Go to content

Czy leki antydepresyjne mogą uzależniać i zmieniać osobowość? Rozmawiamy z psychiatrą Andrzejem Silczukiem

„Podążanie za głosami z internetu, w których wmawia ludziom, żeby na siłę próbowali się uśmiechać, bo wszystko jest w zasięgu ich mocy, nie jest żadnym rozwiązaniem. Depresja to nie jest choroba, która uniemożliwia uśmiechnięcie się. Bo uśmiechanie się to jest tylko mechaniczny grymas mięśni twarzy, polegający na uniesieniu kącików ust do góry. Radość to jest to, co człowiek czuje niejako… za oczami. A w depresji za oczami czuje się po prostu cierpienie, na które składa się z bezradność, smutek, pustka i brak nadziei, a czasami myśli samobójcze. Leki antydepresyjne często po prostu ratują życie. To jest bardzo ważne” – mówi doktor nauk medycznych, lekarz psychiatra z wieloletnim stażem klinicznym, Adrzej Silczuk.

Czy antydepresanty mogą uzależniać?

– Absolutnie żaden z leków przeciwdepresyjnych nie ma potencjału uzależniającego. Uzależnienie to jest ściśle określony termin medyczny, który ma swoją definicję. Po ostawieniu substancji psychoaktywnych pojawiają się stałe elementy biologiczne jak: drżenie rąk, potliwość, czyli zespół abstynencyjny (inaczej odstawienny), który polega na utracie kontroli nad emocjami i ciałem. Osoba uzależniona zaniedbuje też różne formy aktywności na rzecz innych związanych właśnie z używaniem substancji. Natomiast leki przeciwdepresyjne takich objawów absolutnie nie wywołują. Przeciwnie, to są leki, które umożliwiają powrót do codziennego naturalnego funkcjonowania.

Dlatego trzeba bardzo uważać, kogo słucha się w tej sprawie!

– Jedną z największych szkód, jakie powstały podczas dyskusji w mediach na temat internetowych bzdur, dotyczących leków antydepresyjnych jest wiralne zwiększenie zasięgu szkodliwego posta.

Dlatego my postanowiliśmy w tym wywiadzie nie wymienić nazwisk osób, które szerzą taką dezinformację.

– Tak, bo to byłoby tylko przyczynienie się do dalszego rozprzestrzeniania treści, które mają charakter szkodliwy. Zwłaszcza dla osoby, która cierpi i nie jest wystarczająco wyedukowana na temat przyczyny swojego cierpienia, to może mieć katastrofalne skutki. Bo tu powstaje pytanie: jak zareaguje człowiek, który usłyszy od jakiegoś autorytetu, który nie ma wykształcenia medycznego, komunikat, że leczenie, które zaordynował lekarz psychiatra, jest dla pacjenta niedobre? Pamiętajmy, że leki antydepresyjne często po prostu ratują ludziom życie. Dosłownie!

Czy możemy porozmawiać o tym, skąd wzięła się internetowa plotka, że jeżeli długo będziemy stosować leki antydepresyjne, to możemy się od nich uzależnić?

– Z lęku! Ja rozumiem, że naturalną obawą każdego człowieka jest to: czy będzie od czegoś zależny, czy też nie. To jest bardzo zdrowa reakcja, ponieważ my ludzie ze swojej natury w znakomitej większości dążymy do niezależności.

Pamiętajmy jednak, że leki antydepresyjne stosuje się w ścisłych wskazaniach w zaburzeniach nastroju lub ciężkich zaburzeniach lękowych. W obu przypadkach mamy do czynienia z osobami, których objawy są tak intensywne, że w dużym stopniu utrudniają nie tylko wykonywanie złożonych działań w czasie dnia, ale często tak podstawowych, jak: wstanie z łóżka czy zrobienie sobie posiłku albo zabiegi higieniczne. Dla chorego na depresję nawet wejście w interakcję z drugim człowiekiem staje się czasem bardzo dużym wyzwaniem. Dlatego włączenie leku w odpowiedniej dawce i odpowiednim czasie doprowadza do uzyskania stanu poprawy i — jak często mówią o tym pacjenci — odzyskania własnego życia, które gdzieś w tej chorobie uciekło.

