„Nie jesteś nic, jesteś wszystko” – krzyczy w piosence „Larum” Nosowska. Przekaz mocny i trafiający prosto w głowę i serce. Zostaje tam, wierci dziurę, ale czy zostaje na dłużej? Jeśli kliknęłaś w ten artykuł, bardzo możliwe, że potrzebujesz choć odrobiny wsparcia w obszarze samoopieki. Dlatego zebrałyśmy kilka rad terapeutów, którzy specjalizują się w tym temacie. Zapoznaj się z ich praktycznymi wskazówkami, jak (naprawdę) pokochać siebie. Nie znajdziesz tu tzw. toksycznej pozytywności i nawołań do kochania siebie.
1. Pomyśl o miłości własnej jako o praktyce, a nie o celu
Nikt nie wskaże ci punktu orientacyjnego, w którym zobaczysz napis: brawo, kochasz siebie! Miłość własna to nie jest coś, co mamy raz na zawsze. To także nie to samo, co bycie „zakochanym” w sobie, więc jeśli słowo „miłość” nie wydaje ci się w tym kontekście odpowiednie, rozważ pracę nad akceptacją lub neutralnością. „Często definiujemy miłość w tym bajkowym sensie, w którym wszystko musi być idealne, a następnie wywieramy ten sam nacisk na miłość własną. A to nie ma szans się udać” – mówi Whitney Goodman, autorka bestsellerowej „Toxic Positivity”. Nie musimy kochać w sobie wszystkiego. Podobnie jak w przypadku innych długoterminowych związków, czasami kochanie siebie to tylko zaangażowanie, wytrwałość, akceptacja lub ogólna neutralność, dodaje psycholog kliniczna dr Alexandra Solomon.
Nie oczekuj, że z dnia na dzień wyhodujesz nowe wzorce myślowe: jak każdy nawyk, akceptacja i bycie dla siebie życzliwszą wymaga praktyki.
2. Wiedz, że nie musisz kochać swojej rzeczywistości, aby kochać (lub akceptować) siebie
Każdy, kto był obciążony przez „chciałbym, powinienem i mogłem”, wie, że akceptacja swoich błędów i niedoskonałości może wydawać się prawie niemożliwa. Jeśli zaprzeczasz temu, co się dzieje, bardziej prawdopodobne jest, że utkniesz w negatywnym dialogu wewnętrznym („Nie powinno tak być” lub „Nie powinnam była tego robić”). I odwrotnie, jeśli ćwiczysz akceptację swojej rzeczywistości w kategoriach nieoceniających („Taka jest moja sytuacja” lub „Tak właśnie się stało”), będziesz w stanie lepiej zaakceptować i przejść obok rzeczy, których nie możesz kontrolować. Słowo „akceptuj” jest tu kluczowe. Ważne jest również, aby pamiętać: proces uczenia się akceptowania i/lub wybaczania sobie może wywołać głęboki smutek.
„Kiedy zdamy sobie sprawę, że doskonałość nie jest warunkiem wstępnym bycia kochanym przez innych ludzi lub kochania siebie, możemy zacząć praktykować samoakceptację i, być może, w końcu miłość do siebie” – mówi dr Adia Gooden, psycholog kliniczna, której TED Talk o „bezwarunkowym poczuciu własnej wartości” polecamy.
3. Zmierz się z negatywną narracją mentalną, trzymaj się faktów
Buddyści wyjaśniają cierpienie jako dwie strzały. Pierwsza strzała to niefortunne zdarzenie, które nam się przytrafiło — bolesna strzała, na którą nie mamy wpływu. Druga strzałka to historia, którą sobie opowiadamy o tym wydarzeniu – to cierpienie jest samookaleczeniem. Miłość własna oznacza niestrzelanie sobie tą drugą strzałą. Przykład? Umiera ktoś bliski, a my wyrzucamy sobie, że np. nie zadzwoniliśmy do niego dwa dni wcześniej. To może też być narracja związana z tym, co obserwujemy w mediach społecznościowych. Negatywne myśli powodują w nas np. „ideale” życia innych na Instagramie. Koniecznie trzeba mieć z tyłu głowy, że social media to filtry. Nie tylko te na zdjęciach.
4. Przećwicz wyznaczanie granic — w prawdziwym życiu i online
Wyznaczanie bezpiecznych granic w związkach jest ważnym krokiem w kultywowaniu miłości własnej. Unikaj poświęcania czasu i energii ludziom — rodzicom, przyjaciołom lub partnerom — którzy wywołują w tobie poczucie bezwartościowości. Częścią praktykowania miłości własnej nie jest szukanie wody z pustej studni. Terapeuci zalecają dokonywanie wyborów relacyjnych, które koncentrują się na przyjemności, wygodzie, bezpieczeństwie i komunikacji. Być może będziesz musiała zakończyć związek z kimś, kto sprawia, że czujesz się źle sama ze sobą.