Go to content

Kochana mamo, zrobiłaś mi krzywdę. Dopiero teraz to wiem. I wiem, że nie ma w tym twojej winy

Fot. iStock/wundervisuals

Kochana mamo, zrobiłaś mi krzywdę. Dopiero teraz to wiem. Choć jednocześnie mam przekonanie, że nie ma w tym żadnej twojej winy, bo zrobiłaś to nieświadomie i w dobrej wierze. Ale dziś mocno już czuję, że muszę się od ciebie uwolnić. Jesteś mają najlepszą przyjaciółką. Kiedy to powtarzałam w dzieciństwie, ty dyskretnie uśmiechałaś się z dumą. Moje koleżanki zawsze mi ciebie zazdrościły. Jesteś świetnie ubrana, tolerancyjna, rozumiejąca, uwielbiasz ze mną rozmawiać, tłumaczyć mi życie…

Nigdy jakoś się przeciwko tobie nie buntowałam. Oczywiście kłóciłyśmy się czasem, ale zawsze wiedziałam, że mnie zrozumiesz i mi wybaczysz. Nie pamiętam jednak, bym przechodziła kiedykolwiek przez tzw. bunt młodzieńczy. Znajomi mówili, że nienawidzą swoich starych, że oni ich nie rozumieją. A ty zawsze byłaś taka cudowna, że ja po prostu nie miałam się przeciwko czemu buntować.

Dopiero teraz to zrozumiałam. Tak, wiem, że bardzo późno! Mam trzydzieści lat. Ty prawie sześćdziesiąt. A nadal jesteś mi najbliższą, najbardziej kochaną przeze mnie osobą. Bez ciebie mój świat po prostu nie ma sensu. Nie wyobrażam sobie, jakbym miała dalej istnieć bez ciebie. I właśnie w tym jest problem. Musisz mnie jakoś z tego uwolnić. Pozwól mi żyć swoim życiem, bo inaczej dojdzie do jakiegoś nieszczęścia.

Powiernica sekretów

Pamiętam, że zawsze opowiadałam ci wszystko i ty to rozumiałaś. Mówiłaś, jak to było z tobą, gdy dojrzewałaś, gdy cierpiałaś z powodu pierwszych utraconych miłości, nieudanych związków. Twoje zdanie stało się dla mnie najważniejsze. Jesteś od dawna dla mnie ostateczną wyrocznią. Może dlatego, że sama tak wiele nieszczęścia doświadczyłaś, stałaś się tak wyjątkowo mądrą kobietą? Może?

Ja też zawsze wiedziałam, co dzieje się pomiędzy tobą a ojcem. Współczułam ci też, że twoja relacja z moim ojcem jest tak skomplikowana. Byłam twoją powiernicą nawet… gdy zdecydowałaś się zrobić ukradkiem przed tatą aborcję. Przynosiłam ci wtedy do łóżka herbatę. Gładziłam po czole i dotrzymywałam tajemnicy, ponieważ poprosiłaś mnie, bym nikomu o tym nie opowiadała. Jednocześnie dziś już wiem, że ja tych wszystkich twoich intymnych sekretów nie chciałam znać. Może słowo „nie chciałam” nie jest adekwatne, bo jak każda dziewczynka byłam ciekawska i zastanawiało mnie, dlaczego tata nie odzywa się do ciebie, albo dlaczego nagle znika z domu, a po kilku tygodniach jednak wraca. Miałam wtedy tylko czternaście lat, a zachowywałam się jak twoja matka. Dziś wiem, że w tym było sporo nadużycia. Mój terapeuta nazywa to parentyfikacją, czyli zamianą miejsc. Mówi, że to jest bardzo niezdrowe, kiedy córka musi stać się matką dla swojej matki.

Jednocześnie byłaś po prostu fajna i piękna. Pamiętam taki obraz mojej młodości… Miałam wtedy chyba z siedemnaście lat. Paliłam papierosy, a ty mi na to pozwalałaś. Razem więc paliłyśmy w ukryciu przed babcią papierosy na balkonie. Mało tego. Kiedy przychodziły do mnie przyjaciółki, robiła się nas na tym balkonie mała grupka, śmiejących się, kopcących szlugi niesfornych dziewczyn. I ty między nami. Zupełnie jak jedna z nas. Moje przyjaciółki właśnie za to cię uwielbiały. A ja wtedy czułam w sercu drobny sprzeciw. Serce już wtedy podpowiadało mi: „Zostaw nas. To są moją przyjaciółki, a nie twoje”. Nigdy jednak tego nie powiedziałam tego na głos. Byłam chyba zbyt mocno odurzona uwielbieniem innych dzieciaków wobec ciebie. Kto nie chciałaby mieć rodzice ze szlugami i jointami na luzie w liceum. Czułam się wyróżniona!

