Go to content

Irena Wielocha: Mam jedno życie, jedną szansę. Nie chcę marzyć, chcę, żeby marzenia się spełniały. Nie przepuszczę żadnej okazji

– Ja bym powiedziała tym młodszym od siebie, że buntować się warto, nawet jak jeszcze nie ma ślubu i wspólnego mieszkania. Z facetem tak trzeba postępować, by on był dla nas partnerem. Jeśli uda nam się w ten sposób ułożyć relację, to jak już pojawi się wspólne dziecko, ono będzie żyło w środowisku współpracy między małżonkami – mówi Irena Wielocha.

Instagramowa Kobieta Zawsze Młoda właśnie napisała książkę. Rozmawiamy o tym, dlaczego kobiety całe życie załatwiają różne rzeczy nie do załatwienia. Ale robią to… nie dla siebie. Robią to dla innych. Najczęściej dla tych, których kochają. „Pracowałam, rodziłam dzieci, prowadziłam dom z gotowaniem i ze sprzątaniem włącznie, dbałam, by wszystko było wyprane, wyprasowane, żeby obiad był przygotowany na następny dzień […] Cała organizacja życia to ja. Kłopoty dzieci to moje kłopoty”, opowiada Irena. W końcu jednak powiedziała: dość!

Pani w wieku 57 lat postanowiła o siebie zawalczyć. Dlaczego tak późno?

– Moim zdaniem to nie było wcale tak późno. Po prostu do tego momentu żyłam normalnym życiem i ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że można żyć inaczej. Przyzwyczaiłam się. Ale kiedy straciłam moc, czyli poczułam, że nie mam już sił na robienie pewnych rzecz – takich jak podbieganie do autobusu, czy chodzenie po górach, to stwierdziłam, że świat zaczyna mi się walić. Ponieważ nie chciałam, żeby wszystko nagle runęło, pomyślałam, że potrzebna jest mi zmiana. Wtedy postanowiłam zadbać o swoją kondycję i siłę, którą traciłam z dnia na dzień. Próbowałam różnych rzeczy, ale one za bardzo nie przynosiły efektów. W końcu wpadłam na pomysł, że pójdę na siłownię. To był ostatni pomysł, jaki narodził się w mojej głowie. I on właśnie zadziałał.

Czy zawalczenie o siebie wcześniej było w pani życiu w ogóle możliwe? Ma pani do siebie żal, że nie zrobiła tego wcześniej?

– Żalu nie mam. A oczywiście, że to jest możliwe. Tylko do tego trzeba posiadać jedno podstawowe przekonanie: „To ja jestem najważniejsza dla siebie”. Nikt o mnie tak dobrze nie zadba, jak ja sama. Przecież kobieta zawsze ma wybór. Może nie iść do teatru – a pójść na siłownię. Może zrezygnować z zakupu sukienki i wybrać w to miejsce basen. Bo teatr czy sukienka to jeszcze sobie mogą poczekać. Tydzień, miesiąc rok. A pani zdrowie – nie poczeka.

Młode dziewczyny nie czują jednak tego, że za moment przyjdzie starość. Są silne, mają energię, sprężyste ciała. Ale przecież nad kondycją, mięśniami i siłą można pracować w każdym wieku. Uważam, że zawsze w tym zakresie jest coś do poprawiania.

Jeśli pójdzie pani na siłownię, to może się zdarzyć – tak jak to było u mnie – że uzależni się pani od tego. Człowiek jest przecież zwierzęciem stworzonym do ruchu, a nie do siedzenia przy biurku. Nie do stania przy garach w kuchni – tylko do intensywnego życia. Ponieważ nie możemy dbać o siebie cały dzień, to dajmy sobie, swojemu ciału, chociaż godzinę, by mogło poczuć się lepiej. Nie musi to być nawet codziennie. To może być raz, dwa, trzy razy w tygodniu na początek.

Jestem przekonana, że jak zaczniemy szybko poprawiać swój stan fizyczny i zobaczymy efekt, to się tym wysiłkiem fizycznym „zarazimy”. Bo jak dwudziesto- czy czterdziestoletnia kobieta zobaczy, że ma więcej mięśni, staje się smuklejsza i lżejsza – to zobaczy też, że pięknieje. A kiedy ciało staje się bardziej sprawne, to wtedy nasza psychika też otwiera się na świat. To nie jest prawdą, że młodsze ode mnie panie nie męczą się, nie mają zadyszki i wstają rano rześkie i gotowe do działania. My, kobiety, po prostu nie dajemy sobie czasu, by to zauważyć, że brakuje nam energii i sił.

Czekając na wywiad z panią, pomyślałam sobie, że ten nasz dzisiejszy świat to jest jakieś totalne szaleństwo. Pracujemy bardzo ciężko i nie mamy czasu usiąść i zastanowić się nad sobą. Ja napisałam książkę i zajmuję się teraz jej promocją. Powiem szczerze, że pracuję jak głupia. Nie wiem, po co to wszystko robię? Lecę. Pędzę. Czas mnie goni. I brakuje mi chwili, by zastanowić się nad sobą. Mało tego, nie mam czasu zastanowić się nad tym, co się w ogóle wokół mnie dzieje.

