Okres dojrzewania, z pełnymi zmianami ciała i emocji, obfituje w nie lada wyzwania dla nastolatków, jak i ich opiekunów. Fakt, że młodzież boryka się dodatkowo z niską samooceną oraz brakiem pewności siebie – pogłębia ten problem.
Badanie marki Dove, przeprowadzone w październiku 2023 roku przez Kantar, w ramach projektu Dove Self-Esteem na grupie 507 polskich nastolatek w wieku 10-17 lat wykazało, że ¼ z nich przyznaje, że przeglądanie mediów społecznościowych ma negatywny wpływ na ich samopoczucie, a prawie 70% z badanych nastolatek uważa, że przeglądanie mediów społecznościowych może wywoływać w nich chęć zmiany wyglądu. Problem jest o tyle palący, że blisko 70% przyznaje, że ogląda tam treści zaburzające ich samoocenę, a co czwarta treści zachęcające do samookaleczeń. Z badania wynika również, że ponad ⅓ nastolatek twierdzi, że jest uzależniona od mediów społecznościowych, a 80% nastolatek czuje, że brakuje im pewności siebie.
Anna Borkowska, Ohme.pl: Polskie dzieci mają skrajnie niską samoocenę i poczucie własnej wartości. Jak to się dzieje, że te małe, niewinne istoty, pełne radości z jaką przychodzą na świat, z każdym kolejnym etapem swojego rozwoju zdają się tracić te najpiękniejsze cechy? Z czego to wynika?
Psycholog Joanna Flis: Pytanie, czy one rzeczywiście tracą te cechy, czy nie mają do nich dostępu? Moim zdaniem, coś blokuje dzieciakom dostęp do rozpoznawania własnych zasobów. Dzieci wierzą, że zasoby, z którymi się rodzą, są wystarczające, że są godne akceptacji, uwagi, miłości, a potem pojawiają się doświadczenia, które utrudniają im dostęp do takich pierwotnych przekonań. Wymieniłabym kilka rzeczy. Po pierwsze – warunkowe wychowanie. Cały czas pojawiają się warunki i wartości, które musimy spełniać, żeby zasłużyć na akceptację, na miłość, na szacunek, na dobre oceny w szkole, na podziw u pani nauczycielki lub pana nauczyciela, na jakąś nagrodę, a nawet na prezent od świętego Mikołaja.
Nawet w takich niewinnych historiach, jak ta o świętym Mikołaju, który się przygląda i nagradza grzeczne dzieci, jest zaszyte przekonanie, że pewne warunki wyjściowo należy spełnić, żeby na to, co jest w życiu przyjemne – zasłużyć.
Druga rzecz jest taka, że jesteśmy rodzicami, opiekunami, bardzo zaabsorbowanymi swoją pracą, internetem, nowymi technologiami, różnego rodzaju potrzebami, albo … uzależnieniami. Mam poczucie, że wracamy do starego modelu picia, a sprzedaż napojów spirytusowych w naszym kraju rośnie. Rodziców, którzy są uzależnieni, jest niestety bardzo dużo, więc dzieci doświadczają z ich strony nieuważności, nieobecności, niedostępności emocjonalnej.
Z trzeciej strony, mamy świat, przestrzeń internetu, rówieśników i wszystko, co się dzieje w obrębie hejtu. Nasze dzieci nie są wobec tego obojętne. Doświadczają bardzo często przemocy, na którą my – dorośli – nie mamy recepty ani wpływu. Muszę przyznać, że jest gorzej niż było.
Kiedyś skala przemocy rówieśniczej dotykała dzieci, które mieszkały ze sobą na tym samym terytorium, a oprawca był dobrze znany i rozpoznawany, więc można było wdrożyć strategie radzenia sobie i reagowania. Dzisiaj nasze dzieci są w przestrzeni cyfrowej i my, dorośli wiemy, że powstrzymanie hejtu jest bardzo trudne, a wręcz czasami niemożliwe. I zostawiamy te nasze dzieci z regularnym doświadczaniem przemocy, z którą nie umiemy sobie poradzić.
Ohme.pl: Jestem matką i z niepokojem patrzę, na to, co się obecnie dzieje z młodzieżą. Wkraczając w wiek nastoletni, zamiast cieszyć się życiem i dorastaniem, wpadają w wir negatywnych myśli i zaburzonego postrzegania siebie. Jak to jest, że zamiast rozwijać swoje pasje, marzenia i relacje, młodzi ludzie toną w morzu niepewności?
