Pokochać siebie. Co to znaczy? Określenie enigma, które przeżywa prawdziwy renesans i to już kolejny raz. No to rozbierzmy to określenie jak skórkę z banana, powolutku i bez nadgryzania trującej końcówki.
Ten termin sama „rozgryzałam” przez kilka lat. Różni „nauczyciele duchowi” szafowali i popisywali się tym określeniem i w rozmowach przede mną, robiąc przy tym zdziwione oczy i śmiejąc się mi prosto w twarz dlaczego ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem, bo nikt w domu o tym nie mówił i w szkole nikt nie uczył. Jak to „pokochać siebie”? Czy to znaczy dostawać orgazmu na widok samej siebie w lustrze, być narcyzem, egoistą, brać tylko dla siebie?
Przecież zawsze było mówione, aby nie poświęcać sobie zbyt dużo czasu, bo wtedy tylko głupoty w głowie. Nie patrzeć zbyt długo w lustro, bo diabeł się pokaże. Przedkładać pracę i poświęcanie się dla innych, bo tak każe religia i zwyczaj społeczny. Ważniejsi są inni niż my. Tylko, że wtedy stajemy się robotami, które już nie pamiętają o nas samych. Nie widzą, nie słyszą, nie czują. Nie mamy nawet pięciu minut aby posiedzieć sami ze swoimi myślami. A gdy nawet usiądziemy, to czas wolny zaczyna nas uwierać. Przychodzą do nas męczące myśli, lęki i strachy, które próbujemy ogarnąć lekami, alkoholem lub innymi używkami, lub też niekończącymi się telefonami do znajomych. Bo cisza i samotność bolą. Właśnie to są oznaki
braku miłości do siebie i niechęci do posiedzenia sami ze sobą.
Zobaczyć siebie.
Mamy teraz epokę zmieniania, udoskonalenia swojego wyglądu. Często są to inwestycje, które zmieniają naszą fizis do stanu, który jest nie do rozpoznania i to dla nas samych jak i dla innych. Idziemy za trendami i przemodelowujemy swoje ciało i twarze stając się kolejnymi klonami, których setki na Insta i Fb. Ale czy o to chodzi?
„Nie możesz udawać wieku, który udajesz”. Siwe włosy i bycie po „50” nawet dla nich są tabu!
Zobaczenie siebie, to zaakceptowanie siebie takimi jakimi jesteśmy. Pokochanie siwych włosów, czasem ich braku, zaakceptowanie zmarszczek, fałdek. Zobaczenie siebie ukochanymi oczami. Tak jak potrafi popatrzeć na swoje dziecko matka. Często się dziwimy, że matka z takim zachwytem patrzy na urodzone dziecko, kiedy jest całe różowiutkie i pomarszczone. A to właśnie chodzi o ten zachwyt i ukochanie siebie takimi jakimi jesteśmy. Bez względu na wiek. Bezwarunkowo. A nie dążenie do ciągłej perfekcji. Czy uważacie, że ciągłe „podrasowywanie siebie” dla partnerów, koleżanek przyniesie nam miłość i wzrok wiecznego zainteresowania? Może i tak. Na chwilę. Bo partner czuje czy mamy własną pewność siebie, wiarę w atrakcyjność. Jeśli nam tego brakuje i żyjemy w ciągłym strachu o kolejną zmarszczkę, to on i tak to wyczuje. Na pewno znacie kobiety, które ideałem nie są, a przyciągają rzesze mężczyzn. To właśnie to! Poczucie seksapilu, własnej atrakcyjności, uznania siebie jako niepowtarzalnego cudu i wyjątkowej osoby. Nie porównywania się do innych i wpisywania się w
masę klonów.
Nie uważacie, że kiedyś to mężczyźnie się znudzi? Pomyli Was z inną koleżanką? A przecież twarzy i zmian się nie cofnie. Kiedy ostatnio stanęłyście nago przed lustrem i obejrzałyście siebie z miłością? Czy powiedziałyście sobie, patrząc w oczy w lustrze, że kochacie siebie, jesteście sobie wierne i nigdy siebie nie opuścicie? Dajemy takie przysięgi obcym ludziom a sobie nigdy. Bierzemy udział w ciągłym maratonie piękności. A dla kogo?
Postawić siebie jako priorytet.
Ostatnio zadano mi parę pytań odnośnie mnie samej i moich związków. Związków z partnerami, rodzicami, przyjaciółmi, rodziną a przede wszystkim ze samą sobą. Dzisiaj zadaję je Wam i ciekawa jestem co się u Was w głowie wydarzy ? W jakim stopniu jesteś uczciwa wobec siebie? W jakim stopniu jesteś uczciwa wobec innych? W jakim stopniu oszukujesz siebie? W jakim stopniu dajesz się oszukiwać? W jakim stopniu jesteś przekonana, że dobro innych jest ważniejsze od Twojego dobra? W jakim stopniu poświęcasz się dla innych/kogoś/czegoś? W jakim stopniu masz lęk przed załamaniem się Twojego systemu wartości w momencie słabości lub sytuacji trudnych?
Te pytania i odpowiedzi na nie określają Twój portret miłości do siebie. Ile to razy przymykamy oczy na sytuacje, których nie chciałyśmy widzieć. Udajemy, że nie słyszymy słów które nas bolą i dotykają.
