Niektóre z nas naprawdę potrafią czule i szczerze komplementować swoich partnerów, ale jest też całkiem spora grupa pań, które chwaląc, świadomie manipulują. Najwięcej z nas prędzej pochwali swoje dziecko niż męża. Raczej skomplementuje przyjaciółkę niż partnera. Z dużym prawdopodobieństwem doceni teścia, czy szefa, niż swojego faceta. Dlaczego tak trudno nam to przychodzi?
Niedawno rozmawiałam z koleżanką, która opowiedziała mi taką historię… Była na wyjeździe z grupą przyjaciół. W pewnym momencie kobiety postanowiły bez partnerów pojechać do Sopotu, by pospacerować po molo. Kłopot w tym, że odjechały zaledwie kilometr i złapały gumę. Trzeba było zmienić koło. Singielki natychmiast zakasały rękawy, a te dziewczyny, które były w związkach, powiedziały: „Dajcie spokój, trzeba zadzwonić do facetów”. Na co singielki oburzyły się: „A co, my jakimiś łamagami jesteśmy?”.
Więc trzy mężatki najpierw uległy, ale ponieważ dwóm singielkom koła zmienić się nie udało, partnerzy i mężowie jednak przyjechali i prężąc muskuły zrobili to szybciutko. Jedna z żon zaczęła więc piać z zachwytu, mówiąc do męża, że jest wspaniały. Druga zaś powiedziała jej, by się uspokoiła, bo to jakaś manipulacja i traktowanie dorosłego faceta jak naiwnego dziecka. Na co ta pierwsza żona, obruszona zakomunikowała: „Przecież to żadna ujma na honorze prosić w takich sytuacjach o pomoc. Oni naprawdę lubią być przydatni. Kochają walczyć, pomagać i dbać o swoje kobiety. Tylko trzeba im na to pozwolić i chwalić, chwalić”. Jedna z singielek miała całkiem inną perspektywę: „Nie lubię tego udawania, że faceci są do życia niezbędni. Tego robienia przed nimi wielkich naiwnych oczu, że niby jestem taka nieogarnięta i potrzebuję samca, bo życie mnie przerasta”. I które z pań miały rację?
Pewnie po trochu wszystkie.
1. Bo bierzmy za pewnik
Czasem zachowujemy się tak jakbyśmy kompletnie nie dostrzegały, ile czasu i wysiłku zajmuje ich facetom np. jeżdżenie z samochodem do warsztatu, szukanie tańszych części zamiennych, płacenie rachunków, wożenie dzieci na zajęcia pozalekcyjne. Po prostu traktujemy męskie obowiązki jak oczywistość. Jedna z moich przyjaciółek, Natasza, po rozwodzie była po prostu zdruzgotana, kiedy dowiedziała się, ile wynosił ich czynsz za mieszanie. Miała też okrągłe ze zdziwienia oczy, gdy obliczyła, o ile droższe są zakupy, które musi sama zamawiać teraz przez Internet. Wcześniej nie zwracała uwagi, że jej Marek jeździł do supermarketu co tydzień i wnosił gabarytowe produkty na trzecie piętro (mieszkanie bez windy) i jeszcze wszystko układał w szafkach. Dopiero po rozwodzie zauważyła, że nigdy nie doceniała swojego męża za te działania. „Traktowałam go jak swoją własność. Wydawało mi się, że pracowanie na rzecz rodziny to oczywistość, która nie wymaga mojej wdzięczności. Po prostu myślałam, że to mi się należy”, mówi dziś gorzko.