Jak najbardziej rozumiem, że pacjent w remisji choroby może pytać: „Czy to, co się teraz dzieje ze mną jest wyłącznie wynikiem stosownego przeze mnie leku? Co będzie, gdy go odstawię? Czy będę musiał go już brać całe życie, by już normalnie funkcjonować?” Moim zdaniem nie ma nic złego w tych pytaniach. Większość pacjentów zadaje je swoim psychiatrom, by obniżyć poziom lęku. Ja zwykle wtedy odpowiadam, że lek antydepresyjny ma za zadanie doprowadzać pacjenta do dobrego samopoczucia, do stanu ogólnego zdrowia.

W internecie można przeczytać doniesienia, że leki antydepresyjne wcale nie leczą depresji, tylko ją maskują na chwilę?

– To nieporozumienie. Muszę tu zrobić dygresję: celem działania leków antydepresyjnych jest leczenie przyczynowe. Wszystkie leki dzielą się na objawowe i przyczynowe. Dam przykład – przy anginie paciorkowcowej lekiem objawowym będzie tabletka przeciwzapalna i przeciwgorączkowa, a przyczynowym – antybiotyk, który atakuje bakterie.

Antydepresant jest więc w pierwszej grupie leków i nie ma w tym żadnej spiskowej teorii o maskowaniu.

– Tak. Natura depresji jest taka, że „na wierzchu” tej choroby mamy bardzo dużo różnych objawów, takich jak spowolnienie, senność lub bezsenność, apatia, brak apetytu i wiele innych. A przyczyny tej choroby dotyczą m.in. funkcjonowania różnych obszarów naszego mózgu. Dlatego odpowiednie wprowadzenie dobrej molekuły leczącej i uzyskanie efektu na poziomie czynnościowym mózgu – skutkuje redukcją objawów. Celem leczenia jest takie postępowanie medyczne, które ma doprowadzić do remisji choroby, czyli ustąpienia objawów depresji i stan ten powinien utrzymać się po zakończeniu leczenia, czyli po odstawieniu leków.

Pamiętajmy też, że oprócz leków antydepresyjnych pacjent najczęściej jest kierowany lub informowany przez psychiatrę, że oprócz wsparcia farmakologicznego, korzystne będzie skorzystanie z psychoterapii, która pomaga w utrzymaniu długofalowych efektów skumulowanego leczenia.

Natomiast podążanie za namowami z internetu, które wypisują osoby bez wykształcenia psychologicznego, medycznego czy terapeutycznego, w których neguje się chorobowość depresji i wmawia ludziom, żeby na siłę próbowali się uśmiechać, bo wszystko jest w zasięgu ich mocy, nie jest żadnym rozwiązaniem. Depresja to nie jest choroba, która uniemożliwia uśmiechnięcie się. Bo uśmiechanie się to jest tylko mechaniczny grymas mięśni twarzy, polegający na uniesieniu kącików ust do góry. Radość to jest to, co człowiek czuje niejako… za oczami. A w depresji za oczami czuje się po prostu cierpienie, na które składa się z bezradność, smutek, pustka i brak nadziei, a czasami myśli samobójcze. Leki antydepresyjne często po prostu ratują życie. To jest bardzo ważne.

Słyszałam w internecie bzdury typu, że antydepresanty zmieniają osobowość i zabierają człowiekowi empatię. Czy możemy wytłumaczyć, jak jest naprawdę?

– Dla mnie przejawem głębokiej empatii jest współodczuwanie dla cierpienia ludzi chorujących. Jeśli jesteśmy zdolni do tego, by współodczuwać, nawet jeśli nigdy depresja nie była naszym udziałem, to instynktownie działamy na rzecz możliwie najbardziej etycznego niesienia pomocy i niestygmatyzowania ludzi, którzy tej pomocy potrzebują.

Odpowiadając już bezpośrednio na pani pytanie to… osobowość człowieka jest konstruktem tak złożonym, że samo wyobrażenie sobie, że istnieją tabletki, które mogłyby ją zmieniać, jest bardzo dużym nadużyciem.

