Hej Panie Znikający,
Na pewno wiesz, że do ciebie piszę. Albo, niestety nie wiesz, bo z autorefleksją u ciebie słabiutko.
Że też ja tego nie słuchałam uważniej. Zamroczona chemią bardziej uszy zatykałam niż je otwierałam. A szkoda. Nie miałabym tak zmarnowanego lata. Nie przepłakałabym tych paru nocy nie wiedząc o co chodzi. Ups. Słabiutko z moją bystrością.
Poza tym do tej pory spotykałam facetów stabilnych. Nawet jeśli pogubionych, to jednak myślących to samo wieczorem i rano. Dla których: „jesteś jedyna” coś znaczyło. I nawet jeśli się rozstawaliśmy, to mieliśmy poczucie, że rozstanie jest efektem rozpadu, kryzysu, niezrozumienia. Ty jednak dzień przed tym, jak uznałeś, że nie powinniśmy się spotykać, pisałeś: myślę, tęsknię, tylko ty.
Ale potem szukałam jakiegoś znaku. Myślałam: gdzie popełniłam błąd? Jak osłabiona została moja czujność? I nic, no prawie nic, bo jednak czasem zajęty sobą nie słuchałeś. I nie piałeś z zachwytu nad byłymi dziewczynami.
Co tam z nimi było? Hmm. Już wiem. Jedna piła za dużo piwa. Ty, biedaku, zorientowałeś się zaraz po tym, jak chciałeś ją porzucić, bo wcześniej nic nie podejrzewałeś (na początku nie piła tego piwa, prawda?). Druga była wariatką (wstydziłeś się za nią w samochodzie, wśród znajomych), trzecia, czwarta. Zapomniałam. Wszystkie były złe. Poza A. która kiedyś cię zostawiła i M, która cię nie chciała. Jakoś nie udało mi się tego połączyć. Najbardziej kochasz te, których nie masz.
I generalnie nie lubisz kobiet. K. jest za głupia i za głośno się śmiała, M. szuka facetów dla kasy. I tak dalej.
Wtedy jednak nie było to takie proste do zrozumienia. Myślałam: jak taki fajny facet może nie mieć kobiety? Dlaczego spotykał same złe?
Do tej pory mam SMS–y od ciebie. I wiadomości na Facebooku. Zarchiwizowałam je tak na dowód mojego oszołomienia, ostatnio do nich wróciłam. Poczekaj, jak to brzmiało: jesteś wyjątkowa, wspaniała, podziwiam cię, ostatni raz czułem to dziesięć lat temu, seks z tobą jest naj. A i jeszcze mój hit: sprawiasz, że czuję się lepszym człowiekiem. Czuję się za kogoś odpowiedzialny. Tak, wiem, że zieję jadem. Ale gdybyś tak to poczytał?
Hahahahaha, dobre. Najbardziej jednak dobre jest to, że w to uwierzyłam. W uroczym miasteczku K., spacerując nad Wisłą, gdzie po nocy mocnej, pełnej wina, wyznań i przełamywania twoich barier, bo przecież kiedyś tam jeździłeś tylko z nią. „Przy tobie o niej zapomniałem” wyznawałeś. No wiesz, w tym żółtym pokoju, w pensjonacie, gdzie myśleli, że od lat jesteśmy małżeństwem. Zaraz po tym, jak ten facet w sklepie powiedział, że tyle radości z nas bije. Bo biło, prawda?
A rano poszedłeś robić zdjęcia, zaraz potem wróciłeś do pokoju, bo nie możesz się skupić na niczym poza mną.
Poczekaj, jak to było. Całowaliśmy się na jakiejś imprezie, pijani. Nad ranem uciekłam. Pisałeś do mnie na Facebooku. „Hej, jak się czujesz?”, potem robiłeś wszystko, żeby ze mną się spotykać.
Wiem, kiedy miałeś pierwszy seks, jak bardzo skrzywdził cię ojciec i jak nienawidziłeś nauczycielki z podstawówki. Tak, tej w której szyby waliłeś w złości.
Wiem o tobie wszystko, ty o mnie niewiele.
Nie wiedziałam tylko jednego. A może kilku rzeczy
– twoje słowa niewiele znaczą
– twoje emocje przychodzą i odchodzą. Są szybsze niż wiatr
– dajesz full, a potem zjadasz (jeśli ona zjeść ci się da) i znikasz.
O rany, do S. też mówiłeś, że jest wyjątkowa. Dlatego była taka zaskoczona jak ją porzuciłeś. Nic nie rozumiała. Tej nieczułości przy kawie, chociaż jeszcze niedawno….
No nic. W każdym razie dziękuję. Wielkich słów od lata unikam jak ognia. Nie wierzę nikomu, jestem sceptyczna. Pozdrów swoją Nową.
Tak, wiem co jej mówisz: No wiesz, spotykałem się z nią, ale ona była taka niezrównoważona/ niestabilna/ rozczarowała mnie/ za mało piła, za dużo/ za bardzo rozrywkowa, za mało. Ona w to wierzy i tak cię rozumie. Te złe kobiety w twoim życiu. A ty taki wspaniały.
My, twoje byłe, ogarniamy się.
Twoje panny „pół roku”, „kilka nocy”, „na dłużej”. Którym obiecywałeś miłość, przyjaźń, no i że będziesz. Zawsze.
Finał ten sam. Wielkie słowa z których zostaje wielkie G.
Jeśli tylko któraś odważy się kochać cię naprawdę.
Pozdrawiam, Panie Narcyzie, Twoją Nową.
I od razu złóż jej kondolencję.
Tak, też myślałam, że jestem wyjątkowa. Wiadomo. Tak jak ona myśli.
W słowach i seksie jesteś doprawdy mocny.
W życiu już gorzej.