Psycholog Joanna Flis: To, że widzimy taki obraz młodego człowieka, który jest pełen niepokoju i niepewności, zaabsorbowanego tym, czy jest akceptowany, czy nieakceptowany, wynika z faktu, że dzisiaj dzieci mają możliwość mówienia o tym. Kiedy przeglądałam statystyki z lat 80. i 90. okazało się, że wtedy dzieci także chorowały na depresję dziecięcą – nazywała się ona depresją młodzieńczą. W tamtych czasach było takich przypadków równie dużo, co w tej chwili.
Dlatego możemy powiedzieć, że niepokój, wątpliwości, przeżywanie lęków, to nie są doświadczenia i choroby, które były nam kiedyś obce i nie są naturalne dla tego okresu rozwojowego. W każdym pokoleniu jakaś liczba dzieci doświadcza tego typu problemów. Nie mamy wpływu na to, czy te problemy się pojawią, ale mamy wpływ na to, jakie jest środowisko, w którym dzieci przeżywają tego typu doświadczenia i otrzymują, bądź nie otrzymują, wsparcia. Kiedy dziecko zaczyna chorować na zaburzenia lękowe i jest w sprzyjającym środowisku, w którym to, co mówi jest brane pod uwagę, gdy trafia do psychiatry, do psychologa, albo ma nauczycieli, którzy szanują i respektują jego potrzeby, które w procesie leczenia potrzebuje większej uważności – ma wtedy szansę bez szwanku poradzić sobie z tym w przyszłości. Natomiast, jeżeli wychowuje się w środowisku, w którym nie ma szansy, żeby mówić głośno o tym, czego doświadcza, nie ma dostępu do wsparcia psychiatrycznego, czy psychologicznego i spędza dużo czasu w przestrzeni cyfrowej, otaczając się treściami, które nasilają jego problemy, to ma ograniczoną możliwość poradzenia sobie z doświadczeniem, które przeżywa.
Ohme.pl: Badania opublikowane przez WHO pokazały, że polskie dzieci są jednymi z najbardziej smutnych i samotnych w całej Europie. Czy rodzice, którzy często są zajęci własnymi problemami, naprawdę mają tego świadomość?
Psycholog Joanna Flis: Z pewnością – nie. Rodzice bardzo często są zaabsorbowani swoją pracą, w tym pracą zdalną, a w tym czasie ich dzieci doświadczają osamotnienia, ponieważ nie są oni emocjonalnie dostępni dla swojego dziecka. Skala uzależnienia od pracy i skala uzależnienia od nowych technologii wśród dorosłych jest równie duża, jak wśród młodych ludzi. Możemy mówić nie tylko o pladze wśród dzieci, ale również o pladze wśród dorosłych.
Ohme.pl: Kto lub co ponosi część odpowiedzialności za to, że młodzież w dzisiejszych czasach czuje się tak źle na tym świecie i co możemy zrobić, żeby odwrócić ten negatywny trend?
Psycholog Joanna Flis: To, w jakiej kondycji są obecnie młodzi ludzie, jest wypadkową wielu czynników. Od tego, jakie jest środowisko rodzinne, przez środowisko szkolne, a nawet poziom zanieczyszczenia środowiska, jakie mamy treści, w jakiej kulturze się wychowujemy, jakie sytuacje geopolityczne nas w tej chwili dotyczą. Zdrowie psychiczne jest bardzo delikatną tkanką, dlatego byłabym ostrożna w poszukiwaniu bezpośrednich związków przyczynowo-skutkowych. Powinniśmy więcej mówić o czynnikach chroniących, niż o czynnikach ryzyka.
