I to jest właśnie nidra: prosta, idealna dla nas. Gdzieś między spotkaniem w sprawach biznesowych a obiadem.

 

W jednym z wywiadów powiedziałaś: „Samo się nie odpocznie”. A przecież wiele kobiet nigdy nie odpoczywa. Mamy nadzieję, że zregenerujemy się przypadkiem i samoistnie, np. podczas prowadzenia samochodu.

Zauważyłaś, że my dziś bardziej dbamy o to, żeby naładować nasze telefony komórkowe niż naszą osobistą baterię? Jest dla nas oczywiste, że kiedy telefon się wyładuje, nigdzie nie zadzwonimy. Ale nie jest dla nas oczywiste, że kiedy wyładujemy naszą osobistą baterię, będziemy wkurzone, zmęczone i zniechęcone. Nie będziemy tryskać kreatywnością, a krzywa mina naszych dzieci, która normalnie by na nas nie zrobiła wrażenia, może się skończyć awanturą.

Poza tym wiele osób myśli, że odpoczynek to wiecznie odkładany weekend w spa albo wieczorny Netflix. A odpoczynek, o jakim mówię, to zatrzymanie kołowrotka myśli, powrót do siebie, odzyskanie własnej mocy. To kierunek do środka, nie na zewnątrz. Wieczorny serial to bardzo fajna rozrywka, ale rozrywka to nie jest odpoczynek. Więc często myślimy sobie „odpoczywam”, a tak naprawdę, głowa dalej pracuje na pełnych obrotach, tylko temat jest inny. To nas nie regeneruje, to nas wyłącza. A my wcale z tego wyłączenia nie korzystamy.

Joga nidra to bardzo często stan, który mamy tuż przed zaśnięciem: już nie jawa, jeszcze nie sen. I to jest moment, kiedy nasze fale mózgowe zwalniają, umysł odpoczywa, ciało się regeneruje, moc powraca. Jesteśmy podłączone do tej ładowarki życia, która ma dla nas nieskończone zasoby!

Powiedziałaś też w jednym z wywiadów: „Świat może zmienić się na lepsze jak kobiety wypoczną”. Co przez to rozumiesz?

Nie wiem, jak to działa u ciebie, ale kiedy ja jestem zmęczona, trudno mi być pełną empatii, miłości i otwartości osobą. Chciałabym, ale zwyczajnie nie mam zasobów. Trudno mi znaleźć cierpliwość, kiedy moje dziecko po raz dziesiąty zatrzymuje się na spacerze i ogląda wszystkie kamienie, a ja się spieszę. Ciężko mi nie wybuchnąć, kiedy sytuacja jest dla mnie trudna. Ale prawda jest taka, że takie rzeczy zdarzają mi się o wiele częściej, kiedy jestem zwyczajnie zmęczona, kiedy ciągnę resztkami sił, żeby tylko dociągnąć.

Natomiast kiedy jesteśmy wypoczęte, inaczej urządzamy ten świat. Odnajdujemy w sobie to niezwykłe miejsce między zdarzeniem a reakcją. To miejsce, w którym możemy zdecydować: Co chcę z tym uczuciem dalej zrobić? W jakim świecie chcę żyć? W tym pełnym gniewu, zniechęcenia, czy może w tym, gdzie potrafię wziąć głęboki oddech i pomyśleć inaczej? Kiedy dbam o mój odpoczynek, mogę kreować wokół siebie taki świat, jakiego sobie życzę. Teraz inaczej wychowuję dzieci i inaczej układam relacje z ludźmi.

To trochę jak wyprawa do lasu bez zostawiania po sobie śmieci. Kiedy jestem wypoczęta, nie śmiecę, a nawet, jeśli zdarzy mi się naśmiecić, to mam ze sobą worek. Więc fajnie jest potem wrócić do tego lasu.

Słyszałam od twoich znajomych, że nie jesz teraz słodyczy i wstajesz o świcie.

Nie, nie zostałam ideałem, który zawsze wstaje rano i nigdy nie je słodyczy! Po prostu zazwyczaj wstaję rano, bo okazało się, że to fajne i że lubię mieć ten czas dla siebie. Ale są takie dni, kiedy nie chce mi się wstać rano. Przestało mnie też ciągnąć do słodyczy i czasami mogę tygodniami przejść obok najlepszego na naszej wyspie tortu kokosowego, a innym razem przekonam całą rodzinę, żeby tam wpaść. Po prostu dopuszczam życie i przestałam gonić mój własny idealny pomysł na siebie. Lubię się ruszać, ale jeśli czuję, że moje ciało potrzebuje odpocząć, to odpuszczam. Jestem zwyczajna: czasami coś mi się chce, a czasami nie. Czasami coś jest proste, a czasami trudne. Czasami mi się udaje, a czasami nie.

