Go to content

Epidemia koronawirusa zamknęła mnie w domu z oprawcą. Chcę, żebyście wiedzieli te kilka rzeczy

iStock/adl21

To miał być rok, w którym zakończę moje nieszczęśliwe, trwające prawie 20 lat małżeństwo – związek, w którym panowała przemoc psychiczna i emocjonalna. Nadal wierzę, że to będzie mój rok wolności, bo mamy dopiero kwiecień, ale musiałam chwilowo odłożyć moje plany i marzenia.

Ci, którzy patrzą na mnie z zewnątrz uważają pewnie, że emanuję szczęściem. To mówią moje posty na Facebooku, mój wyraz twarzy w sklepie – jedynym miejscu, do którego wychodzę. Prawda jest jednak taka, że żyję w ciągłym napięciu i w strachu. Boję się, że ja lub moje dzieci zrobimy coś, co rozgniewa mojego męża. Co zrobić, żeby powstrzymać go przed ciągłym krzykiem? Jaką nową listę żądań ułoży? Co z tego uznam za dopuszczalne, a co dosłownie zmiażdży mi duszę? Czy może nagle za coś się obrazi i zemści się, stosując więcej gróźb i jeszcze bardziej restrykcyjne nakazy wobec mnie i moich dzieci?

Każdy, kto w trakcie rozprawy rozwodowej jest zmuszony żyć pod jednym dachem ze swoim oprawcą wie, że kłótnie, zastraszanie i zemsta są codziennością. Ale zwykle, kiedy to się zdarzało, sądy były otwarte, nie byliśmy ograniczeni nakazem pozostania w domu, śmiertelna pandemia nie zabijała ludzi i łatwiej było otrzymać pomoc, wsparcie.

Koronawirus przedłużył czas, który musimy spędzić razem z oprawcą. Zwiększa to poziom stresu w naszych domach i na pewno zwiększyło liczbę przypadków przemocy domowej. Dla wielu z nas moment, w którym toksyczny małżonek wyjeżdżał do pracy na kilka godzin, był momentem ulgi od zastraszania, emocjonalnego wycieńczenia i znęcania się. Teraz większość z nas pracuje albo z domu, albo pozostało bez pracy. Jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę.

Już sama natura tego wirusa izoluje ludzi. Jeśli wykażemy objawy choroby, musimy poddać się kwarantannie z dala od naszych rodzin i od samego społeczeństwa przez co najmniej 14 dni. Śmierć w szpitalu oznacza, że nikt z bliskich nie potrzyma nas za rękę, gdy będziemy walczyć o ostatni oddech.

Niektórzy żartowali, że przymusowe zamknięcie spowoduje przyrost urodzeń za dziewięć miesięcy. Większość mediów koncentruje się na osobach dotkniętych kryzysem medycznym lub finansowym. Ale pandemia to również ból osób psychicznie, emocjonalnie i / lub fizycznie wykorzystywanych, w swoich władnych domach. Ta często pomijana grupa również potrzebuje pomocy.

Ja mam to szczęście, że w ciągu ostatniego miesiąca kilku przyjaciół skontaktowało się ze mną, aby sprawdzić, jak sobie radzę. Oni wiedzą jakiego lęku i stresu doświadczam obecnie. Ich SMS-y i e-maile podczas tego okresu izolacji pozwalają mi wciąż mieć nadzieję, nie poddawać się. Są olbrzymim wsparciem.

Teraz, gdy spędzamy cały czas w tym samym domu, mój mąż ma więcej okazji, by mnie poniżać i krytykować na oczach naszych dzieci. Są momenty, gdy nie czuję się bezpiecznie, gdy mąż grozi mi zmianą warunków rozwodu, krzyczy, wyzywa mnie lub nieustannie każe mi wyjaśniać, dlaczego coś zostało odłożone w niewłaściwym miejscu. Przychodzą chwile, w których wydaje mi się, że nie wytrzymam dłużej tego napięcia.

Myślami jestem dziś ze wszystkimi tymi, którzy doświadczają przemocy domowej w jeszcze większym stopniu. Wiem, że takich osób jest wiele, że cierpią psychicznie i fizycznie w samotności.

Proszę was, nie zapominajcie o nich. Dzwońcie do nich, piszcie. Interesujcie się tym jak się czują i co się z nimi dzieje. Kiedy trzeba, interweniujcie. Pomagamy dziś tym, którzy nie mogą dziś sami zrobić zakupów. Pomóżmy i tym, którzy zamknięci w domu przeżywają swoje ciche dramaty w jeszcze większej ciszy i w jeszcze większym poczuciu bezradności niż zazwyczaj.


Na podstawie: huffpost.com