Możemy zmienić to, na co mamy wpływ, więc każdy z nas, jeżeli chciałby przyczynić się do poprawy jakości zdrowia młodych ludzi, musi sobie przede wszystkim zadać pytanie – na co ja mam realny wpływ? Jeżeli jestem rodzicem, to mam realny wpływ na to, jakie tworzę środowisko rodzinne. Jeżeli jestem nauczycielem, to mam realny wpływ na to, w jakiej szkole uczą się moi uczniowie. Jeżeli jestem ciocią, wujkiem, psycholożką, to również mam realny wpływ w jakimś obszarze i dobrze by było, żebyśmy próbowali szukać naszych wpływów tam, gdzie rzeczywiście je mamy, ponieważ największym kłopotem jest to, że dużo mówimy, a mało robimy na swoim własnym polu. Bardzo dużo mówi się o tym, że nie ma psychiatrów dziecięcych i że brakuje miejsc na oddziałach. Tak. To jest prawda, ale w tej chwili nie mamy realnego wpływu na tę sytuację, natomiast mamy wpływ na to, czy na przykład weźmiemy urlop w pracy, kiedy nasze dziecko zaczyna leczenie depresji.
Ohme.pl: A czy szkoła, instytucja, która powinna być miejscem wsparcia dla każdego ucznia, naprawdę dostrzega ten krzyk i wołanie o pomoc? Czy nauczyciele i kadra szkolna są w stanie zauważyć te subtelne znaki i czy mają wystarczające kompetencje do tego, by dostrzec ten problem? Jeden psycholog na szkołę nie załatwi problemu. Czy może potrzebna jest bardziej kompleksowa strategia wsparcia emocjonalnego wśród uczniów?
Psycholog Joanna Flis: Szkołę tworzą ludzie i możemy tu mówić o rozwiązaniach na dwóch poziomach. Jeden poziom to poziom rozwiązań systemowych. Tu potrzebujemy zajęć, które wspierają zdrowie psychiczne młodych ludzi. Potrzebujemy też rozluźnienia i odchudzenia podstawy programowej, potrzebujemy zadbania w szkole o neuroróżnorodność i zwiększenia etatów psychologów. I to wszystko wiemy. Jest jeszcze drugi poziom, poziom ludzki, który jest już dużo bardziej dyskusyjny. Znam wielu nauczycieli, którzy są świetnie przygotowani do wykonywania swojego zawodu i mimo ograniczeń systemowych, potrafią stworzyć takie warunki w szkole, gdzie dzieci otrzymują wsparcie. Ale znam też takich, którzy nie są dostatecznie przygotowani do wykonywania swojego zawodu i nawet przy świetnie zorganizowanym systemie, ich braki będą powodowały, że to nie będzie środowisko przyjazne uczniowi. Z pewnością potrzebujemy zmian we wszystkich obszarach i dobrze by było, żebyśmy zaczęli poważniej traktować zawód nauczyciela. Nie tylko z większym szacunkiem, ale też z większymi wymaganiami.
Ohme.pl: Z badań WHO wynika, że polskie dziewczynki zajmują pierwszą pozycję wśród nastolatek z 42 krajów, jeśli chodzi o negatywną samoocenę. Jak to się dzieje, że w dzisiejszych czasach nawet 6-letnie dziewczynki, potrafią spojrzeć w lustro i stwierdzić, że są „brzydkie” lub „grube”? Co się kryje za tą zaskakującą zdolnością do samokrytyki już w tak młodym wieku?
Psycholog Joanna Flis: Nas to nie powinno zaskakiwać, ponieważ statystyki akceptacji wobec własnego ciała wśród kobiet 30-40-letnich, czyli wśród matek obecnych dziewczynek, są takie same. Młode dziewczynki, a w przyszłości dorosłe kobiety, uczą się od nas, dorosłych kobiet, jak mają to swoje ciało traktować. To my, dorosłe kobiety, ulegamy presji szczupłej sylwetki, więc te dziewczynki bardzo często w swoich domach słyszą z ust swoich matek: „jestem za gruba, starzeję się, mam zmarszczki, brzydko wyglądam…”. Dzieci nie mogą mieć innego stosunku do ciała, niż taki, jaki stosunek do własnego ciała, proponują im ich matki. Byłabym zaskoczona, gdybyśmy my, dorosłe, zakompleksione kobiety, wychowały pewne siebie dziewczęta, które mają zdrowy stosunek do własnego ciała. Zauważmy też, że używanie filtrów i zmienianie za ich pomocą własnego ciała, to nie jest tylko domena nastolatków. 90% profili w internecie używanych przez osoby dorosłe, opiera się na używaniu tego typu narzędzi.