2. Bo on też tego nie robi
Tyle że Marek też raczej był powściągliwy. Nigdy nie chwalił Nataszy, choć moim zdaniem miał za co. Mógł choćby powiedzieć: „A moja żona to tak pięknie nakrywa do stołu, jak goście przychodzą”. W ogóle pokolenie ludzi urodzonych w latach 70 i 80- tych kompletnie nie potrafi komplementować swoich partnerów. Tak zostaliśmy wychowani przez rodziców, którzy nie okazywali sobie zbyt wiele czułości. Byli chłodni wobec siebie. Nie znali tej zasady, że jak ty zaczniesz mówić partnerowi miłe rzeczy, jest spora szansa, że on się tego nauczy. Procedura jest prosta: gdy kogoś chwalisz, jemu jest przyjemnie, więc najprawdopodobniej będzie chciał się odwdzięczyć.
3. Bo boimy się, że nam się zepsuje
Natasza twierdzi, że dziś żałuje, że nie komplementowała męża. Po zastanowieniu twierdzi, że być może dlatego, że Marek jest bardzo przystojny. „To głupie, ale wydawało mi się, że jak będę mu mówić, jaki jest piękny, szybko odbije mu palma i pójdzie na podryw. Dlatego chyba przez lata milczałam. Wolałam cichą aprobatę, niż przyznać, że fajnie się ubiera i zawsze ma genialną fryzurę. A potem mi to jakoś automatycznie przeniosło się na inne dziedziny naszego życia. Nie chwaliłam Marka za wiele rzeczy, które robił dla domu. Nawet nie mówiłam mu, że mieliśmy fajny seks. Jakbym podświadomie bała się, że dobre słowo wszystko zepsuje”, opowiada.
4. Bo walczymy jak na froncie
Po kilku latach między Markiem i Nataszą naprawdę się popsuło. Oczywiście z różnych przyczyn. Kiedy zaczęli walczyć, już nie było najmniejszej szansy, by w oczach partnera widzieć podziw lub wdzięczność za cokolwiek. A aprobata przecież działa jak „dobry nawóz dla miłości”. „Pamiętam, jak kiedyś chciało mi się zakładać tylko dla niego tę piękną czerwoną sukienkę, bo wiedziałam, że się mu w niej podobam. Wtedy nawet nie wstydziłam się, że robię to dla niego. Ale kiedy w naszym związku doszło do zdrady, to miesiącami, a potem latami czułam w sobie taki zapieczony ból, że byłam w stanie tylko mu dokuczać. Bombardowałam w niego oskarżeniami: że jak zawsze przychodzi spóźniony, że zapomniał z supermarketu przynieść tych jogurtów, które uwielbia córka, że chrapie, że nie myje się wieczorem, tylko rano”, opowiada Natasza. Pretensje, pretensje, pretensje. Te dla odmiany są jak stonka dla ziemniaków.
5. Bo nie chcemy ich traktować jak dzieci
Kiedy sobie tak rozmawiałyśmy o tym wszystkim z Nataszą, ona nagle wyparowała: „Wkurza mnie, że w tych wszystkich kobiecych poradnikach radzi się kobietom, by chwaliły chłopów. Jakby to był jakiś tajny patent, który pomaga nam manipulować męskim rodem. Pochwal go, a dostaniesz kasę na szminkę. Wmawiaj mu, że jest taki męski, a jutro zrobi zakupy. Nie uważasz, że to jest chore?”. Chwilę obie zawiesiłyśmy się nad tematem. A potem doszłyśmy do wniosku, że manipulowanie, żerujące na niskim poczuciu wartości faceta oraz na jego naiwności, niewątpliwie jest nadużyciem w związku. Z drugiej strony potrzeba bycia docenionym, podziwianym, szanowanym wydaje się taka naturalna i organiczna dla każdego człowieka. Wtedy rośniemy w siłę, wtedy nam się bardziej chce, wtedy mnoży się dobro.
Warto! Chociażby dlatego, że chwalenie wraca. A mężczyźni bardzo tego potrzebują, może nawet bardziej niż kobiety. Wtedy dostają wiatru w żagle, by dbać o swoją kobietę. Spróbujcie. Najwyżej, jak to się wam nie sprawdzi, wrócicie do starej flauty i chłodu w temacie.