Dlatego mam apel – zwolnijmy, by dać sobie czas na refleksję. Systematyczna i bardziej spokojna praca daje głowie i ciału możliwość na odpoczynek. Dbajmy o siebie w sposób racjonalny. Nie poddawajmy się presji otoczenia.

Pani Ireno, ale przecież pani wie, jak wygląda życie kobiet. Zawsze jest coś. Wczoraj umówiłam się na basen, ale musiałam odwołać, bo wylądowałam na SOR z córką, ponieważ bolał ją brzuch.

– Musimy się z tego wyzwolić.

Ale jak? Pani w książce napisała, że był taki moment w pani życiu, że zajmowała się pani dosłownie wszystkim, nawet jeździła pani z samochodem do warsztatu.

– A dziś mówię mężowi: „Kochany, trzeba jechać na przegląd samochodu, bo za dwa dni mija termin”. Wtedy słyszę: „Ale ja nie mogę, bo przecież pracuję jeszcze”. Wtedy mówię: „Ja też pracowałam i robiłam przeglądy. Trudno! Nie będzie przeglądu, nie będzie jazdy.” Ja wiem, że jak dziecko jest chore, to matka od razu działa, pielęgnuje, jedzie do lekarza. Ale niech zgadnę, jeśli pani pozwoli. Pewnie dziś już wszystko jest w porządku.

Oczywiście, że wszystkie wyniki dobre.

– Wiadomo, pewne rzeczy trzeba przeczekać. Może ktoś mógł panią zastąpić w opiece? Może mogła pani jednak iść na ten basen wrócić i zastanowić, sprawdzić, jak się dziecko czuje i wtedy jechać ewentualnie do szpitala? Proszę pamiętać, zawsze ma pani wybór.

Opowiem coś też o sobie. Niedawno byliśmy całą rodziną w górach. Przyjechały do mnie dzieci i wnuki. Goście zajęli mi moją siłownię na poddaszu, ponieważ tam spali. Było świetnie, cudownie. Oprócz tego, że wszyscy zachorowali na covid. Tylko ja byłam zdrowa, więc naturalnym wydawało się, że będę się każdym opiekować. Mój syn czuł się naprawdę fatalnie, ale mimo to powiedziałam mu wprost:

„Synek, masz temperaturę. Ja to rozumiem. Ale wczoraj nie ćwiczyłam i przedwczoraj też. Idź na dół i proszę znajdź sobie jakieś wygodne miejsce i daj mi godzinę, bym mogła poćwiczyć”. Chciał, nie chciał, ale to zrobił.

Po prostu w tym konkretnym momencie w Olchowcu poczułam, że wracam niechcący do źródeł i że znowu zaczynają mnie wykorzystywać. Ale żebym została dobrze zrozumiana – mam świadomość, że to nie jest wykorzystywanie z premedytacją.

Tak działa natura i przyzwyczajenie. Dzieci wykorzystują matkę automatycznie. Bo czują, że matka wytrzyma wszystko. Ale dziś ja się z tym nie zgadzam. Jak pani widzi – cały czas presja na mnie jest.

Czasem mąż mówi: „Zjadłbym coś”. Ja mu wtedy mówię: „To sobie zrób”. Być może strzelam za szybko w niego, bo on twierdzi, że mówi do siebie, pod nosem. Co z tego? Kiedy ja to słyszę i to mnie wkurza? Jeśli mąż jest głodny – potrafi przecież sobie ugotować. To nie musi z automatu oznaczać, że ja nagle się poderwę i stanę w kuchni, by mu coś przygotować. Buntuję się. Jednak wiele kobiet jeszcze tego nie potrafi.

Ja bym powiedziała tym młodszym od siebie, że buntować się warto nawet jak jeszcze nie ma ślubu i wspólnego mieszkania. Z facetem tak trzeba postępować, by on był dla nas partnerem. Jeśli uda nam się w ten sposób ułożyć relacje, to jak już pojawi się wspólne dziecko, ono będzie żyło w środowisku współpracy między małżonkami.

Wie pani, czasem są jednak sytuacje odwrotne. Kobiety też bywają bardzo wymagające, zwłaszcza jeśli chodzi o pieniądze. Ja uważam, że każda osoba, niezależnie od płci, powinna być w małżeństwie samodzielna i niezależna. Nie wyobrażam sobie, bym prosiła męża: „Daj mi pieniądze na sukienkę, bo ja mało zarabiam”. Po pierwsze: w małżeństwie pieniądze są wspólne. Po drugie: mnie taka prośba by poniżała. Każda kobieta musi mieć własny grosz zarobiony. Ja wiem, że na pewnym etapie związku pojawiają się dzieci i czasem kobieta nie nie może zarabiać. Ale przecież to są sprawy przejściowe, które mogą trwać rok, dwa, a później warto jednak wracać do pracy. Bo wtedy człowiek staje się bardziej odważny i silny. Wtedy kobieta wie, że sobie w każdej sytuacji poradzi.