Ohme.pl: Wpływ social mediów na życie młodych ludzi jest niewyobrażalnie duży. Z niepokojem czytam, że blisko 70% młodych osób przyznaje, że ogląda tam treści zaburzające ich samoocenę, a co czwarta treści zachęcające do samookaleczeń. Dlaczego dzieci, które powinny cieszyć się dzieciństwem, są narażone na tak drastyczne wpływy? Co sprawia, że „bombardują” się tego typu rzeczami i jakie kroki możemy podjąć, aby zmniejszyć ekspozycję młodzieży na tego typu content w mediach społecznościowych?
Psycholog Joanna Flis: To nie jest do końca tak, że same się bombardują tymi treściami – to przestrzeń cyfrowa i algorytmy bombardują nasze dzieci takim contentem. To nie jest ich wybór, że trafiają na tego rodzaju treści. Jeżeli nie wypracujemy standardów ochrony dzieci w przestrzeni cyfrowej, jeżeli nie zaczniemy wymagać od wielkich koncernów, jak Meta, wprowadzenia prawnych regulacji, a potem przestrzegania tych ich – to nic się nie zmieni.
Ohme.pl: Jakie są główne wyzwania związane z promowaniem zdrowia psychicznego młodzieży w kontekście powszechności i dostępności mediów społecznościowych?
Psycholog Joanna Flis: Na pewno wyzwaniem jest uzależnienie od mediów społecznościowych rodzica. Jeżeli rodzic sam nie prowadzi życia opartego na zasadach cyfrowej higieny, to dzieci też nie przestrzegają tych zasad w domu. Co więcej – jako terapeuta uzależnień uważam, że dzieci lepiej radzą sobie z nowymi technologiami i cyfrową higieną niż dorośli.
Ohme.pl: Z jakiego powodu jeszcze młodzi ludzie w siebie nie wierzą? Dlaczego są wobec samych siebie tacy surowi?
Psycholog Joanna Flis: Po pierwsze dlatego, że się bardzo porównują i ta skala porównań jest zdecydowanie inna niż kiedyś. Porównywaliśmy się do sąsiadki, koleżanki z ławki, być może kogoś na podwórku, więc tej konkurencji nie było aż tak dużo. W tej chwili młodzi ludzie porównują się z całym światem i to jest taka opresyjna sytuacja, w której zawsze jest się na pozycji osoby przegranej, zawsze jest ktoś od nas lepszy. Konkurując z całym światem trudno jest poczuć, że jest się w czymś super dobrym. Nikt z nas, ani z naszych przodków, nigdy nie musiał porównywać się aż z tyloma osobami naraz.
Ohme.pl: Kiedy siedzę i czytam, że polskie dzieci nie radzą sobie z życiem, miesza się we mnie poczucie złości, bezsilności i żalu. Młodzież przeżywa kryzys. Młodzież jest w gigantycznej rozsypce. Jak przerwać to błędne koło? Jak wzmacniać, wspierać i towarzyszyć naszym dzieciom w budowaniu ich odporności psychicznej i umiejętności radzenia sobie z trudnościami życiowymi?
Psycholog Joanna Flis: Zaczęłabym od tego, że należy słuchać swoich dzieci. Jeżeli chcemy dobrze wspierać młodych ludzi, to musimy ich szczerze zapytać, czego oni tak naprawdę potrzebują i jak wyobrażają sobie ich wsparcie. Często działamy na oślep i nie przynosi to żadnego rezultatu. Albo postępujemy w sposób, który je drażni, albo w sposób, który w ogóle nie jest dla nich pomocny. Dlatego my, jako dorośli, musimy się nauczyć słuchać, pytać, a potem dopiero właściwie reagować.
Ohme.pl: Nauczyciele są wypaleni. Bardzo często dokucza im wyczerpanie i poczucie braku sensu swojej pracy. Jak taki ktoś może efektywnie zauważać subtelne sygnały wskazujące na potrzebę wsparcia emocjonalnego u uczniów, skoro tak naprawdę sam potrzebuje wsparcia?
