Go to content

Weekend OFF. Dlaczego każda matka potrzebuje weekendu dla siebie?

Fot. Archiwum prywatne

Długopisy w rękę. Otwieramy kalendarze i zaznaczamy najbardziej jaskrawym markerem, jaki znajdziemy w domu datę: Weekend OFF. Za tydzień, w listopadzie lub do połowy grudnia (byle przed gwiazdką). Każda z Was musi to zrobić. Każda aktywna, zmęczona kobieta, każda matka (jak matka to nie trzeba zbędnych przymiotników), każda zaabsorbowana codziennością osoba – potrzebuje weekendu dla siebie. Tylko dla siebie. Bez dzieci, męża, matki, teściowej, psa czy innego żyjącego stworzenia. Bez komputera też, Ipada, najlepiej bez telefonu. Bez niczego, co brzęczy nad uchem, bez przypominajek, że dziś trzeba to i tamto. Wystarczy torba, szczoteczka do zębów, bielizna na zmianę, dwa t-shirty i książka. I pokój gdziekolwiek.

To może być Londyn, Paryż albo Berlin (teraz może być problem ze znalezieniem tanich biletów, ale na przyszły rok możesz polecieć w cenie pierwszej klasy PKP). To może być Sopot, Kraków, Wrocław, Zakopane. Lub mała miejscowość pod Toruniem, gdzie wiesz, że dają dobrze jeść. To może być wreszcie mieszkanie znajomej, która mieszka trzy przecznice dalej i akurat wyjeżdża na weekend. Moja koleżanka Hanka: „Pożyczam od znajomej z pracy klucze i udaję, że jadę do SPA. Biorę kilka książek, płyty DVD i olejek do kąpieli i świece. Zamawiam sobie manicure i pedicure, idę do kina. Więcej mi nie potrzeba. Pieniądze na SPA zaoszczędzone, a wracam jak nowo narodzona”.

No właśnie, co to znaczy? Wrócić z weekendu bez dzieci. Ech! Jestem po trzech dniach (i trzech nocach) w Londynie (termin rezerwowałam już w maju) i mogę opisać Wam to doświadczenie.

Otóż:

  1. To znaczy być WYSPANĄ. Nie mieć ciężkich opadających powiek, nie ziewać przed 19-tą, nie czuć zmęczenia na myśl o kolejnym nadchodzącym dniu.
  2. To znaczy więc WYGLĄDAĆ DOBRZE. Wstać rano i widzieć w lustrze piękną wypoczętą kobietę, która nie potrzebuje nakładać dwóch warstw fluidu i korektora pod oczy. To znaczy móc wyjść do sklepu bez makijażu i bez okularów.
  3. To znaczy odzyskać CIERPLIWOŚĆ. Znów być spokojną, uśmiechniętą matką, która nie obraża się czy, nie daj Boże, podnosi głos na dziecko za to, że przyniosło niezjedzone kanapki ze szkoły, bo szynka niedobra (piąta wersja wędliny, przecież wiesz, że nie o wędlinę chodzi). Zamiast „Od dziś nie będzie kanapek do szkoły i mam to w nosie” słyszysz siebie „Ojej, przykro mi, że ci nie smakowały. A możesz spróbujemy następnym razem z serem?”.
  4. To znaczy być z powrotem KREATYWNĄ „Albo nie! Pojedźmy razem do sklepu i kupimy kilka rodzajów wędliny i zrobimy ci blind test. Nałożymy opaskę na oczy, a ty będzies próbować! I w końcu znajdziemy dla ciebie idealną szynkę!”. Albo mniej przyziemnie: „A gdyby tak zapleść ci zamiast jednego warkocza taki koszyczek nad szyją? Chodź, pokażę ci w Internecie”.
  5. MIEĆ CZAS na wszystko. „Mamo, ale zostało nam 15 minut do wyjścia, nie zdążymy zrobić fryzury!”. „Kochanie, 15 minut to cała wieczność. Ważna jest dobra organizacja!”
  6. No właśnie. Być ZORGANIZOWANĄ I UPORZADKOWANĄ. Mieć wieczorem strój przygotowany na następny dzień, plecak sprawdzony, masło wyciągnięte z lodówki, aby nie smarować zmrożonym, pobudka 6.45, muzyka w tle, płatki z mlekiem w miseczce i ulubione sztućce, kanapki w nowym lunch-boxi’e równo owinięte w sreberko, pomidorek koktajlowy i pokrojone w kostki jabłka. Matka idealna, bo świetnie zorganizowana.
  7. Czuć się więc DOBRĄ MATKĄ. Z powodów wyżej wymienionych. I czuć jeszcze większą miłość do własnych dzieci (choć wydawało się, że to niemożliwe). A wszystko z powodu tęsknoty wynikającej z rozłąki na trzy dni!
  8. Być też LEPSZĄ EKS. Czuć wdzięczność wobec ojca swoich dzieci za dobre zaopiekowanie, za podarowane chwile – do tego stopnia, że przywieźć mu z podróży drobiazg (magnez na lodówkę z czerwoną budką telefoniczną).
  9. To znaczy też czuć się KOBIECO I ATRAKCYJNIE. Nowa bielizna lub/i kozak na szpilce (I w Londynie, i w Sopocie, czy pod Toruniem można coś dorwać na przecenie). Mieć poczucie wszechmocy, łapiąc spojrzenia na stacji benzynowej, tankując auto.
  10. Odzyskać ochotę na MIŁOŚĆ. W każdym wydaniu. Nie odkładać na później. Nie syczeć ze złością, że to ostatnia rzecz, na którą masz siłę.
  11. Odzyskać OPTYMIZM. Widzieć świat w złotych jesiennych barwach i znów się zachwycać jesienią w Polsce. Myśleć sobie, że życie jest naprawdę pełne magicznych chwil.
  12. Odzyskać POWER. Po prostu. Że znów się chce.

Moja przyjaciółka komentuje „Ja nie lubię wyjeżdżać, bo nie znoszę wracać. Dostaję natychmiast depresji, że znów będzie tak samo”. Ja mam swój sposób na to: ostatniego dnia na wyjeździe rezerwuję następny weekend. Owszem, czasami jest to kwestia kilku miesięcy czekania, ale jakże inaczej się patrzy na kalendarz, gdy bije z niego jaskrawy odblask markera, który wyznacza kolejny cel???

Moja rada: Nie odkładaj tego na jutro. Pomyśl, gdzie możesz czmychnąć. Teraz. A jak już się zdecydujesz, to:

  • Napisz do męża/babci/niani, że rezerwujesz dla siebie Weekend OFF
  • Na pytanie „Po co?” wyślij im link to tekstu
  • Jeśli nie chcesz sama, namów koleżankę albo kilka
  • Kup sobie kolorowy marker do kolejnych planów
  • I zapłać zaliczkę, tak aby żadne inne sprawy tego świata nie pozwoliły ci odwołać
  • A jak wrócisz, napisz do mnie i opowiedz, jak Ci było dobrze i z czym wróciłaś 🙂

PS: A żeby nie było tak słodko. Moja córka Klara przed zaśnięciem wczoraj (tuż po moim powrocie): „Już nigdzie nie wyjeżdżaj, Mamo. Nienawidzę weekendów bez ciebie”. Ja w myślach: „A ja kocham”. I tę właśnie różnicę w perspektywie między nami, naukowcy określają jako EGOCENTRYZM 🙂