Jestem w szóstym tygodniu ciąży. Jest noc, nie śpię. Za kilka godzin mam USG. 27 stycznia. Czy to zły omen? Dokładnie rok temu opublikowano wyrok Trybunału Konstytucyjnego uznający, że przerywanie ciąży z powodu wad płodu jest niezgodne z polską konstytucją. Tym samym zapis stał się obowiązującym prawem. Rok absurdów. Wali mi serce, do oczu cisną łzy.
„Wyłącz to” – proszę męża. W telewizji oglądam zapłakaną siostrę bliźniaczkę Agnieszki z Częstochowy. Tej, która mogła żyć, urodzić bliźniaki, a której już nie ma. Tej, która już nie zobaczy męża i rodziny. A oni będą walczyć o sprawiedliwość, której być może nigdy nie wywalczą.
Dziecko na pewno jest ciężko chore.
Dziecko jest zdrowe, ale to tylko odroczony wyrok. Ale co, gdy trafię do szpitala w którymś tygodniu ciąży i nikt mi nie pomoże? Umrę i zostawię mojego dziesięcioletniego syna? Męża, rodziców?
Czy nie jestem zbyt dużą egoistką? Tak bardzo chciałam mieć drugie dziecko, tyle lat starań, a dziś nie mogę się tym cieszyć. Nie mogę spać.
Bzdury mówię? Wybaczcie, burza hormonów
Ale czy wy naprawdę sądzicie, że tamte myślały, że tak się skończy ich ciąża? Czy zdawały sobie sprawę, że nie tylko nie zostaną matkami, ale też nie przeżyją? Nie mówcie mi, więc, że to bzdury, bo to realne zagrożenie. Wszystkie w ciąży jesteśmy teraz zagrożone. Na kogo wypadnie, na tego bęc.
Znamy też dwa dobrze udokumentowane przypadki kobiet – Agaty Lamczak i Izabeli z Pszczyny – które umarły, bo lekarze i lekarki bardziej obawiali się konsekwencji przerwania ciąży niż śmierci pacjentki. W obu przypadkach przesłanka do przerwania ciąży – zagrożenie życia i zdrowia – była wyraźna: Agata cierpiała na wrzodziejące zapalenie jelita grubego i ogromnie cierpiała, u Izabeli rozwijała się sepsa. Czy podobnie było w przypadku Agnieszki?
Słucham tłumaczeń lekarzy, nie przekonują mnie
11 lat temu dowiedziałam się, że jestem w pierwszej ciąży. Byłam młodsza, nie bałam się choroby dziecka. Ale moja lekarka z kliniki sama proponowała mi badania. I wyraźnie mówiła, że mam prawo usunąć. Właśnie. Prawo. Dziś go nie mam.
Wchodzę na forum dla kobiet. Czytam wątek z 2011 roku o złym wyniku testu Pappa i amniopunkcji.
„Hej dziewczyny, do 13 tygodnia wszystko było super… jednak na USG w 13 tygodniu okazało się ze NT (przezierność fałdu karkowego dop. red) wynosi 14 mm. Dziecko ma ogólny obrzęk, a do tego cystę na karku (ok 18 mm) no i dwu a nie trzynaczyniową pępowinę. Tak więc zrobiłam testy z krwi, wyniki: trisomia 13 1:7, trisomia 18 1:2, trisomia 21 1:4… nie muszę chyba dodawać co czułam po USG, a potem otrzymując wyniki testów. Ale jeszcze gorsze było czekanie 3 tyg.na amniopunkcję, tym bardziej, że z racji obrzęku serce dziecka mogło stanąć w każdej chwili. Na trzy dni przed wyznaczonym terminem byłam tak zestresowana, że poszłam na USG sprawdzić, czy moje maleństwo nadal żyje. Okazało się, że tak, jednak cysta na karku nie miała już 18 mm, ale 40, tak więc jak połowa całego dzieciaczka. Wczoraj w końcu zrobiono amniopunkcję. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki nie mam nawet 0.01% nadziei na cud, lekarze obstawiają trisomie 18, tak więc wada letalną. Sama świadomość choroby mojego dzieciaczka to jedno, ale widok na ekranie USG coraz bardziej osłabionego przez obrzęk i tą gigantyczna torbiel, jest jeszcze bardziej dołujący, bo wiem że każdy kolejny dzień jego życia jest prawdziwą walką, której i tak nie wygra. Boli mnie, że na wyniki musze czekać kolejne 3-4 tyg. Tylko po to, by w końcu umówić się na terminację i móc zakończyć cierpienie mojego dziecka. To trudna decyzja, oboje bardzo chcieliśmy zostać rodzicami, jednak wiedząc, że maleństwo prawdopodobnie nie przeżyje nawet porodu, nie widzę żadnego powodu, by dłużej męczyć jego i nas samych”.
Wyjaśnię. Trisomia 13, zespół Patau, jedna z najcięższych chorób genetycznych, która w większości przypadków doprowadza do śmierci płodu jeszcze w macicy lub krótko po porodzie Trisomia 18, zespół Edwardsa. Może doprowadzić do poronienia, ale nie musi. Dziecko rodzi się z licznymi wadami, po urodzeniu musi być karmione sondą, jeśli zdarzy się, że przeżyje rok, nie chodzią, nie wstaje, nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Trisomia 21 to zespół Downa.
Dziewczyna ciążę usunęła. Dziś kobiety w podobnej sytuacji nie mają szansy tego zrobić leganie.
Jesteście pewne, że urodziłybyście? Wasi partnerzy by tak zdecydowali? Dobrze, rozumiem, nic mi do tego. Ale nie wszyscy są tak silni. Nie wszyscy. Ja nie jestem. Nie wiem, czy jestem. Ale chodzi o cholerny wybór!
- POLECAMY RÓWNIEŻ: „Dlaczego Izabela z Pszczyny nie żyje? Opowiem wam o mojej pracy – list ginekolożki
Poza tym hospicja dziecięce pełne są dzieci rodziców, którzy myśleli, że dadzą radę
Doktor Krzysztof Nawrocki, dyrektor medyczny Małopolskiego Hospicjum dla Dzieci, specjalista chorób dzieci powiedział rok temu w wywiadzie: „Żaden z polityków nigdy nie chciał przyjechać do hospicjum, choć zawsze, przy każdej nadarzającej się okazji powtarzam: zapraszam do naszego hospicjum. Wsiądziemy do samochodu i razem odwiedzimy dzieci znajdujące się pod naszą opieką. Wtedy będziecie mieli państwo obiektywny ogląd, jak naprawdę wygląda codzienne życie tych rodzin. Jestem przekonany, że większość z tych, którzy tak głośno domagają się zakazu terminacji ciąży obarczonej ewidentną i ciężką chorobą, nigdy takiego dziecka nie widziało na własne oczy. Czyli jest to głos teoretyków. Może gdyby zobaczyli, zrozumieliby dramat codziennego strachu, zmęczenia i braku nadziei, że będzie lepiej”.
Nie dziwię się kobietom, które mówią: nie urodzę.
Nastolatkom, które nie chcą mieć dzieci.
Mam 36 lat i sama myślę, że zwariowałam, że jestem w tej ciąży.
Na każdym etapie może czekać mnie dramat. Jestem na łasce i niełasce lekarzy. Ich sumienia, ich poglądów, czy choćby lęku przed utratą pracy czy innymi konsekwencjami. Nie decyduję, nie mam wyboru. Nie może decydować mój partner. Czuję się nikim w tym kraju.