Psycholog Joanna Flis: Kiedyś była dobra idea urlopów wypoczynkowych dla nauczycieli. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie wdrożyć takich pomysłów w życie w sposób, który skutecznie rozwiązałby ten problem, ponieważ wypalonych nauczycieli jest zbyt wielu. Niestety, osoby wypalone nie mogą udzielać sensownego wsparcia, ponieważ nie mają zasobów związanych z cierpliwością, z uważnością, z empatią… Kiedy jesteśmy wypaleni, to czy tego chcemy czy nie, tej empatii mamy niestety mniej. Wypalenie tak działa, że zamyka nas na innych ludzi i ogranicza. Nauczyciele powinni mieć szansę, żeby zadbać o swoje zdrowie psychiczne, ponieważ w stanie wypalenia na pewno trudno jest im uprawiać swój zawód. Wiemy też, że są ogromne braki kadrowe. Wiedząc o tym, my jako rodzice, powinniśmy nauczyć się ze szkołą w jakiś mądry sposób współpracować. W tej chwili to ogromny problem szkoły, bo zaangażowanie rodziców jest zbyt małe. Nauczyciele cały czas o tym mówią, że brakuje im rodzica, jako partnera, który wspomoże nauczyciela. Myślę sobie, że pojednanie tych dwóch środowisk i wypracowanie standardów współpracy, jest obecnie jednym z najważniejszych zadań.
Ohme.pl: Jako rodzice chcemy, żeby nasze dzieci czuły się kochane i doceniane. Chcemy stworzyć dla nich bezpieczne i wspierające środowisko, które pozwoli im rozwijać się i odnosić sukcesy, zarówno w sferze emocjonalnej, jak i społecznej. Nikt jednak nie mówi o tym, że rodzice także mają swoje problemy. Są równie wypaleni i zestresowani, jak nauczyciele, nie dbają o swoje emocjonalne potrzeby. Jak można przerwać ten cykl? Co jeszcze możemy zrobić?
Psycholog Joanna Flis: Wszyscy jesteśmy w kryzysie i musimy się w tym kryzysie nauczyć wzajemnie wspierać i współpracować. Tak samo, jak nauczyciele potrzebują wsparcia innych, tak samo tego wsparcia potrzebują rodzice. Potrzebujemy wioski, która będzie się wzajemnie wspierać, potrzebujemy nauczyć się ponownie żyć we wspólnocie, ponieważ nie potrafimy tego.
Ohme.pl: Jak połączone siły marki Dove i Fundacji Unaweza, przekłada się na konkretną pomoc dla młodych osób?
Psycholog Joanna Flis: W ramach współpracy Dove i projektu MŁODE GŁOWY powstała lekcja dla szkół dotycząca odporności psychicznej przygotowana przeze mnie i Małgorzatę Ohme. Podczas warsztatów nastolatkowie dowiedzą się, czym jest odporność psychiczna, jak ją wzmacniać i jak pomagać budować ją innym. Szkoły mogą bezpłatnie pobrać lekcję na stronach doveselfesteem.pl oraz mlodeglowy.pl. Poza tym na obydwu stronach, zarówno rodzice, jak i nauczyciele, znajdą naprawdę realne wsparcie i pomoc w pracy z młodzieżą w tych trudnych czasach.
Zgłoś szkołę do programu Dove Self-Esteem
Dove Self-Esteem to program edukacyjny skierowany do uczniów szkół podstawowych, obejmujący klasy od czwartej do ósmej. Od 2004 Dove, w ramach projektu Self-Esteem, podejmuje działania mające rozwiązać problem niskiej samooceny i negatywnego postrzegania swojego ciała u nastolatków. Ich celem jest wspieranie kolejnych pokoleń w budowaniu pozytywnego stosunku do swojego ciała, tak aby obawy związane z wyglądem nie ograniczały ich w pełnym wykorzystaniu potencjału.
Dove Self-Esteem nie tylko stawia na edukację, ale także dostarcza praktycznych narzędzi i wskazówek, które pomagają młodym ludziom zbudować pozytywny obraz siebie. Poprzez interaktywne lekcje, dyskusje i praktyczne ćwiczenia uczniowie uczą się akceptować swoje ciała i doceniać swoją wartość niezależnie od zewnętrznych standardów piękna. Program ten jest niezwykle istotny w kontekście przeciwdziałania z niskiej samoocenie, która może mieć negatywny wpływ na rozwój emocjonalny i społeczny młodzieży. Dzięki zaangażowaniu firmy Dove oraz partnerów edukacyjnych, program Dove Self-Esteem przyczynia się do budowania bardziej świadomej i pewnej siebie młodzieży, co ma pozytywny wpływ na ich życie zarówno w szkole, jak i poza nią.