Czy dzieci zauważyły różnicę w tobie?

Kiedy zaczynam być marudna i wściekła, moje dzieci nie owijają w bawełnę i wysyłają mnie na nidrę (śmiech).

Ile czasu potrzebujemy na tę praktykę?

Tyle, ile możemy. Bo najważniejsze, żeby nie robić czegoś, dlatego, że KTOŚ POWIEDZIAŁ albo KTOŚ TAK ROBI. Zrób tyle, na ile masz dziś czasu i doceń to, że to zrobiłaś. Jestem wielką fanką małych kroków: bo powoli dojdziemy dalej. Jak się skacze susami, to łatwo zwichnąć kostkę i zrezygnować. Osiem minut co drugi dzień będzie większym wsparciem niż trzydziestominutowa nidra raz w miesiącu. Więc jeśli nie masz tych trzydziestu minut, zacznij od krótkiego odpoczynku z nidrą, bez wyrzutów sumienia! Po prostu kładź się, jak tylko możesz: rano, wieczorem, albo w samochodzie, kiedy dziecko jest na zajęciach dodatkowych. Znam osobę, która w czasie lockdownu praktykowała w wannie, w ubraniu, w ciągu dnia, bo łazienka była jedynym miejscem, w którym mogła mieć chwilę ciszy.

Od czego zacząć?

Od uznania zmęczenia. Tego, że ciśniemy ponad możliwości, bo wszyscy tak robią, więc robimy i my! Od puszczenia tych rozkmin, kiedy mi wolno odpocząć i czy zrobiłam wystarczająco, żeby odpocząć. Bo nie musimy zasługiwać na odpoczynek – on nam jest zwyczajniej potrzebny do życia i należny. Nie musimy zasługiwać na picie wody, bo bez niej daleko nie zajdziemy i tak samo jest z odpoczynkiem. Należy nam się; niezależnie od tego, ile robimy i czy ktoś inny robi więcej, czy mniej.

A potem warto wybrać moment, kiedy mam te kilka, kilkanaście minut. Jeśli myślisz, że nie masz tego czasu, zastanów się, co możesz dziś zamienić na odpoczynek. Może to te kilka minut mniej scrollowania FB albo newsów? Może szybsze zakupy albo zamiana z naszą osobą partnerską, jeśli dziecko jest jeszcze małe? Jeśli chcesz najpierw sprawdzić, czy ci się to podoba, możesz skorzystać z mojej bezpłatnej, 14-minutowej nidry. To taki wstęp do odpoczynku. Są też nidry krótsze i dłuższe, pracujące już z konkretną intencją oraz dłuższe programy odpoczynku — dla tych, którzy mają gotowość skorzystać ze wsparcia na głębszym poziomie.

Mówisz, że nidra uczy nas zaufania do siebie i swojego ciała. Na czym to polega?

Moja nauczycielka śmieje się zawsze, że obiecujemy ludziom odpoczynek, ale dostają dużo, dużo więcej. Nidra pozwala odpuścić to ciśnienie, że powinnyśmy: bardziej, szybciej, mocniej i lepiej. Ona mówi: odpocznij. Jesteś już cudowną istotą. Pozwala nam zobaczyć w sobie piękno, którego nie podejrzewamy, bo wciąż pędzimy i patrzymy, gdzie indziej.

Odpoczynek z nidrą to odwrotny kierunek: spójrz w siebie. Odpocznij i zauważ, że masz wszystko, czego potrzebujesz. Nie potrzebujesz mistrzów, nauczycieli ani wzorów do naśladowania. Jedna z kobiet z mojego programu powiedziała ostatnio, że już nie jest tym lichym drzewkiem, którym wiatr miota na każdą stronę. Że ma mocne korzenie i stoi spokojnie, nawet kiedy szaleje dziki wiatr. I to nie chodzi o to, że my raptem staniemy się ideałami. Ale przestaniemy ich szukać. A jeśli uznamy, że coś chcemy w sobie zmienić, będziemy mogły to zrobić z pozycji własnej mocy i świadomości, zamiast gonić uciekający pociąg i wskakiwać do niego w biegu.

Dlaczego założyłaś Lisią Matkę?

Lisia Matka to przestrzeń, w której zapraszam do odpoczynku. Bez wywracania życia do góry nogami, bez poszukiwania doskonałości. Moja nauczycielka jogi zawsze powtarza, że świat potrzebuje zmiany. I tą zmianą dla mnie jest odpoczynek. Wprowadzenie go do codzienności. Mamy już świadomość, że służy nam świadome odżywianie i ruch. Czas na kolejny składnik życia: odpoczynek. Lisia Matka to przestrzeń, którą stworzyłam, żeby zaprosić osoby poszukujące łatwego sposobu na to, żeby ich życie stało się zwyczajnie łatwiejsze i żeby mniej szarpało na zakrętach.