Bo wie pani, jak to jest w małżeństwie. Dziś może być dobrze. A jutro może być różnie…

Jak rozumiem, doradza pani walkę o siebie i jednak zabezpieczenie siebie?

– Zabezpieczenie siebie – dobrze to pani powiedziała. Temat niezależności finansowej dla mnie zawsze był oczywisty. Ale niedawno słuchałam takiej audycji w telewizji, że dziś coraz więcej młodych kobiet chce wracać do dawniejszych tradycyjnych modelów rodziny, gdzie kobieta w domu zajmuje się tylko dziećmi, gotowaniem i sprzątaniem. Natomiast mąż utrzymuje całą rodzinę. Fajnie! Ale co będzie, jak coś się stanie złego? Może pojawić się inna kobieta… Mąż może zachorować… Na początku związku nikt oczywiście o takich potencjalnych perspektywach nie chce myśleć. I to jest naturalne. Ale życie niestety zaskakuje i potrafi nam serwować takie… grosze niespodzianki.

Pani w książce cytuje zdanie, które mnie osobiście bardzo porusza: „Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma jedno”.

Nie ja to wymyśliłam, ale Konfucjusz. Powiem pani, że ja mam dziś 70 lat, a walczyć o siebie zaczęłam trzynaście la temu. Pierwsze lata wprowadzania zmian w naszej rodzinie było trudne. Trwało wiele lat, zanim się poprzyzwyczajali. Tak na dobrą sprawę, kiedy zaczęłam pisać książkę o sobie, mój mąż tego nie rozumiał. Jeszcze dwa lata temu mówił mi: „Ale jak ty napiszesz taką książkę? Przecież ty masz umysł ścisły i zawsze mówiłaś, że pisać nie potrafisz”. Ja mu na to: Zgłosiło się do mnie dobre wydawnictwo Agora. Dostałam zapewnienie, że przydzielą mi dobrego redaktora. Każda osoba pisząca książkę, nawet profesjonalista – taką osobę w wydawnictwie dostaje. Obiecali, że zaopiekuje się tekstem i zrobi wszystko by mi pomóc. Tak się też stało. Moja pani redaktorka była tak bardzo przejęta książką, że przyjechała w góry do Olchowca, by mnie poznać, by poczuć, czego chcę od życia i jaka jestem.

Tym sposobem nie poddałam się i dziś jest „Kobieta zawsze młoda – jak nie przeoczyć szansy na realizację własnych marzeń”. Bardzo cieszę się, że przy pomocy wielu osób z wydawnictwa udało mi się wszystko dokończyć. Bo wie pani – książka to jest jednak coś innego niż Instagram. Ja mam 70 lat i wielu moich znajomych z tego internetu nie bardzo chce już korzystać. Dlatego cieszę się, że pani może tę książkę podarować zarówno swojej córce, która dopiero wchodzi w życie, jak i swojej mamie, która mniej więcej pewnie jest w moim wieku. Cieszę się, że mogę mieć odrobinę wpływu i mam nadzieję, że ta lektura kogoś jednak namówi do zmiany.

Na koniec wstępu do „Kobiety zawsze młodej” pisze pani tak: „Życzę Wam, żebyście nie zgubiły się na żadnym z etapów życia. Zawsze jest czas na zamianę!”

– Wie pani, ja też kiedyś gubiłam się na różnych etapach życia. Nie tylko w tematach macierzyńskich. Bywało tak, że choć już mogłam przejść na emeryturę, to jednak dalej pracowałam, choć nie czułam z tego już żadnej satysfakcji. W pewnym momencie więc wstałam ze stołka i powiedziałam sobie: „Dobra, dość tych wygłupów!” i sobie poszłam. Ale ponieważ ja nie lubię stagnacji, znalazłam sobie inną pracę, w której czułam się znacznie lepiej.

Dziś sobie myślę, że każda zmiana w życiu, czy to zawodowa, czy nawet taka dotycząca mieszkania lub otoczenia i znajomych, daje nam adrenalinę. Ona zmusza człowieka do większego wysiłku, zmusza do myślenia innymi kategoriami i do dostosowania się do nowego środowiska. Każdy początek jest interesujący i wymaga wysiłku. A wysiłek pobudza człowieka do życia. Dlatego go polecam. Każdej kobiecie.


Irena Wielocha

W wieku 57 lat postanowiła całkowicie zmienić swój styl życia. Poszła na siłownię i schudła 24 kilogramy. Jej osiągnięcia były tak spektakularne, że po sześćdziesiątce stworzyła na Instagramie profil Kobieta Zawsze Młoda, na którym od kilku lat promuje aktywność fizyczną i zdrowe nawyki oraz motywuje innych do zmiany. Jako modelka wzięła udział w kampaniach różnych marek modowych i kosmetycznych, a dziś jej dokonania są inspiracją dla tysięcy ludzi, bez względu na wiek. W tym roku znalazła się na liście „50 po 50” magazynu Forbes Polska, przedstawiającym osoby, które po przekroczeniu 50. roku życia zaskoczyły rynek nowa udaną inwestycją, z sukcesem się przebranżowiły lub nadały nowy ton swojej dotychczasowej działalności.