Tęsknota za mamą

Kiedy po studiach powiedziałam ci, że wyprowadzam się do innego miasta z chłopakiem, posmutniałaś. Widziałam, że chcesz, bym mieszkała nadal blisko ciebie i czułaś, że Krzysiek to nie jest już tylko jedna z młodzieńczych głupich miłości. Pamiętam, że powiedziałaś tylko: „Córeczko, oczywiście, że miło by było, gdybyś została blisko. Ale rób to, co da ci szczęście” i cały dzień chodziłaś struta. A ja tylko monitorowałam każdy twój grymas, każdą łzę kręcą się w twoim oku, ucieraną niby dyskretnie czubeczkiem chusteczki. W tym momencie marzyłam, byś powiedziała: „Kochanie cieszę się, że znalazłaś fajnego faceta. Ja mam swoje sprawy. Jedź, przeprowadzaj się, bo nadszedł twój czas”. Byłoby mi lżej.

Gdy już wyjechałam do Gdańska, na drugi koniec Polski, czułam się zawsze w obowiązku… Nie, obowiązek to jest jednak złe słowo. Ja jednak chciałam codziennie do ciebie zadzwonić. Jak tylko wychodziłam z pracy, to zanim jeszcze wsiadałam do samochodu – brałam telefon i pytałam cię, co słychać. Ze szczegółami opowiadałam w drodze do domu o wszystkim, co wydarzyło się w pracy. Czasem jeszcze stałam na parkingu w samochodzie, by wysłuchać, jak tobie minął dzień. Potem to samo robiłam przed snem. Dzwoniłam, by sprawdzić, czy dobrze się czujesz i tak naprawdę cierpiałam. Bo na końcu języka miałam: „Wracam. Tęsknię i czuję, że chcę być jak najbliżej ciebie”.

Mój facet był najpierw bardzo tolerancyjny. Rozumiał, że łączy nas wyjątkowo silna kobieca więź. Poza tym on bardzo cię lubił, więc nie miał z tym problemu. Po roku jednak powiedziałam mu, że kategorycznie chcę wrócić na Podhale, że czuję się związana z domem i porzuconymi przyjaciółmi. Mówiłam mu, że w Gdańsku nie znalazłam jednej przyjaciółki, choć przyznałam, że rodzina i przyjaciele Krzyśka przyjęli mnie serdecznie. Mimo to nie potrafiłam odnaleźć się.

Wtedy jednak Krzysiek zwrócił mi uwagę, że tak naprawdę on czuje się mniej ważny od ciebie. Wybuchła awantura, ponieważ na tamtym etapie wydawało mi się, że to jest jakiś absurdalny zarzut. Jak ty, moja mama miałbyś konkurować z moim partnerem? Przecież to się nie trzyma kupy! A jednak…

Rozstaliśmy się, bo Krzysiek powiedział, że nie widzi na Podhalu dla siebie perspektyw. Ja wtedy myślałam, że gdyby mnie kochał, zrozumiałaby i rzucił dla mnie wszystko. Ale dziś wiem, że to on chyba miał rację. Świat wydawał mi się Podhalem – bo ty w nim byłaś. Moja mama, najlepsza przyjaciółka.

Parentyfikacja jest niezdrowa

Od kiedy chodzę na terapię, wiem, że taka więź jest niezdrowa. Wiem też, że matka powinna być matką, a nie przyjaciółką. Powinna dawać oparcie, troszczyć się, ale zwierzać ze swoich własnych intymnych kłopotów. Od tego matka musi mieć partnera. A jeśli on zawodzi – najlepiej przyjaciółki. Niepotrzebnie zostałam twoją powiernicą. Dziś w zasadzie jesteś nie tylko moją najlepszą przyjaciółką. Ty jesteś moją jedyną przyjaciółką, ponieważ ja nie potrzebuję wspierających mnie kobiet. Mam ciebie.

Ale chcę zrobić teraz w swoim życiu porządek. Powiem ci jednak, że to jest trudne. Mieszamy dziś w jednym miasteczku, bardzo blisko siebie. Jesteś! Ale ja czuję, że być może rozstając się z Krzyśkiem, straciłam miłość swojego życia. Nie potrafię się o ciebie nie martwić. Nie potrafię nie odebrać twojego telefonu. Nie umiem ci powiedzieć NIE, gdy o coś prosisz. Mamo, jak my się mamy rozdzielić. Nie chcę, by tym momentem była twoja śmierć. Chcę dostać od ciebie zielone światło.

Powiedz mi: Córko, idź w świat! Ja ciebie już nie potrzebuję. Mam swoje sprawy. Zadzwoń do mnie od czasu do czasu. Ale nie codziennie, bo mi przeszkadzasz”. Mamo, proszę powiedz tak do mnie!

Zobacz także: Przyjaźń między matką a córką może być krzywdząca. Lepiej, by matka była matką, nie kumpelką