Uczą nas aby nie zwracać uwagi i iść dalej, a ten bałagan którego doświadczamy kotwiczy się w nas, niszcząc nas powolutku od środka. Jest jak robaczek, który z małej komóreczki dorasta do robala, który zżera nas od środka, a my go uciszamy. To powiem tak. Ten robal kiedyś wyjdzie, jak nie w momencie napięcia czy awantury gdzie go wykrzyczymy, to może wyjść w postaci choroby. Co z nim zrobicie i jak będziecie postępować zależy od was. Mówi się, że prawda nas wyzwoli. Tak właśnie jest.
Prawda, która dla wielu będzie niewygodna i może spowodować, że zostaniemy same. Ale na krótko. Na to miejsce przyjdą inni ludzie, bardziej wartościowi i nie chodzi o ilość a o jakość. Często przedkładamy dobro innych nad nasze dobro. Nie dojadamy, oddajemy innym nasz czas, pieniądze, rezygnujemy z marzeń, planów, miłości, bo nie wypada aby myśleć tylko o sobie. Żyjemy życiem dzieci i innych, zamiast swoim. Przeżywamy czyjeś problemy zamiast skupić się na sobie. A jaki masz wpływ na życie i decyzje innych? Żadne. To powiedz ile to poświęcanie swojego życia dla innych jest warte? Jak długo chcesz być robotem na usługach innych? Co z tego masz i ile dla siebie? Ile z tego co robisz dla innych zwraca się Tobie?
Może warto zrobić taki rachunek zysków i strat. Zobaczyć czy chociaż wychodzi na zero. Masz odwagę to zrobić? Uczciwość wobec siebie jest najważniejsza. To jest właśnie miłość własna, pokochanie siebie. Bo bronię siebie i swoich potrzeb. I zaprzestanie używania słów „muszę, trzeba, tak należy”, a zamiana na „CHCĘ!”. Świadome CHCĘ. Jak to zrobić? Nie trzeba się w sobie zamykać i być opryskliwą. Można to w miły i ciepły spokój wyjaśnić i powolutku uczyć się stawiać granice. Jeśli nas ktoś o coś prosi to nie od razu przytakiwać i
biec, a zastanowić się czy mamy na to czas, chęć i co z tego nam przyjdzie? Czy nie lepiej ten czas poświęcić dla siebie lub dla rodziny. Czy potrzebuję tego aby mnie i moją energię tracić na problemy znajomych, fochy szefa, konflikty rodzinne? Niech każdy odpowiada za siebie. Sam sobie rozwiązuje problemy, które namotał. Dla nas ważne jest nasze zdrowie i realizowanie swoich priorytetów.
Wypisz sobie lub zrób mapę marzeń. Czego pragniesz i to nawet tego najbardziej niemożliwego. Narysuj, napisz, namaluj, wyklej ze ścinków gazet, zobacz ile czasu inwestujesz w innych a nie w siebie.
Jest koniec roku. Czas podsumowań. Rok temu przed Sylwestrem zrobiłam własną mapę marzeń. Pierwszą w życiu. Moja mama zajrzała mi przez ramię i nie mogła się nadziwić, a przede wszystkim odwadze marzeń. Co na niej było? Miłość, pragnienie pisania, stworzenie własnego biznesu, podróże, uwierzenie w siebie i wykorzystanie własnych talentów, upomnienie się o swoje co inni mi zabrali.
Minął rok. To był rok niezwykłych zmian (numerologiczny rok 5). Zmiany działy się szybciej niż ja je ogarniałam i życie pchało do przodu, i w różne zakątki, których się bałam, a mimo wszystko chciałam się z nimi zmierzyć. Zaczęłam pisać i to sama. Nigdy tego nie robiłam i bałam się jak będę oceniona. A tu się spodobało, czego dowodem są statystyki. Dziękuję wam wszystkim za wspaniałe komentarze i inspiracje. Do tego stworzyłam dwa swoje biznesy. Pierwszy raz w życiu.
Jeden z potrzeby serca www.inkubatortwojegosukcesu.pl oraz komercyjny z potrzeby „wyżycia się mojej męskiej energii” – budowlanka. Spotkałam wspaniałego mężczyznę, który mnie do tego zainspirował i inspiruje mnie na co dzień, akceptuje taką jaką jestem i kocha. Sporo ludzi odeszło z mojego otoczenia, pojawili się nowi, którzy są jak najlepsze kolektory energii. Upominałam się o swoje racje i rzeczy, które mi zabrano. Poszłam po sprawiedliwość do sądu. No i najważniejsze. Pokochałam siebie. Przestałam gonić za swoją perfekcją, udowadnianiem swoich racji, pouczaniem, szarpaniem, że musi być tak i koniec.
Przestałam czekać aż coś samo się wydarzy, odmieni. Wzięłam życie w swoje ręce i też powiedziałam czego chcę i jak chcę. Zaufałam sobie, przestałam się bać i brać emocje innych za swoje. Zwolniłam tempo i przestałam ratować wszystkich wokół. Pozwoliłam żyć ludziom swoim tempem i potrzebami, odcięłam się od tego, co mnie męczyło i powodowało, że brałam problemy innych na swoje barki. Też aby dojść do tego stanu mocno to odchorowałam i też miałam wiele chwil zwątpienia. Ale warto! Pokochajcie siebie, doceńcie. Jesteście wyjątkowi i niepowtarzalni.
Trzymam za Was kciuki.