Wyobraźmy sobie, że nasz poziom odczuwania emocji mieści się w kolorowym, dobrze oświetlonym pomieszczeniu, a intensywność kolorów to takie naturalne odczuwanie smutku i radości. Depresja to jak stopniowe zmniejszanie ilości światła w pomieszczeniu, emocje stają się szare, mało wyraźne, czasami się zlewają. Kiedy bierzemy leki antydepresyjne, to zaczynamy funkcjonować jakby stopniowo na nowo rozświetlając pomieszczenie. Siła objawów depresji oraz rodzaj leku wpływają na to, jak bardzo to rozświetlenie się uda, czasami już samo dostrzeganie na nowo kolorów jest jak promyk nadziei. Trudno to pewnie zrozumieć osobie, która nigdy nie doświadczyła efektów przyjmowania leków antydepresyjnych.

Wiemy już, że leki antydepresyjne nie uzależniają. Ale czy po ich odstawieniu będziemy czuć dyskomfort?

– Przy planowanym kończeniu leczenia rzadko zdarzają się trudności. Leki przeciwdepresyjne odstawia się zawsze w porozumieniu z lekarzem. To lekarz razem z pacjentem wspólnie uzgadniają, czy teraz jest dobry moment, by pacjent mógł spróbować funkcjonować bez leków. I teraz coś ważnego – można je odstawiać, kiedy przy wcześniejszym zmniejszaniu dawek leku nie nawracają objawy. To lekarz zawsze ustala precyzyjny schemat schodzenia z dawek, żeby to było dobrze tolerowane przez pacjenta.

Chciałbym, żeby wszyscy to dobrze zrozumieli. Leki to substancje obce dla naszego organizmu, który nie może ich wyprodukować sam. Zawsze wprowadza się je w protokole delikatnego podnoszenia dawek, bo nasze ciała potrzebują przyzwyczaić się do substancji. Dokładnie taka sama procedura jest potrzebna podczas odstawiania leku. Nigdy nie odstawiamy średnich i dużych dawek na szybko, od ręki. Tylko poprzez gradacyjne coraz mniejsze redukowanie dawek do zera. Nagłe odstawienie może wywołać bóle głowy, uderzenia gorąca, duży poziom niepokoju, czasami nawet drżenia mięśni. Wiąże się to z nagłym przerwaniem przyjmowania leków i nazywamy to zespołem dyskontynuacji – odstawienia (nie wolno tego mylić z zespołem odstawiennym).

To już wiemy – zespół odstawienny ma alkoholik, który nagle przestaje pić.

– Zespół odstawienny jest związany z uzależnieniem. Natomiast zespół odstawienia można „naprawić” poprzez powrót do przyjmowania uprzedniej dawki leków i dalsze – jeszcze bardziej powolne, ale sukcesywne schodzenie mniejszymi dawkami z leków. Powtarzam – zawsze pod kontrolą lekarza. Czasem, ale bardzo rzadko w przypadku konkretnych leków lub bardzo wrażliwych osób, trzeba niezwykle powoli zmniejszać dawki leku. Ale to, co odróżnia „schodzenie z tych leków” i odstawienie substancji uzależniających typu alkohol – to fakt, że żaden pacjent nie odczuwa głodu substancji po odstawieniu antydepresantów.

Wyobrażam sobie, że osoby, które przeglądają Internet, mogą trafić na różne posty różnych pseudoprzewodników duchowych, które ich przestraszą. Obawiam się, że część takich osób może mieć pokusę, by szybko, natychmiast odstawić przyjmowane antydepresanty. Co możemy im powiedzieć?

– Wszyscy jesteśmy pacjentami w różnych okolicznościach. Odbywając jakąkolwiek wizytę u lekarza: czy internisty, czy ortopedy, czy właśnie psychiatry, która kończy się przepisaniem recepty, obdarowujemy profesjonalistę zaufaniem. Dlatego jeśli przeczytaliśmy lub usłyszeliśmy w internecie coś, co nas niepokoi, to podążając za autorytetem, pytajmy. Jeśli czujemy zagrożenie dla swojego zdrowia, korzystajmy z kredytu zaufania, którym obdarzyliśmy już swojego lekarza. On przecież bierze odpowiedzialność za swoje zalecenia lekarskie, a jeśli czujemy dodatkowo, że kieruje w stosunku do nas życzliwość, warto za tym podążać.

Andrzej Silczuk – doktor nauk medycznych, lekarz psychiatra z wieloletnim stażem klinicznym, wykładowca i edukator, dyrektor Medyczny w Wellbee Polska, autor podcastu Niemyte Dusze, o tym jak styl życia wpływa na nasze zdrowie psychiczne.