Są ze sobą kilka lat. Wspólne mieszkanie, wspólne plany, wspólne życie. W zdrowiu i w chorobie. Na dobre i na złe. Właściwie żyją już jak małżeństwo, tyle że bez papierka. Nie, nikt z rodziny nie naciska, wszyscy uważają, że to ich decyzja, czy zalegalizują związek w urzędzie, czy nie. Ona by chciała, bardzo. On nie myśli o tym, nie ma takiej potrzeby. Jest szczęśliwy.
Przychodzą momenty, kiedy ona pyta go ten ślub. I nie czuje się z tym komfortowo. Sama nie bardzo to rozumie. Wychowano ją w takim domu i w takim duchu, że najważniejsze to czuć się ze sobą dobrze, dbać o siebie, troszczyć się. Jest mądra, niezależna finansowo. Wie, czego chce. I nagle ślub. Pokłócili się już kilka razy z tego powodu.
Ona mówiła:
Bo ty nie chcesz wziąć za nasz związek pełnej odpowiedzialności.
Chcesz sobie zostawić furtkę, na wypadek gdybyś poznał kogoś innego.
Gdybyś mnie naprawdę kochał, chciałbyś tego ślubu.
Skoro jest ci wszystko jedno, a mi tak bardzo zależy, to dlaczego nie?
Boisz się, że przestaniesz mnie kochać.
Wstydzisz się ze mnie, nie chcesz pokazać całemu światu, że jesteśmy razem.
Potrzebuję tego, to jest dla mnie ważne, będę się czuła inaczej, pewniej.
Chcę, żeby nasze dzieci urodziły się w zalegalizowanym związku.
Ten papierek sporo ułatwia.
Dlaczego nie?
On odpowiadał:
Nie czuję takiej potrzeby, jest mi dobrze.
Nie muszę udowadniać, jak bardzo cię kocham.
To, że o tym nie myślę, nie znaczy, że nie chcę z tobą spędzić całego życia.
Jest mi dobrze tak, jak teraz, ale może kiedyś zechcę to zmienić i wziąć ślub. Chcę sam to poczuć.
Papierek nie gwarantuje stałości związku, to my mamy ją sobie zagwarantować.
Związek to wyraz woli dwóch osób, a nie akt prawny. Jeśli będziesz chciała ode mnie odejść, odejdziesz i tak.
Przecież jesteśmy razem szczęśliwi. Znam pary, które przeżyły ze sobą kilkanaście lat i rozstały się po ślubie.
Rozmawiają tak od czasu do czasu i ona denerwuje się coraz bardziej, a on wycofuje coraz mocniej. Nie chce jej ranić, ale nie chce też postąpić wbrew sobie. Mówi, że ją kocha, że nie wyobraża sobie życia bez niej. Po prostu nigdy nie pragnął ślubu. Komu dziś do szczęścia potrzebny papierek? A ona, coraz bardziej rozdrażniona odpowiada, że właśnie jej. Że to wszystko zmienia, że będzie się czuła lepiej, bezpieczniej. To poczucie bezpieczeństwa wynika z przeświadczenia, że ślub to coś poważniejszego niż tylko mieszkanie ze sobą. Ślub to zobowiązanie, prawdziwe. Tak myśli i czuje ona, a on tylko kręci głową. I póki co, nie mogą się porozumieć.