Piszę do Ciebie kolejną wiadomość. Wiadomość, bo telefonów już nawet nie odbierasz. Wiem, co myślisz, kiedy wyświetla ci się mój numer na ekranie. Domyślam się, co mówisz swojej partnerce. Tak, kolejny raz proszę o pieniądze. Treść niezmienna od miesięcy: proszę, przelej mi pieniądze, już dawno po terminie. Czy to jest normalne, by co miesiąc błagać o alimenty dla naszego wspólnego syna i czuć się przy tym coraz bardziej zawstydzona, upokorzona, sfrustrowana?
Mamy listopad. Czekam na alimenty września. Nie, nie żeruję na twojej pensji. Nie czekam na przelew, by kupić sobie ciuchy, kosmetyki i zapłacić rachunek za swój telefon. Nie czekam na przelew, by te pieniądze natychmiast wydać. Czekam na przelew, bo te pieniądze należą się mojemu dziecku.
Nie, nie głodujemy, mamy gdzie mieszkać i za co żyć. To zupełnie nie o to chodzi. Pracuję, pobieram 500 plus, ale zwyczajnie potrzebuję tych 700zł, które zgodnie z twoją wolą i wyrokiem sądu miałeś posyłać mi co miesiąc na konto, 1-go każdego miesiąca. Dziś 6-ty, pieniędzy od Ciebie brak. Trzeci miesiąc.
Powiedz, może powinnam odpuścić? Nie wliczać tej kwoty do domowego budżetu? Po mojej stronie psychiczne koszty są bardzo wysokie. I jeszcze te nerwy. Dość mam ciągłego tłumaczenia Ci, że idzie zima, że ciepłe buty, że kurtka cieplejsza potrzebne, że obiad w przedszkolu nie jest za darmo, tak jak lekarstwa, witaminy i zajęcia z judo. Fajnie się pozuje z synem do zdjęć, prawda? Gorzej wziąć za niego odpowiedzialność i wspierać finansowo…
Nie żyjesz codziennie ze swoim synem. Nie widzisz jak rośnie, nie jesteś przy nim gdy w nocy gorączkuje, gdy ma dobre dni i gdy ma gorsze dni. Nie widzisz ataków histerii, momentów smutku ani szczęśliwych, radosnych chwil. Nie widzisz, jak zaczyna składać literki, jak świetnie liczy. Ponosisz konsekwencje swojej decyzji, by wyprowadzić się do innego miasta i założyć nową rodzinę.
Twoje kontakty ograniczają się do telefonów, raz na trzy miesiące. Wysyłasz SMS-y i obrażasz się, że on nie odpisuje. Zapomniałeś chyba, że nie ma własnego telefonu i nie umie jeszcze dobrze czytać ani pisać. Ma przecież 6 lat. A ty od trzech lat nie uczestniczysz w jego życiu tak, jak powinieneś. Tak jakbyś rozwiódł się i ze mną, i z dzieckiem. A teraz comiesięczne zobowiązanie jest niemiłym obciążeniem. Jedynie materialnym.
Wojtek rośnie. Za chwilę pójdzie do szkoły, pewnie jak inni rówieśnicy będzie uczęszczał na jakieś dodatkowe zajęcia, będzie miał jakieś hobby. Koszty utrzymania starszego dziecka są wyższe. Już teraz odkładam pieniądze na koncie oszczędnościowym. Dla własnego spokoju. Dla naszego poczucia bezpieczeństwa. Dla niego. Dlatego, że jeśli cokolwiek się stanie, mogę liczyć tylko na siebie.
Kiedy w końcu wyślesz nam te kilkaset złotych, jesteś z siebie bardzo dumny. Nie omieszkasz przy tym dodać jakiegoś komentarza. Zawsze usłyszę: „Nie wiem na co ty wydajesz tyle pieniędzy, na pewno zle się rządzisz…”
Zamilkłeś kiedy wysłałam ci rachunek za nowe buciki, czapkę, szalik i kurtkę. A przecież kupiłam je w Pepco, a nie w Reserved…
Wstyd mi przed Wojtkiem za to, że ma takiego ojca. Jest mi przykro, bo sama tak wybrałam. Ale chyba nadal będę wysyłać ci co miesiąc przypominajki o przelewie. Bo postępujesz nieuczciwie wobec własnego dziecka.