Zauważyłam, że coraz więcej młodych, pięknych i wykształconych kobiet wiąże się ze starszymi facetami. I patrzę na nie z politowaniem. Tak jak i z zażenowaniem myślę o sobie. O tych wartościach, którymi kierowałam się jeszcze jakiś czas temu. I o tych straconych latach, gdy zamiast czerpać z życia, pozwoliłam zniszczyć swoje poczucie własnej wartości. To będzie krótka opowieść ku przestrodze. Bo niejedna z nas wierzy, że związek ze starszym facetem może się udać.
Krzysztofa poznałam mając 25 lat. Byłam tuż po studiach, pracowałam w szkole ponadgimnazjalnej. On miał wtedy 47 lat, prowadził własną firmę. 10 lat wcześniej wziął rozwód, miał dwie nastoletnie córki. Jego życie było ułożone. Dobrze zarabiał, miał własny dom, stabilne kontakty z dziećmi i byłą żoną. Ja byłam kobietą bez zobowiązań. Mieszkałam w kawalerce, którą odziedziczyłam po babci. Marzyłam o rodzinie, dzieciach, psie i weekendowych wypadach za miasto. Rówieśnicy mnie nie interesowali. Niewiele mogli mi zaoferować. Żaden z nich nie miał nawet stabilnej pracy. Ostatnie o czym myśleli to ślub i dzieci. Siłą rzeczy zaczęłam szukać kogoś starszego ode mnie. Z Krzysztofem dzieliły mnie 22 lata. Wiem, sporo.
Skłamałabym mówiąc, że nie imponowała mi jego pozycja społeczna. Że nie robiło mnie na mnie wrażenia jego mieszkanie, firma, podejście do życia. Był mądrym, doświadczonym mężczyzną, który wiedział, jak należy traktować kobiety. Zakochałam się w nim po uszy i właśnie dlatego najbardziej bałam się, jak oceni nas społeczeństwo. Nie chciałam, żeby ktoś mówił, że jestem z nim tylko dla pieniędzy. Ale też nie chciałam, żeby on traktował mnie, jak swego rodzaju trofeum, choć nie da się ukryć, że w jakimś stopniu było to prawdą.
Dużo starszy mężczyzna daje kobiecie wszystko to, o czym marzy – wyrafinowany seks, mądrość życiową, bezpieczeństwo i wsparcie. Czego natomiast nie daje? Szacunku.
Myślę, że zawsze przebiega to tak samo i my również wpisaliśmy się w standardowy szablon. Najpierw jest miłość i fascynacja. On przeżywa swoją drugą młodość, ona czuje się zadbana i zaopiekowana. Nie brakuje jednak zgrzytów i nieporozumień. Tak, nieporozumień, wynikających z innego wychowania, innych doświadczeń życiowych. Oboje przymykają na to oko. Ona jednak zdecydowanie częściej.
Aż w końcu pada stwierdzenie, które zawsze, wcześniej czy później pada. „Zaufaj mi, jestem od ciebie starszy. To ja mam rację”.
Początkowo myślisz sobie: „No tak. W sumie to całkiem logiczne”. Ale coś ci nie pasuje. Coś dzieje się bez twojej zgody, nie tak jakbyś chciała. Najpierw usypiasz swoją czujność, pozwalasz mu decydować, ufasz. Nim się zorientujesz, tańczysz tak, jak ci zagra. Bo przecież on wie lepiej.
Przykłady? Bardzo proszę.