Go to content

„Żona, która zarabia więcej, traktuje męża jak śmiecia”

wypaleni
Fot. iStock/gruizza

Wiem, że kobiety musiałby bardzo wiele znieść, żeby móc dzisiaj żyć tak, jak żyją. Całe pokolenia pracowały na to, żeby współczesna kobieta mogła spełniać się zawodowo, odnosić sukcesy i zarabiać sensowne pieniądze. Naprawdę nigdy mi to nie przeszkadzało i zawsze wszystkim paniom kibicowałem. A przede wszystkim mojej żonie, która jest bardzo zdolną i ambitną kobietą. Gdybym jednak wiedział, jak to się dla mnie skończy i jak jej kolejne awanse odbiją się na naszym związku, nie wiem, czy postąpiłbym tak samo. I czy w ogóle związałbym się z taką kobietą. 

Początki naszej wspólnej historii są wyjątkowo romantyczne. Pamiętam dzień, w którym ją poznałem. Jestem fotografem, często robię zdjęcia na różnych, rodzinnych uroczystościach, jak śluby i chrzty. Na jednej z takich imprez zobaczyłem ją – piękną, oryginalnie ubraną, młodą dziewczynę. Zauroczyły mnie jej piegi i pewność siebie. Chętnie robiłem jej tego dnia zdjęcia. Szybko zorientowałem się też, że jest siostrą pana młodego. Łatwo więc później było mi po nazwisku znaleźć ją w sieci. Napisałem, ona odpisała. Pierwsza, druga, dziesiąta randka. Poszło nam szybko. Zamieszkaliśmy razem po kilku miesiącach. Chwilę później zaliczyliśmy wpadkę i 7. miesiącu ciąży wzięliśmy ślub cywilny. Byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i wszystko to sprawiało nam ogromną radość.

Jestem starszy od mojej żony o 8 lat. Gdy się związaliśmy, miałem już pewną pozycję w swojej branży. Wszystkie zlecenia dostawałem z polecenia od wcześniejszych klientów. Miałem już swoje stawki, więc mogłem z niektórych eventów rezygnować. Ona była natomiast na początku swojej drogi zawodowej, tuż po studiach prawniczych w trakcie aplikacji.  Jej marzeniem było otwarcie własnej kancelarii, ale wówczas pracowała (trochę jakby w formie stażu) w jednej z renomowanych kancelarii. Pracowała niemal do porodu. Ustaliliśmy, że szybko wróci do pracy, a to ja będę zajmował się dzieckiem. Wiedziałem, że nie może zaprzepaścić lat nauki i szansy, którą miała. Pomagali nam moi rodzice, ona po dwóch miesiącach wróciła na pełny etat do kancelarii. Z dzieckiem siedziałem ja, czasem zostawała babcia, gdy miałem ciekawe zlecenie, ale większość mojej pracy ogarniałem w weekendy – wtedy były ślubu, chrzty, sesje narzeczeńskie i inne takie. Stworzyłem mojej żonie idealne warunki do rozwoju zawodowego i spełniania marzeń.

Co otrzymałem w zamian? Pogardę, wyzwiska, aż w końcu – zdradę.

Dzisiejsze kobiety doskonale wiedzą, czego chcą. Ich partnerzy mają być zaradni, rodzinny i troskliwi. Ich dzieci mają mieć zapewnione wszystko – ona najlepszego wózka, przez anglojęzyczny żłobek, aż po lekcje gry na pianinie w szkole podstawowej. One same natomiast chcą łączyć macierzyństwo i pracę zawodową. Chcą odnosić sukcesy, zajmować wysokie stanowiska i zarabiać kupę kasy. Aby mogły to wszystko osiągać, niezbędny jej towarzysz życia. Najlepiej zapatrzony w nie frajer, który zgodzi się na wszystko, byle tylko ona była szczęśliwa i spełniona. Poza tym… powiedzieć dzisiaj głośno, że kobieta powinna siedzieć w domu, ogarniać dzieci i gotować obiad, to jak wydać na siebie wyrok śmierci. Wiadro pomyj na głowę gwarantowane.

