Go to content

Po co nam właściwie wstyd? Czy łatwiej wstydzić się nam za innych, czy za siebie? Dlaczego wstydzimy się wstydzić?

Fot. iStock / Hramovnick

„Powinieneś się wstydzić”, „Hahaha ale się czerwienisz”, „Nie jest ci wstyd?” – kto z nas nie słyszał tych słów, czy to skierowanych do nas samych, czy do kogoś w naszym towarzystwie. Wstyd to trudna emocja, to emocja, której często nomen omen się wstydzimy. Często przeszkadza nam w życiu, blokuje przed podjęciem działań. Czy ma jakiekolwiek pozytywne aspekty? Jak sobie radzić z nadmierną wstydliwością i jak wstyd pozytywnie wpływa na nasze społeczne relacje rozmawiamy z Pawłem Malinowskim – psychoterapeutą.

Ewa Raczyńska: Po co nam wstyd? Do czego potrzebna jest nam ta emocja?

Paweł Malinowski: Tu sobie pozwolę na dłuższe wyjaśnienia. Ostatnio jest trochę nowych badań nad wstydem. Z perspektywy neurobiologii i teorii przywiązania wygląda to mniej więcej tak: wstyd to emocja hamująca, której przeżywanie staje możliwe od około 18. miesiąca życia. Hamująca w takim sensie, że jakiś rodzaj pobudzenia innego emocjonalnego jest wytłumiany za pomocą wstydu. Jakby zakrywany. Stąd być może powiedzenia, jak “okryć się wstydem”. Początkowo, w relacji rodzica z małym dzieckiem, wstyd jest emocją chroniącą dziecko przed utratą harmonii w relacji. To znaczy pozwala mu wytłumiać reakcje, które powodują naruszenie relacji z opiekunem, np. wywołujące jakiś rodzaj dystansu, niechęci w reakcji opiekuna.

Później wstyd pojawia się, kiedy robimy rzeczy narażające nas na domniemaną lub realną utratę akceptacji w jakiejś grupie społecznej, albo ze strony pojedynczej osoby. Czyli rzeczy, które naszym zdaniem tak zmieniają obraz naszej osoby w oczach innych, że grozi nam odtrącenie (np. przez wyśmianie czy lekceważenie). Sednem sprawy nie jest tu więc robienie rzeczy powodujących realną krzywdę, tylko z jakiegoś powodu niechcianych, odrzucanych (ze względu na obyczaj, normę społeczną czy nastawienie subiektywne jakiejś osoby). Z wyrządzaniem krzywdy zwykle bardziej związane jest poczucie winy, ale u wielu osób uczucie winy i wstyd mieszają się. Co przysparza często dodatkowych kłopotów. Jednak sama zdolność do odczuwania poczucia winy jest późniejsza rozwojowo, pojawia się pomiędzy 3. a 6. rokiem życia, kiedy rozwija się nasza zdolność do dostrzegania własnego sprawstwa oraz pamiętania historii własnych działań w czasie.

Wstyd zatem, pierwotnie służący regulowaniu przez dziecko zestrojenia z opiekunem, przeradza się z wiekiem w mechanizm regulujący funkcjonowanie w grupie społecznej (zestrojenie z grupą społeczną) – dostarcza szybko informacji o przekroczeniu (lub ryzyku przekroczenia) normy obowiązującej w tej grupie, pojawia się szybciej niż świadoma myśl. A oprócz tego informuje nas o posiadanej pozycji w tej grupie, i prawdopodobnej wartości obrazu własnej osoby w danej grupie społecznej.

Wstyd może niestety wzbudzać się zbyt łatwo, bez istotnych powodów znacznie ograniczając swobodę i aktywność danej osoby. Wzbudza się tym łatwiej im bardziej różni się nasze przekonanie o tym jacy jesteśmy, z naszym założeniem jacy powinniśmy być, czy jak się zachowywać.

Przeciwieństwem wstydu jest duma.

Wstyd jest jednak piętnowany od najwcześniejszych lat. Najpierw słyszymy: „Wstydź się”, a później wyśmiewają nas, kiedy ze wstydu np. czerwienimy się.

Kiedy słyszymy „wstydź się” to my jesteśmy piętnowani, a sam wstyd jest dobry. Potem nie podoba się, kiedy przeżywamy wstyd. To tak, jakby ktoś najpierw widział w nas zbyt dużo swobody, a potem zbyt dużo ograniczeń, za małą śmiałość. Sprzeczne oczekiwania to niestety chleb powszedni.

Słyszymy też: „Wstydzę się za ciebie”, Nie wywołuje to żadnych dobrych emocji.

„Wstydzę się za ciebie” to dwie wiadomości, z jednej strony identyfikuję się z tobą i przeżywam emocje w twoim imieniu, z drugiej daję do zrozumienia, że też powinieneś się wstydzić. Chcę wzbudzić w tobie emocję hamującą, bo nie mam lepszego pomysłu jak wpłynąć na zmianę twojego zachowania. Zachowania, które mnie wprawia w zakłopotanie, kiedy jestem jego świadkiem.

Czy mylimy wstyd z nieśmiałością?

Wydaje mi się, że nieśmiałość jest bliska wstydu. To bardziej zachowanie, a wstyd bardziej uczucie. Nieśmiałość może być zachowaniem pomagającym unikać większego wstydu, niż ten, który już się pojawił w nas i prowadzi do nieśmiałości. Kiedy z powodu nieśmiałości nie przyjmę propozycji występu na scenie to unikam sytuacji, w której spodziewam się większego wstydu. Tak samo, jeśli nie zdecyduję się odezwać do kogoś z powodu nieśmiałości, unikam większego wstydu, który spodziewam się poczuć, gdybym się odezwał.

