Go to content

„Ona kazała mi ściągać ojca od kochanki do domu. A on namawiał mnie do drwin z matki. Tak rodzice zmarnowali mi życie”

Fot. iStock/KatarzynaBialasiewicz

Kochani rodzice, urządziliście mi piekło w domu. Niby było posprzątane i nie brakowało w nim pieniędzy. Niby miałam fajnego, przystojnego tatę. Niby miałam dbającą mamę. W sumie – na pierwszy rzut oka – nie było do czego się przyczepić. Była meblościanka. Białe firaneczki, a za nimi nasze małe piekiełko. Dopiero dziś wiem, jak bardzo mieszaliście w moim dziecięcym poczuciu bezpieczeństwa. Jak bardzo pogrywaliście między sobą – dzieciakiem, którym wtedy byłam.

Do taty: „Zawsze czułam, że gardzisz matką. Nazywałeś ją – niby w żartach – wieśniarą, pokazując mi herby rodowe twojego nazwiska. Czułam się ważniejsza od matki. Nosiłam przecież twoje nazwisko. A ty uwielbiałeś ze mną spędzać czas, zabierałeś mnie na różne fascynujące wycieczki. Wtedy matka zostawała w kuchni, by robić nam obiad i wszystko ładnie posprzątać. Dziś wiem, że zajęłam jej miejsce. A miałam wtedy sześć lat”.

Do mamy: „Widziałam twoje łzy, chciałam je ocierać, jakoś ulżyć w cierpieniu, gdy opowiadałaś mi o jego kochankach. Mówiłaś, jak bardzo czujesz się zdradzona, oszukana. Nic więc dziennego, że otulając instynktownie twoją kobiecą krzywdę, nagle zmieniła front i ustawiałam się razem z tobą do walki z ojcem. Tylko czy słusznie? Czy to było wtedy moją rolą? Miałem przecież tylko trzynaście lat!”

Mamo, dlaczego ty mi opowiadałaś o jego kochankach? Co z tego, że zewnętrznie już przypominałam kobietę? Przecież i tak nie potrafiłam ci nic sensownego poradzić, bo nie miałam żadnego doświadczenia życiowego. Ty jednak w swoim nieszczęściu tego wszystkiego nie dostrzegałaś i dlatego prosiłaś mnie, bym pogadała z tatą i bym powiedziała mu, jak bardzo go kochamy i potrzebujemy. Widząc twoje łzy i cierpienie, chciałam dla ciebie to wszystko zrobić. Może nawet nie dla ciebie. Dla siebie też! Byłam wtedy przerażonym dzieciakiem, któremu wydawało się, że świat bez ojca natychmiast się posypie.

Pamiętam, jak pytałaś mnie trzynastoletnią: „Czy chcesz, bym rozstała się z ojcem?”. Nie czułaś wtedy, że nieświadomie przerzucasz ciężar decyzji na mnie? Ja nie umiałam ci nic doradzić, wpadałam tylko w ogromną panikę. Było mi gorąco i bałam się. Właściwie to ja wtedy umierałam ze strachu, widząc twoją bezradność. Biegałam więc do ojca i błagałam w twoim imieniu, by do nas wrócił. Negocjowałam, wspinałam mu się na kolana. Uwodziłam, tuliłam się do niego, zalewając łzami. Teraz wiem, że to, co mi fundowaliście, było wobec mnie nadużyciem.

Tato, ty też masz swoje za uszami. Zrobiłeś sobie ze mnie swoją Małą Księżniczkę. Pewnie, kiedy miałam te sześć czy nawet dziesięć lat – uznałeś, że ponieważ nie kochasz mojej matki, całą swoją miłość „przelejesz” na mnie. Ale to nie była taka czysta miłość ojca do dziecka. Ty mnie po prostu ubóstwiałeś. Widziałeś we mnie wszystko to, czego nie miała matka. Byłam twoim oczkiem w głowie, ślicznotką, super mądrą i inteligentną dziewczynką. Pamiętam też, że razem z tobą śmiałam się z mamy. Może nawet trochę nią gardziłam? Wy oboje nie umieliście ze sobą rozmawiać, więc nieświadomie wykorzystywaliście mnie jako mediatora. Biegałam więc z wywiaszonym językiem przenosząc wieści od jednego do drugiego, byleby tylko nasza rodzina mogła przetrwać.

Przetrwała! Nie wiem, czy dzięki moim wysiłkom. Dziś jesteście nadal razem, pomimo burz i naporów. Wydaje mi się, że poukładaliście sobie wiele spraw i jesteście razem w końcu szczęśliwi, bo nie widzę, byście się nadal kłócili. Razem do kościoła, razem na wakacje, razem do sklepu i na spacer do parku. Jakim cudem się to stało? Jesteście dziś jak dwie papużki nierozłączki! To mógłby być happy end tej historii.

Ale nie jest! Czy wy teraz zastanawiacie się czasem, jaką ja za to wszystko zapłaciłam cenę? Musiałam nagle stać się osobą dorosłą, odpowiedzialną za przyszłość rodziny. Kiedy moje koleżanki bawiły się w dom, ja w tym domu musiałam zarządzać. Ściągać ojca z powrotem od kochanki. Mamie zaś robić śniadania do łóżka, bo nie miałaś siły z niego już wstawać.

Dziś, kiedy chodzę na terapię i jestem bardziej już świadomą osobą, czuję wściekłość. Czy fakt, że nie potrafię poukładać sobie życia z żadnym mężczyzną, jest waszą winą? Czy fakt, że nie ufam facetom jest winą zdrad ojca? A może to winą mojej matki, która nie potrafiła sama z mężem załatwiać swoich spraw tylko wciągała w nie swoje kilkuletnie dzieckow roli jakiegoś wybawcy emisariusza?

Czytam dziś portale psychologiczne, a w nich terminy, takie jak „triangulacja” czy „parentyfikacja”. Wystarczy odpalić Wikipedię. Triangulacja polega na tym, kiedy do konfliktu pary wciągana jest trzecia osoba po to, by rozwiązać dany problem. Najczęściej uczestnikami tej sytuacji są rodzice i dziecko, które niby ma pomóc w rozwiązaniu konfliktu. Parentyfikacja zaś to zjawisko psychosocjologiczne polegające na odwróceniu ról w rodzinie, w wyniku czego dziecko pełni rolę opiekuna, partnera i powiernika w stosunku do swych rodziców. Przy czym zadania oraz obciążenia przypadające na dziecko są z reguły nieadekwatne do jego poziomu rozwoju i możliwości emocjonalnych. Kropka.

Tak właśnie wyglądało moje życie z wami. Dziś jesteście jak te papużki nierozłączki, a ja… zapłaciłam za dzieciństwo z wami wysoką cenę.