Tak więc my, współcześni mężczyźni, staramy się sprostać tym wymaganiom. Wspieramy swoje kobiety, przewijamy, karmimy, zostajemy z dziećmi, gdy one idą do pracy, zapisują się na kolejne podyplomówki, chodzą na bankiety służbowe i odwiedzają siłownię.

A potem robimy wielkie oczy, gdy słyszymy „Wiesz co, jakoś już mnie nie pociągasz, zmieniłeś się, kiedyś nie byłeś taką ciapą”. Jeszcze gorzej jest, gdy podczas dyskusji o tegorocznych wakacjach, usłyszymy „Zrobimy tak, jak mówię. Dopóki to ja zarabiam więcej, to ja będę decydować”.

Wiecie, drogie Panie, jak to boli? Jaki to policzek dla faceta?

Dzięki mojemu poświęceniu, żona szybko osiągnęła dobrą pozycję w swojej branży. Może jeszcze nie była wybitną panią mecenas, która broniła osoby z pierwszych stron gazet, ale już stawki miała bardzo wysokie. Dużo inwestowała także w swój wygląd. Tłumaczyła, że musi prezentować się profesjonalnie. Gdy pytałem, czy konieczne są te kolejne szpilki za 500-700 zł, nowa torebka czy skórzane etui na laptopa, mówiła, że to jej pieniądze i będzie wydawała na to, na co chce. Nasz domowy budżet był wspólny w teorii. Na wspólne konto przelewaliśmy taką samą, określoną sumę, resztę każdy mógł wydawać jak chciał. Z tej puli robiliśmy też sobie prezenty. Mi zostawało niewiele, więc gdy na któreś święta dostała ode mnie książkę, jeszcze przy stole powiedziała, że ona postarała się bardziej, dając mi zegarek.

Wiem, bzdury. Tak się na początku wydaje. Kiedyś w awanturze, gdy wytknąłem jej, że wywyższa się tylko dlatego, że zarabia więcej pieniędzy, odgryzła się, że to mój problem i powinienem stanąć na głowie, bo to wstyd, żeby mąż zarabiał mniej od żony. I te jej teksty: „Zobacz, jak to dobrze, że ja tak szybko wróciłam do pracy, bo z tego twojego pstrykania zdjęć, to byśmy nie wyżyli”. Tak mi chciała na ambicje wejść.

Gdy córka poszła do przedszkola, zacząłem pracować więcej, żeby sprostać jej oczekiwaniom. Łapałem wszystkie zlecenia, szukałem nowych. Rzadko bywałem w domu, więc też nie zorientowałem się w porę, że i ona coraz więcej służbowych spotkań ma wieczorami, a z dzieckiem często siedzi jej matka.

Chociaż widywaliśmy się coraz rzadziej, kłótnie między nami były coraz częstsze i coraz ostrzejsze. Zarzucała mi, że jestem nieudacznikiem, że nic w życiu nie osiągnąłem. Że ona musi tyle harować, żebyśmy żyli na odpowiednim poziomie, że to jej wszystko zawdzięczam. Nawet gdy wyszedł na jaw jej romans ze znajomym, zwaliła wszystko na mnie. Tydzień temu wyrzuciła mnie z domu, bo „nie będzie dłużej marnowała ze mną życia”.

Jeżeli czyta mój list kobieta, która tak jak moja żona, ma wysokie ambicje i zarabia więcej od męża, radzę, by dobrze zastanowiła się nad tym, co wyprawia. Jeżeli masz u boku faceta, który cię wspiera i jest w stanie się poświęcić, szanuj go. Ja nie jestem nieudacznikiem. Nieudacznika zrobiła ze mnie moja żona, której zachciało się kariery.

Jestem przykładem na to, że związki, w których kobieta zarabia więcej, zawsze się rozpadają.