Go to content

„Jak przestanie dostawać gotówkę na dziecko, to zaraz przyjdzie z podkulonym ogonem i zacznie doceniać, jakim ojcem jestem”

Fot. iStock/Geber86

Kolejny raz się przekonałem, że z wami wszystkimi jest coś nie tak. Co by facet nie zrobił, zawsze będziecie niezadowolone. Zawsze nie po waszej myśli. Wiecznie nafuczone. Przeczytałem wczoraj anonimowy list kobiety, która opowiada o tym, że po rozwodzie ojcowie tylko na początku interesują się dziećmi, a później zaczynają nowe życie i mają dzieci gdzieś. No to ja wam coś powiem, bo uderzyło mnie to bardzo.

Mija rok odkąd rozstałem się z moją partnerką. Nie mieliśmy ślubu, więc rozwodu nie było. Mamy za to wspólne dziecko, 4-letniego Piotrusia, który nosi moje nazwisko. Kiedy zdecydowaliśmy, że ten związek nie racji bytu, po prostu każde z nas poszło w swoją stronę. Ustaliliśmy jedynie, że będę obecny w życiu dziecka. Kocham mojego syna nad życie i jest dla mnie bardzo ważny. Moja była zapewniała mnie, że nigdy nie stanie nam na drodze i z synem mogę się widywać kiedy chcę.

Tak, akurat.

Na początku to może i tak było. Ale ona szybko poznała jakiegoś gacha, który się do niej wprowadził. Pod jego wpływem dosłownie rozum jej odebrało. Wydaje jej się, że teraz to on będzie ojcem dla mojego dziecka, a ja jestem kompletnie niepotrzebny. Żebym tylko dawał kasę. Do tego tylko mogę się jej przydać. Kiedyś ustaliliśmy, że płacę 800 zł. Teraz żąda ode mnie już 1000 zł miesięcznie. Mówi, że dziecko choruje, że wszystko kosztuje. Każe mi się dorzucać do kurtki na zimę, do wakacji, nowego roweru. Z tego wszystkiego póki co tylko nowe auto u nich pod blokiem widziałem. Ja nie mam z tym problemu. Jeżeli mój syn będzie tego wymagał, to będę płacił i 2000 miesięcznie. Ale ta kasa ma iść na niego, a nie na tę larwę i jej fagasa.

Pracuję w systemie zmianowym i grafik mam ustalany na dwa tygodnie do przodu. Do tej pory robiliśmy tak, że dzwoniłem, jak miałem czas i zabierałem gdzieś syna na kilka godzin, albo w ogóle na cały weekend. Od jakiegoś czasu jest to niemożliwe. Bo przecież ona ma swoje życie. Ona ma swoje plany. Mówi, że nie mogę sobie tak po prostu dzwonić i mówić, że chcę wziąć dziecko. Aże niby dlaczego nie? To moje dziecko. Moje. Tak samo jak i jej.

Wiem jak jest, bo mam też kumpli, którzy są w podobnej sytuacji. Kobiety robią z nas najgorszych dupków, a potem płaczą, że my im nie pomagamy, że mamy dzieci w dupie i tylko nowe panny nam w głowach. A jak chłop chce się wykazać, dzwoni i pyta o dziecko, to nagle narusza spokój rodziny.

Ja sobie nie życzę, żeby jakiś obcy koleś uczył mojego syna jeździć na rowerze, żeby go zabierał na ryby czy grał z nim na boisku w piłkę. I jeszcze robiąc to wszystko oboje śmieją mi się w twarz. Jak szanowna mamusia przydybie sobie nowego samca, to też ma gdzieś dziecko. Niby na pokaz dalej będzie udawać, że jest dla niej najważniejsze, ale gdyby tak było, to by ojca nie próbowała wymazać z życia dziecka. No ale jej to przecież nie pasuje. Ojcem będzie ten, przed którym aktualnie nogi rozkłada.

Najłatwiej jednak zwalić wszystko na facetów, jacy to gnoje. Nie płacą, nie chcą mieć kontaktu z dziećmi, zdradzają. A ja wam coś powiem.

Jestem dumny z tego, jakim jestem ojcem! Jak mogę, to każdą chwilę spędziłbym z dzieckiem i powinienem mieć to zapewnione przez matkę. Tymczasem wyobraźcie sobie drogie panie, jaką złośliwą kretynką jest moja była. Dzwonię ostatnio, żeby zapytać jak mały się czuje, bo chorował. Odebrał jej gach i powiedział, że ona jest pod prysznicem i nie może podejść do telefonu. Gówno mnie interesuje, co ona robi. Nie wiem, po co mi o tym mówi i dlaczego w ogóle odbiera jej telefon. Mówię mu, żeby dał do telefonu Piotrusia. To ten, że nie i że Iza zadzwoni, jak będzie mogła. Oddzwania za godzinę. Chcę rozmawiać z synem. Mówi mi, że go zapyta, czy chce ze mną rozmawiać. I proszę sobie wyobrazić, że telefon odłożyła obok grającego radia!!! Żebym nic nie słyszał. Wraca za minutę do rozmowy i mówi, że Piotruś nie chce ze mną rozmawiać i nie chce też się ze mną spotkać. Kolejnych połączeń już nie odebrała.

Matki, które mają pod opieką nasz dzieci są jak święte krowy. Robią sobie co chcą i znajdują się ponad prawem. Myślałem, że się uda polubownie, ale nie. Ostatnio oznajmiłem jej, że żadnej gotówki już ode mnie nie dostanie. Mogę jej zakupy spożywcze robić i papier toaletowy przywozić, ale złotówki ode mnie nie dostanie. Wszystko dla dziecka kupię, zapłacę za ubrania i lekarstwa, gdy będzie chore. Jak przestanie dostawać gotówkę, to zaraz przyjdzie z podkulonym ogonem i zacznie doceniać, jakim ojcem jestem. Co ona myśli, że ja sroce spod ogona wypadłem?

Apeluję do ojców, przestańcie dawać robić z siebie kretynów. Tym babom trzeba utrzeć nosa.