A wstyd może być pozytywną emocją? Wzmacniającą, budującą?

Wzmacniającą – nie wiem. Może być przydatną emocją, kiedy dostosowuje nas do jakichś ważnych obyczajów społecznych, których naruszenie naprawdę narobiłoby nam kłopotów. Na pewno nie jest to wstyd, który ogranicza nam angażowanie się w sensowne przedsięwzięcia.

Dlaczego wstydzimy się wstydzić?

Kiedy wstydzimy się czegoś i wstyd powoduje ograniczone możliwości, nieporadność w jakiejś sprawie, a we własnej ocenie chcielibyśmy być sprawni, móc to robić. Wtedy pokazywanie wstydu to pokazywanie tej nieporadności, która – wydaje nam się – będzie źle odbierana w oczach innych. Bez zrozumienia, tylko z krytycznym nastawieniem. Im bardziej spodziewamy się za to mocnej uogólnionej krytyki, tym bardziej możemy wstydzić się, że się wstydzimy. Czasem jednak chodzi o sam wstyd, jako uczucie wyrażające słabość, bez względu na to jakiej sytuacji dotyczy.

Można pokusić się o stworzenie listę rzeczy, z powodu których się wstydzimy?

Przypuszczam, że najczęściej prezentowania czegoś swojego przed innymi, zwłaszcza przed grupą osób albo przed osobą wyżej w hierarchii albo o wyższych, naszym zdaniem, kompetencjach. Ludzie często wstydzą się też, niestety, krzywd, których doświadczyli, zwłaszcza molestowania. Tak, jakby brali cudzy wstyd na siebie, jakby to, co im zrobiono, określało w zły sposób ich, a nie tych, którzy byli sprawcami. Czasem wstydzimy się zdrady, kiedy mniej rolę gra empatia, a bardziej ryzyko utraty dobrego obrazu siebie w czyichś oczach. Nagości wstydzimy się zwykle, przynajmniej w sytuacjach publicznych. Różnych swoich cech, np. elementów swojego wyglądu – to doskwiera wielu kobietom w naszej kulturze, bo obiegowe wzorce wyglądu są bardzo sztucznie wykreowane i trudno im sprostać. Zresztą, można się wstydzić czegokolwiek, odgłosu robienia siku, przypalenia ciasta, obgryzionych paznokci.

Łatwiej nam wstydzić się za kogoś niż za siebie? 

To indywidualna cecha. Niektórym łatwiej za siebie, innym za innych. Jeśli za innych, oznacza to szczególną zdolność do nieświadomej identyfikacji z drugą osobą robiącą coś niestosownego czy nieporadnego naszym zdaniem. Jakbyśmy na chwilę stawali się nią, przeżywali jej sytuację. Takie za małe poczucie odrębności, chwilowe zacieranie się granic psychicznych, może narażać nas niepotrzebnie na nieprzyjemne uczucia. Zwłaszcza, jeśli dzieje się to nawykowo i nie umiemy regulować, na ile chcemy w tej identyfikacji pozostać, a na ile już się odróżnić. Trochę podobnie jak przeżywając coś w imieniu bohatera w filmie, który oglądamy.

Jestem mało rozmownym, bo „jestem wstydliwy”, a może nie mam nic do powiedzenia? 

Kiedy często przeżywamy wstyd, ktoś może uznać nas za wstydliwych. Wstydem można się zasłaniać jak wszystkim innym. Ale też często wstyd jest realną barierą, nie do przejścia dla danej osoby bez pewnej pracy nad sobą. Może wstyd nie pozwala mu mówić, bo źle ocenia to, co przychodzi mu do głowy i auto-cenzuruje. I może nawet z tego powodu cierpi, ale nie jest w stanie przeciwstawić się własnemu wstydowi. Podjąć z nim skuteczną polemikę. A może nie mówi, bo nie ma nic do powiedzenia. Obie wersje są możliwe.

Jak radzić sobie ze wstydem

Budować niezależność realistycznego oglądu sytuacji i formułowania własnych opinii na podstawie obserwacji i wiedzy, a więc zdolność decydowania samemu o tym, czy jest czego się wstydzić. Tak, żeby nasze wewnętrzne szablony myślowe niosące krytykę nie decydowały za nas. Żeby te komentarze myślowe oceniające nas samych, które pojawiają się automatycznie i występuję przeciwko nam, odbierając nam poczucie zaufania do siebie i akceptację, straciły swój niesłusznie posiadany autorytet. Żeby przestały brzmieć tak wiarygodnie w naszej własnej głowie, jak coś co przekazuje prawdziwe informacje. Żeby stały się głosem przebrzmiałym, z którym już nie musimy się specjalnie liczyć, bo ufamy swojej zdolności do oglądania świata i wyciągania wniosków. Czyli, żeby te sztywne samokrytyczne przekonania, nie mające nic wspólnego z procesem myślenia, trafiły na swoje właściwe miejsce w przestrzeni naszego umysłu.


Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Paweł Malinowski, certyfikowany psychoterapeuta PTP, prowadzi psychoterapię indywidualną i grupową, a także warsztaty umiejętności psychologicznych, w tym warsztaty „Natura złości – czyli kiedy złość niszczy, a kiedy buduje” w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie.